- Co ona miała na myśli mówiąc: użyj tępego noża?- spytał Draco, kiedy para zniknęła za ścianą i popatrzył na przyjaciela.
- A skąd ja mam wiedzieć? Może jej się uroiło, że to ja ją zaatakowałem? To psycholka! Widziałeś co robi na zajęciach! Rzuca zaklęciami na prawo i lewo. Według mnie powinna się leczyć…- odparł chłopak.- Draco, chyba nie myślisz, że bym ją zaatakował? Co mnie interesuje ta zdradziecka szmata?
- Mam nadzieję, że to nie byłeś ty…- warknął blondyn i ruszył w stronę jeziora.
- Jakie masz plany na święta?- spytała czarnowłosa dziewczyna doganiając go i łapiąc pod ramię.- Bo myślałam, że mógłbyś przyjechać do mnie…
- Źle myślałaś… Nie przyjadę do ciebie, ani do nikogo innego. Jadę do domu napawać się ciszą…- powiedział z groźnym błyskiem w oku i oderwał jej dłoń od swojego ramienia.
- Ale powinieneś poznać moich rodziców!
- Nic nie powinienem!- krzyknął na nią i odszedł.
- Zostaw go w spokoju. Przechodzi… trudny okres.- powiedział Blaise i poszedł za przyjacielem.
- I co ja jeszcze mogę zrobić?- jęknęła dziewczyna.- Tak się staram, a on nic! Wykorzystuje mnie tylko!
- I co ja ci na to poradzę? Draco to Draco… Pewnie jest sfrustrowany, bo ta blondyna mu nie daje…- zaśmiał się głośno Nott i poszedł w kierunku przeciwnym do jego przyjaciół.
- SŁUCHAM!?- krzyknęła.
- To ty nie wiesz? Ah skarbeńku, on i ta blondyna sypiali ze sobą przy każdej nadarzającej się okazji. Mogę się tylko domyślać jaka była dobra, skoro teraz chodzi i na wszystkich się wyżywa. Ulubieńcy Voldemorta…- splunął na trawę.- Ona zdrajczyni, on tchórz. A Czarny Pan i tak nie zabił żadnego. Ale ja się odegram… Malfoy zgnije w Azkabanie jak z nim skończę…
***
Siadła w najniższym rzędzie i czekała aż doprowadzą oskarżonego na miejsce. Zacisnęła dłonie w pięści i poczuła jak paznokcie przebijają jej skórę. Jak zobaczyła chłopaka, ledwo powstrzymała się przed głośnym jękiem. Strażnicy prowadzili go jak szmacianą lalkę, która nie stawia zbyt dużego oporu. Miał podkrążone oczy, które pozbawione były jakiegokolwiek blasku, chorobliwie białą cerę i zapadnięte policzki. Popatrzył nieprzytomnie na Ministra Magii i przeczesał dłonią brudne włosy.
Złamali go.
- Dzisiaj rozpatrzymy sprawę pana Malfoy’a. Jego rodzice byli bliskimi współpracownikami Voldemorta. Sam został naznaczony przed szesnastymi urodzinami. Wiemy, że dostał zadanie, aby zabić dyrektora Hogwartu, wiemy jednak, że tego nie zrobił. Nie wiemy jednak co jeszcze robił, gdy był wśród Śmierciożerców.
Chłopak nawet nie podniósł na nich wzroku. Wpatrywał się tępo w podłogę. Dziewczyna miała ochotę zakończyć to bezsensowne spotkanie.
- Ma pan coś do powiedzenia?- spytał czarnoskóry mężczyzna. Dopiero wtedy podniósł głowę.
- Chyba wszystko zostało powiedziane. Dla was i tak jestem Śmierciożercą. I tak mnie skażecie.
Nie mogła patrzeć na jego zrezygnowaną postawę i brak woli walki. Jakby już widział siebie za kratami do końca życia.
- Zebraliśmy zeznania ludzi biorących udział w bitwie o Hogwart… Wiemy, że uratował kilka osób, później razem z rodzicami opuścił teren szkoły. Jego matka oszukała Voldemorta, mówiąc, że Harry Potter nie żyje.
