piątek, 23 października 2015

Rozdział 7 - 'Fury'



Obudziła się, przewróciła na bok i spojrzała na śpiącego obok chłopaka. Uśmiechnęła się pod nosem, bo uwielbiała te momenty, kiedy nie musieli się przejmować niczym, oprócz siebie. 


Tylko o n i.

Pomimo poranka, słońce nie wpadało przez okno. Niebo pokryte było niemal czarnymi chmurami, z których leciał gęsty deszcz. Co chwilę pokój rozświetlały potężne pioruny. Przejechała dłonią po jego bladej i spokojnej twarzy. Włosy opadały mu na twarz i były mocno zmierzwione. Poczuła jak chłopak łapie ją za rękę i wciąga na siebie. Zaśmiała się cicho.
- Znowu się gapisz. Nie lubię jak się gapisz…- powiedział kładąc dłonie na jej nagich biodrach. Jego dłonie były chłodne w porównaniu z jej rozgrzaną skórą. Wyprostowała się i dalej się w niego wpatrywała.
- No co ja poradzę jak ty jesteś taki śliczny.- powiedziała cicho na co przewrócił ją na plecy i zawisnął nad nią.
- Śliczny? Uważasz, że jestem śliczny?- warknął groźnie i pocałował ją mocno i drapieżnie.
- Przypomnij mi, żebym częściej cię irytowała…
Odepchnęła go od siebie i znowu na nim siadła. 
- Wracam do szkoły za kilka dni… Wyjątkowo nie mam na to ochoty. Albo kogoś zabiję albo sam zginę… Tak źle i tak niedobrze.
- Draco, nic takiego się nie stanie… Nie zabijesz Dumbledora, a ja nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić.


Ufał jej.

Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich Lucjusz. Popatrzył na parę i uniósł znacząco brew. Dziewczyna wywróciła oczami, ale nie speszyła się i nadal siedziała wyprostowana, mając za plecami ojca chłopaka, który leżał pod nią.
- Auroro, nie wiedziałem, że tu jesteś…- powiedział oschle.
- A widzisz… Dużo rzeczy ci umyka, co?- odwróciła lekko głowę w jego stronę i spiorunowała go wzrokiem.
- Draco, twoja matka chce jechać na ulicę Pokątną, więc lepiej się przygotuj…- dodał ignorując ją i wyszedł.
- Wolałbym tu zostać…- jęknął chłopak. Dziewczyna zsunęła się z niego z uśmiechem i zaczęła się ubierać.
- Nie mów takich rzeczy przy ojcu. Przyjdę się z tobą pożegnać. Bądź spokojny i jak ci się uda to pisz do mnie. Zobaczymy się na święta…
Uśmiechnęła się i popatrzyła mu w oczy. Wtedy ta jedna myśl uderzyła w niego i przeszyła niczym piorun drzewo. 


Kochał ją. 

***

Otworzyła oczy i popatrzyła na jego bladą twarz. Po raz pierwszy od kilku tygodni przespała w nocy więcej niż dwie godziny. Uśmiechnęła się szeroko. Przez okno wpadały promienie słońca, które oświetlały jego jasne włosy i skórę. Położyła głowę na jego torsie i wsłuchała się w jego równomierny oddech i bicie serca.


Jej ulubiony dźwięk.