Blondynka odchyliła głowę i spojrzała na sufit. Wszystkie oczy skierowane były na blondyna, który nie przypominał człowieka, którego widziała kilka tygodni temu. Serce jej pękało, gdy patrzyła na niego w takim stanie.
- Kto uważa, że młody pan Malfoy, powinien trafić do Azkabanu na okres 5 lat, za działalność u boku Lorda Voldemorta?
Kilka rąk podniosło się do góry. Dziewczyna policzyła osoby, które chciałby go skazać na odsiadkę.
- Ile osób uważa, że powinien zostać uniewinniony?
Zdecydowana większość uniosła dłonie właśnie w tym momencie.
- Oskarżony jest niewinny i oczyszczony z zarzutów. Następna sprawa…- powiedział Kingsley i popatrzył na miejsce, na którym siedziała blondynka. Musiała wyjść tuż po tym jak uniosły się dłonie ludzi, którzy chcieli uniewinnienia chłopaka.
Tymczasem ona stała już w swoim gabinecie i czekała aż strażnicy przyprowadzą go do niej.
- Draco…- powiedziała cicho rzucając mu się na szyję, gdy drzwi za nimi się zamknęły.- Jak się czujesz?
- Kiepsko…- odparł obejmując ją w talii i ledwo przyciskając do siebie. Czuła jaki był słaby, widziała że zaraz może się przewrócić.
- Nie wierzę, że trzymali cię tam tak długo. Wyglądasz okropnie…- powiedziała z ironicznym uśmiechem.- Zabieram cię do siebie…
- Co z moimi rodzicami?
- Nikt nie wie gdzie są. Zniknęli… Poza tym nie są ich priorytetem. Ważniejsi są ci którzy faktycznie zabijali. Twój ojciec nikogo nie pozbawił życia.
- Nazwali ją Śmierciożercą… Ona nie była jednym z nas.
- Wiem… I ty też to wiesz, a to jest najważniejsze.
- Od kiedy to pracujesz w tym zapyziałym Ministerstwie?- spytał kiedy pojawili się przed wynajętym przez nią mieszkaniem w centrum Londynu. Było niewielkie, ale jasne, z dużą ilością okien, które wpuszczały do środka światło. Od czasu pobytu w więzieniu, dziewczyna potrzebowała słońca, bo tam nie uraczyła go przez kilkanaście dni. Wcześniej też w jej życiu było za dużo mroku.
- Od mojej rozprawy. Pomagam w złapaniu Śmierciożerców.
- Myślałem, że… czekaj, jak to powiedziałaś… Jak to wszystko się skończy to przestaniesz się przejmować i odetniesz się od tego bałaganu.- powiedział naśladując jej głos.
- Weź prysznic, bo śmierdzisz więzieniem…- powiedziała z uśmiechem i pogłaskała go po policzku.
- Dzięki.- warknął niezadowolony i od razu ściągnął z siebie koszulę, którą kazali mu założyć na rozprawę. Aż nie mogła patrzeć na jego wystające żebra. Zniknął gdzieś wytrenowany chłopak, a został tylko szkielet o przeraźliwie przezroczystej skórze.- Ty za to wyglądasz fantastycznie.
- Przestań ironizować i się na mnie wkurzać. Chcę tylko żebyśmy byli bezpieczni.
- Będziemy, na bezludnej wyspie. Rzućmy to i wynośmy się z tego kraju. Nie mam już siły walczyć.
- To nie jest wyjście, Draco. Zrobię ci coś do jedzenia…
Patrzył jak jej szczupła sylwetka znika w kuchni. Uderzył dłonią w ścianę i z wściekłością zatrzasnął za sobą drzwi do łazienki. Oparł dłonie o umywalkę i popatrzył na swoje odbicie. Jest nikim i właśnie tym pozostanie do końca życia. Nie zasługiwał na to co dostawał od blondynki, nawet nie potrafił jej pomóc. Był nic nie wartym śmieciem, który powinien zgnić w Azkabanie, za to że zawsze był za słaby. Brzydził się sobą, bo kiedy inni są gotowi walczyć, on chce uciekać.
I wiedział, że to się pewnie nigdy nie zmieni.
Był tchórzem.
I wiedział, że to się pewnie nigdy nie zmieni.
***
Wpatrywał się w wody jeziora nawet nie mrugając.
- Czy ty mi wyjaśnisz co się z tobą dzieje?- spytał Blaise stając obok niego.
Nie chciał rozmawiać. Wylewanie swoich żali i rozmowy o uczuciach nie leżały w jego naturze.
Popatrzył na przyjaciela.
Wolał milczenie.
Popatrzył na przyjaciela.
- Nie.
- Jesteś niemożliwy, Malfoy.- warknął chłopak i ruszył w stronę szkoły.- Wiesz, czasami rozmowa bywa pomocna! Wiem, że uważasz się za nie wiadomo kogo, kto nie potrzebuje tego, żeby uporać się z całym otaczającym go gównem, ale na brodę Merlina, wykończysz się niedługo. I nie myśl że nie widzę tego wszystko. Staczasz się…
Chłopak zacisnął powieki i dłonie. Nie mógł z nim porozmawiać. Nie mógł wyjaśnić dlaczego taki jest. Nikt nie był w stanie zrozumieć tego przez co przechodził w ciągu ostatnich kilku lat. Odwrócił się i patrzył jak sylwetka jego przyjaciela się oddala. Była tylko jedna osoba, która była w stanie pomóc mu się z tym uporać, a on na własną prośbę ją od siebie odepchnął.
Popełnił błąd.
***
Zegar wybił północ kilkanaście minut temu. Podniósł się do pozycji siedzącej i oparł dłonie na łóżku. Miał złe przeczucie, tylko nie wiedział czego ono dotyczyło. Założył na siebie czarne spodnie i białą koszulę po czym wyszedł ze swojego dormitorium. Nie obchodziło go to, że nie miał prawa być o tej porze na korytarzu, ani to, że nie rozmawiał z Aurorą od prawie dwóch miesięcy. Musiał ją teraz zobaczyć i upewnić, że wszystko jest w porządku. Kiedy jednak doszedł do dormitorium aurorów i zajrzał do jej sypialni, okazało się, że jest pusta. Pościel była rozrzucona, kołdra leżała w połowie na podłodze, a jej kot siedział na parapecie i wpatrywał się w niego. Zamknął za sobą drzwi o zaczął się zastanawiać gdzie mogła się podziać o tej porze.
A on nigdy nie panikował. Chyba, że chodziło o n i ą.
Ruszył pośpiesznym krokiem w stronę Wieży Astronomicznej. Kiedy wspiął się po schodach na górę, usłyszał głośny szloch. W kącie, skulona siedziała blondynka. Wiatr rozwiewał jej włosy, a ona płakała głośno, drapiąc lewą rękę, jakby chciała pozbyć się Mrocznego Znaku. Krew spływała po jej jasnej skórze i brudziła jej nogi oraz podłogę. Długie paznokcie wbijały się coraz głębiej, a z jej gardła wydobywał się krzyk bólu i rozpaczy.
Nie wierzył w to co widzi.
Panika zakradła się do jego serca.
A on nigdy nie panikował. Chyba, że chodziło o n i ą.
Za bardzo się martwił.
Ruszył pośpiesznym krokiem w stronę Wieży Astronomicznej. Kiedy wspiął się po schodach na górę, usłyszał głośny szloch. W kącie, skulona siedziała blondynka. Wiatr rozwiewał jej włosy, a ona płakała głośno, drapiąc lewą rękę, jakby chciała pozbyć się Mrocznego Znaku. Krew spływała po jej jasnej skórze i brudziła jej nogi oraz podłogę. Długie paznokcie wbijały się coraz głębiej, a z jej gardła wydobywał się krzyk bólu i rozpaczy.
Nie wierzył w to co widzi.
Jej siła zniknęła.
Pękła jak szkło pod silnym naporem.
A ciemna noc cała się jej sprzymierzeńcem.
Pod jej osłoną mogła zdjąć maskę.
- Zmiataj stąd!- krzyknęła, nawet na niego nie patrząc. Podniosła się i podeszła do barierki, nie przestając się krzywdzić. Złapał ją mocno za ręce i odwrócił ją w swoim kierunku.
- Przestań to robić…- rozkazał.
- Co cię to interesuje?! Zostaw mnie w spokoju!- zaczęła się wyrywać i uderzać go w tors.
- Na Merlina, Aurora, uspokój się!