Przejechała dłonią wzdłuż jego ręki i splotła ich palce. 
- Gapiłaś się…- usłyszała za sobą.
- Przywyknij, Malfoy.
Przejechał wzdłuż jej ciała i złapał ją za szyję lekko zaciskając palce. 
- Bardzo jesteś nieposłuszna i się rządzisz.
Odchylił jej głowę do tyłu i pocałował ją namiętnie. Blondynka zerknęła na zegar wiszący nad drzwiami. Podniosła się nagle i ruszyła do łazienki.
- Chciałabym cię uświadomić, że jest normalny dzień i każde z nas ma jakieś obowiązki.- krzyknęła spod prysznica. Kiedy wróciła, chłopak zapinał akurat zamek w spodniach.
- Muszę się dostać do siebie…- powiedział.
- To lepiej, żebyś już szedł, bo jest jeszcze wystarczająco wcześnie, żeby nikogo nie było na korytarzach…- powiedziała podając mu koszulę. Jej włosy były jeszcze mokre, a ciało ukryte było pod ręcznikiem.- Kończę o północy patrol…
- I co w związku z tym?
- Skoro uważasz, że się rządzę to proszę: masz się tu stawić bo inaczej…
- Inaczej co?- spytał przyciskając ją do drzwi jej pokoju. 
- Dostaniesz bardzo długi szlaban…- zaśmiała się cicho całując go czule.- Uważaj na Notta. Nie ufam mu i myślę, że coś kombinuje. 
- Skąd taki wniosek?
- Wiesz, że to Blaise rzucił zaklęcie na napastnika, który próbował mnie bardzo ładnie oszpecić?
- Wiem…- warknął zaciskając dłonie na jej przedramieniu, dokładnie w tym miejscu, w którym miała nieco wyblakły już tatuaż.
- Wydawało mu się, że widział Mroczny Znak u tej osoby. A wiem, że to nie byłeś ty więc… Nikt w to nie uwierzy, a Nott się pewnie wykręci, ale mu nie ufaj… Nie chciałabym, żeby się na tobie wyżył…
- Będę na niego uważał.- dodał spokojniejszym głosem i pogłaskał ją po twarzy.- Do zobaczenia w nocy…- mrugnął do niej i wyszedł. Stała jeszcze chwilę oparta o drzwi i oddychała głęboko. Brakowało jej chwil normalności, w których nie myśli o tym, że ktoś może ich skrzywdzić.

***

- No i teraz wyglądasz jakoś lepiej…- zaśmiał się Gregory podchodząc do niej wolnym krokiem. Spiorunowała go wzrokiem i popatrzyła na pusty korytarz. 
- Wejdziesz pierwszy?- spytała i wskazała drzwi do sali.
- Damy im wycisk?
- Pewnie części się odechce tej pracy…- zaśmiała się głośno i weszła do sali, w której od razu zapanowała cisza. Przejechała wzrokiem po wszystkich. Szybkim ruchem różdżki, którą trzymała w ręce, zamknęła wszystkie okna i zsunęła ławki pod ścianę.- Praktyka. Wasza dwójka…- wskazała na chłopaka i dziewczynę, którzy stali po przeciwnych stronach pomieszczenia.- Walczycie jako pierwsi. Wszystkie chwyty dozwolone, ale w granicach przyzwoitości. Ponieważ to tylko symulowana walka, lepiej nie myślcie o użyciu zaklęcia niewybaczalnego. Możecie zarobić punkty dla domu, więcej lepiej się postarajcie. Walka kończy się gdy ktoś nie będzie w stanie się podnieść, albo straci różdżkę.
Stanęła i popatrzyła na uczniów. Zmierzyli się uważnym spojrzeniem, jakby chcieli odczytać zamiary przeciwnika. Kiedy rozpoczęli walkę, bardzo długo każde z nich się nie poddawało, jednak ostatecznie dziewczyna rzuciła zaklęciem, którego nie zablokował chłopak. Upadł na plecy bez ruchu.
- Gratuluję, 5 punktów dla Gryffindoru.
Gregory wyznaczył kilka kolejnych par, których walki bardzo intensywnie obserwowała dziewczyna.
- Kilkoro się na pewno nada.- powiedziała do niego cicho. W końcu auror wskazał na czarnowłosą Ślizgonkę.
- Nie będę walczyć z nikim z nich…- powiedziała z bezczelnym uśmiechem.- Chcę ją…- wskazała na Aurorę.
- Mówisz masz…- powiedziała cicho i stanęła na przeciwko niej. Ze spokojem założyła jedną rękę na plecy, wyprostowała się i skierowała różdżkę w jej kierunku. Pansy zaczęła atakować ją różnymi zaklęciami, które skutecznie i bez zbędnej siły odpierała. Podczas pojedynku nie wypowiedziała ani jednego słowa, ani broniąc się, ani atakując coraz bardziej rozwścieczoną dziewczynę. Do szału doprowadzała ją arogancja blondynki, która uśmiechała się kpiąco. W końcu cierpliwość Ślizgonki się skończyła jej głos był cichy, ale zdecydowany.
- Ferventis…- blondynka była tak zaszokowana słysząc to zaklęcie, że po chwili poczuła jak jej krew zaczyna wrzeć w żyłach, wywołując okropny ból. Nikt nie wiedział co się dzieje, dopóki z jej nosa nie zaczęła lecieć krew. Dziewczyna mimo wszystko nie opuściła różdżki, nadal torturując przeciwniczkę. Dziewczyna opadła na kolana, widząc jak Malfoy wytrąca czarnowłosej różdżkę z dłoni i podchodzi do niej, pomagając jej wstać i sadzając ją na krześle.