- Zostaw mnie! Przypominam, że to ty zdecydowałeś, że to nie ma sensu! Więc nie udawaj, że się teraz przejmujesz!
- Oczywiście, że się przejmuję!- warknął, próbując opanować jej furię. Zaczęła uderzać go z całej siły chcąc zadać mu ból. Widział już jak płakała, pokazywała mu swoją słabszą stronę, ale nigdy nie widział jej w takim stanie. Była w amoku i jak tylko puszczał jej ręce, ona na nowo zaczynała robić sobie krzywdę, próbując przy tym wszystkim go od siebie odepchnąć.
- Przecież jestem nikim! Ojciec powinien mnie wykończyć już dawno! Oszczędziłby mi tego wszystkiego! Nie zbliżaj się do mnie!- krzyknęła. Cała się trzęsła, a jej ręce zaciskały się na włosach, tak jakby chciała je sobie wyrwać. W końcu podeszła do barierki i wychyliła się mocno.- Nie zniosę tego dłużej. Nie zniosę tych koszmarów…- szeptała. Poczuła jak chłopak obejmuje ją od tyłu i przyciska do siebie.
- Wiem, że zachowałem się jak skończony palant i dupek… Przepraszam cię, za każde słowo, ale proszę cię nie rób nic głupiego.
- Zostaw mnie w spokoju… Pozwól mi to zakończyć.
Nie chciała już czuć.
- Aurora…- powiedział cicho, odwracając ją w swoim kierunku i odsuwając zlepione przez łzy włosy z jej twarzy.- Spójrz na mnie…- podniosła wzrok na niego i uderzyła go w twarz, przy okazji zostawiając mu kilka zadrapań na policzku. Zacisnął dłoń na jej szczupłym nadgarstku.- Nie jesteś nikim. Z naszej dwójki to ty robisz coś wartościowego... Uspokój się!- powiedział nieznoszącym sprzeciwu głosem i potrząsnął nią, kiedy po raz kolejny próbowała się wyrwać.- Ja jestem tylko pieprzonym tchórzem, który nie potrafi zrobić nic co zmieniłoby naszą przyszłość.- chwycił jej rękę i nakierował na nią różdżkę, która momentalnie uleczyła jej rany. Przejechał kciukiem po Mrocznym Znaku.- To, że nadal mamy ten znak nie znaczy, że kiedykolwiek staliśmy się Śmierciożercami. Naznaczyli nas, ale nie przekroczyliśmy granicy, rozumiesz? Jest dla nas n a d z i e j a.
- Nie zostawiaj mnie…- wyszeptała ukrywając twarz w jego koszuli.- Przy tobie to znika…
- Wiem… Bardzo żałuję tego co powiedziałem w ostatnich miesiącach.
- Fakt, zachowałeś się jak paskudnie…- uspokoiła się nagle, kiedy poczuła ciepło jego ciała i zapach.- Jesteś moją kotwicą, Draco. Dzięki tobie nie działo się to, co wydarzyło się dzisiaj. To się kumulowało od czasu naszej kłótni. I pękłam. Byłam gotowa iść do ciebie i schować dumę do kieszeni.
- Jesteś nienormalna, Blackstone. Przyszłaś tutaj, robiłaś sobie krzywdę, bo twoja duma nie pozwalała ci przyjść do mnie? Jesteś beznadziejnym przypadkiem…- zaśmiał się. Wzruszyła ramionami i mocniej go objęła.
- Nie lubię pokazywać, że kogoś tak bardzo potrzebuję… Za długo pracowałam nad tym żeby być silną, niezależną osobą.
- Jesteś. Każdy ma prawo mieć słabości. Nawet najsilniejsi.- położył swoją dłoń na jej głowie i pogłaskał ją po włosach.
- Potrafisz być delikatny. Jednak nadal jestem wkurzona za tą zdzirę.
- Między nami do niczego nie doszło.- uderzyła go w sam środek brzucha.- No dobra… Ale nigdy nie zaciągnąłem jej do łóżka. Naprawdę. Na początku chciałem… A potem chodziło o wkurzenie ciebie. A ona latała za mną jak jakiś pieprzony pies. Strasznie była irytująca. Po prostu wykorzystałem sytuację.