Był przy niej.

Martwił się o nią.

Wyciągnął z kieszeni chusteczkę i wytarł jej twarz, nie zwracając uwagi na to, że wszyscy im się przyglądają, a on okazuje jej wyjątkową czułość. Pogłaskał ją po głowie, trzymając w dłoni jej różdżkę.
- Wszystko w porządku?- spytał cicho.
- Tak…- warknęła i wstała gwałtownie i podeszła do chwalącej się przed innymi uczennicy, chwytając ją z furią i przyciskając do ściany. Różdżkę wymierzyła w jej szyję.- Skąd znasz to zaklęcie?
- Co… Zazdrościsz?!- spytała dziewczyna z nieukrywaną satysfakcją, że tak udało jej się wyprowadzić Aurorę z równowagi.


F u r i a. 

- Nie ma czego. Zdajesz sobie sprawę, że to zaklęcie nie jest znanym zaklęciem? 
- Może po prostu nie znasz ich wszystkich, kochana.
- Wiesz, że rozmawiasz z osobą, która jako pierwsza oberwała tym zaklęciem?- wysyczała przez zaciśnięte zęby zbliżając się do niej tak blisko, że wyglądała jakby chciała ją pocałować. Gdyby nie świdrujące, wściekłe spojrzenie, można by pomyśleć, że ogląda się zbliżenie dwóch zakochanych kobiet. Blondynka oddychała z głęboko i powstrzymywała się, żeby nie uderzyć uczennicy.- Tak, pani mądralińska, mój ojciec wymyślił to zaklęcie… Do dyrektora…- warknęła i otworzyła machnięciem ręki drzwi.- Dokończycie bez nas!- krzyknęła zatrzaskując je za sobą. Pchnęła ją tak mocno, że o mało się nie przewróciła. Widziała strach w jej oczach i niepewność. W takich chwilach wyłaził z niej wyszkolony Śmierciożerca. Rzadko pozwalała się tak wyprowadzić z równowagi, a kiedy wpadała w furię, bywała niebezpieczna. Chciała się znaleźć jak najszybciej w gabinecie Snape’a, bo wiedziała że zaraz skrzywdzi tą osobę.- Co, nie jesteś już taka cwana? Módl się, żeby cię nie wywalili do szkoły i wsadzili do pociągu relacji Hogwart-Azkaban.
- Ja naprawdę…
- Co naprawdę? Nie wiedziałaś co robi? To się takich zaklęć nie używa! O twoim losie zadecyduje teraz dyrektor.
Wpadła do gabinetu Snape’a, ciągnąc za sobą dziewczynę.
- Co się stało?- spytał nawet nie podnosząc na nie wzroku.
- Panna Parkinson użyła zaklęcia, którego nikt nie zna. Co więcej to zaklęcie, które wymyślił sobie mój nienormalny ojciec.- powiedziała popychając ją na krzesło.
- A to ciekawe… Panno Parkinson, skąd pani znała to zaklęcie?
- Usłyszałam je kiedyś w domu… W rozmowie, ktoś wspomniał. To nie jest zaklęcie niewybaczalne!
- Ale z całą pewnością będzie!- warknęła Aurora.
- Aurora… Uspokój się…- zagroził, spoglądając na Pansy.
- Ja naprawdę nie wiedziałam jakie są jego skutki.
- Dlatego mimo iż widziałaś jakie były skutki, poszłaś się chwalić przed znajomymi?
- Auroro, wyjdź.- powiedział spokojnym, aczkolwiek stanowczym głosem. Blondynka wściekła wyszła z gabinetu i rzuciła jakimś silnym zaklęciem w ścianę, w której została sporych rozmiarów dziura. Oddychała głęboko i wyszła ze szkoły na błonia, próbując się uspokoić, bo wspomnienia, zalały jej głowę i nie chciały jej opuścić.