- Romantyk z ciebie.- powiedziała cicho.- Nie odpychaj mnie od siebie, nigdy więcej. A jak znowu powiesz coś takiego, albo zobaczę cię z tą wywłoką to obiecuję, że cię wypatroszę własnymi rękami. i nic mnie nie interesuje, że trafię za to do Azkabanu.
- Jak zwykle czarujesz słowami. Zniszczyłaś nastrój i ubrudziłaś mi koszulę. Krew nie schodzi tak łatwo, wiesz?
- Ooo… no wróciłeś. Już myślałam, że miękniesz, Malfoy.- zaśmiała się w zagłębienie jego szyi. Podniosła wzrok i spojrzała mu oczy.
Należeli do siebie.
Poczuła jak przyciska ją do ściany i całuje bez opamiętania jakby chciał wymazać wspomnienie ostatnich miesięcy. Uniósł ją do góry i zaplótł jej nogi wokół swojej talii. Wsunęła dłonie w jego włosy przyciskając ich twarze do siebie. Lodowaty wiatr uderzył w ich ciała i dopiero teraz doszło do nich jak zimno jest na zewnątrz.
Należeli do siebie.
Od zawsze i na zawsze.
Byli sobie przeznaczeni.
Poczuła jak przyciska ją do ściany i całuje bez opamiętania jakby chciał wymazać wspomnienie ostatnich miesięcy. Uniósł ją do góry i zaplótł jej nogi wokół swojej talii. Wsunęła dłonie w jego włosy przyciskając ich twarze do siebie. Lodowaty wiatr uderzył w ich ciała i dopiero teraz doszło do nich jak zimno jest na zewnątrz.
- Czemu tu przyszedłeś?- spytała odsuwając się i patrząc mu prosto w oczy.
- Nie wiem. Po prostu czułem, że muszę sprawdzić, co się z tobą dzieje.
- Chodźmy do mnie…- powiedziała cicho.- Chcę się w końcu wyspać.
- Aha, bo uwierzę że o spanie ci chodzi.- uniósł brew i opuścił dziewczynę na podłogę.
- Nie przeginaj pały, Malfoy.
Popatrzył na nią wymownie za co oberwał po głowie.
- Jak to się stało, że od histerii, przez furię, groźby i namiętność przeszliśmy do spokojnego spania? I od unikania się do dzielenia łóżka? I to wszystko w nie całe pół godziny.- spytał patrząc na nią z góry, kiedy pokonała już kilka schodów w dół. Stał oparty o barierkę i uśmiechał się do niej łobuzersko.
- Najwyraźniej jesteśmy bardziej popieprzeni niż się wydawało.
Oooo, cudowny rozdział!
OdpowiedzUsuńNa początku taki melanchonijny (w chuj nie nauczę się pisać tego słowa. przepraszam za wyrażenie:)), przygnębiający.
Miałam ochotę przytulić Draco i mocno przywalić Zabiniemu.
Co, do jasnej cholery?! O nie, tylko tkniesz Malfoy'a palcem! Nie ręczę za siebie :D
A tak na serio, jestem mega ciekawa, o co mu chodziło i jak ma zamiar tego dokonać.
Ale końcówka, awww ♥
I to:
"Najwyraźniej jesteśmy bardziej popieprzeni niż się wydawało" <-- świetne! ♥ Genialne.
Wiesz, że kocham wygląd tego bloga, no nie? :d
I moment, w którym Aurora tak desperacko próbowała pozbyć się Mrocznego Znaku.. boskie. Biedna dziewczyna, ale będzie musiała się z tym pogodzić..
Czekam na kontynuację. ♥
u mnie next:)
itisnotourloveaiff.blogspot.com
Przepraszam, że czytam dopiero dziś ale nawał nauki mocno ogranicza mi wolny czas. Rozdział świetny, cieszę się, że Aurora i Malfoy znowu są razem. Jestem zawiedziona tylko Blaise'em! Już dawno nie czytałam o nim jako tym knującym przeciwko Draco... Ale to może być naprawdę ciekawe ( jednak mam nadzieję, że to Imperio czy coś w tym stylu ). Czekam na na informację o następnym rozdziale!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
www.the-evil-daughter.blogspot.com
Uwielbiam ich ❤❤
OdpowiedzUsuń