P o t w ó r.

W tym momencie czuła się jak potwór.

***

Siedziała na trawie i skubała jeden ze znalezionych w pobliżu liści. Na dworze było coraz zimniej, a słońce powoli zaczęło chylić się ku zachodowi. W końcu odchyliła się do tyłu i położyła się na ziemi, wpatrując w niebo. Chmury sunęły po nim leniwie i po chwili znikały z zasięgu jej wzroku.
- Przestraszyłaś dzisiaj większość ludzi w sali…- powiedział Harry kładąc się obok niej.
- Przepraszam. Ta zdzira wyprowadziła mnie z równowagi. Z reguły sobie na to nie pozwalam, bo wyłazi ze mnie Śmierciożerca. 
- Nie przepraszaj… Parkinson to skończona kretynka. Słyszałem, że Snape wysłał już sowę do Ministerstwa. Pewnie jej nie skażą, bo nie była świadoma czego używa, ale nie zmienia faktu, że jest zawieszona. 
- Nie jest mi przykro. To paskudny urok, który powinien pojawić się na liście zaklęć niewybaczalnych. Kilka minut tortur i człowiek umiera, ugotowany od środka. Dotychczas myślałam, że tylko ja i ojciec o nim wiemy. Zapewne musiał powiedzieć jakimś znajomym i się rozniosło. Muszę usiąść nad tymi listami i jak najszybciej dowiedzieć się o co w tym chodzi.- zakryła twarz dłońmi.
- Mówiłaś, że poznałaś Syriusza…
- Miałam okazję kilka razy z nim rozmawiać. Był naprawdę fantastycznym człowiekiem. Chętnym do pomocy. Poznałam go tuż po jego ucieczce z Azkabanu.
Była mu wdzięczna za to, że odciąga jej myśli od tego co wydarzyło się kilkadziesiąt minut temu.
- Zapewne miałaś okazję rozmawiać z nim częściej niż ja.
- Bardzo mi przykro, Harry. Voldemort i jego wyznawcy… Pozbawili życia zbyt wielu wspaniałych i zdolnych czarodziejów.

***

Stanęła przed domem na Grimmauld Place 12 i wkroczyła do środka, tuż po tym jak wyłonił się on spomiędzy dwóch innych budynków.
- Ukradłam medalion…- powiedziała do czarnowłosego mężczyzny, mijając go w korytarzu.- Cholera… Musisz to w odpowiednim czasie dać Harry’emu.- dodała wyciągając z kieszeni medalion i podając mu go.- Bardzo ryzykuję… Podłożyłam falsyfikat, ale Voldemort domyśla się, że ktoś sypie. Nie mogę spotkać się z Dumbledorem, dlatego muszę to zostawić tobie… Wiem, że mogę ci ufać.
- Aurora… Oddychaj…- powiedział cicho kładąc jej ręce na ramionach. Wciągnęła powietrze do płuc i wypuściła je równie szybko.
- Muszę wyciągnąć wspomnienia o tym… Pewnie będą nas sprawdzać za pomocą Veritaserum. Zostawiłam w tamtym wiadomość podpisaną R. A. B., przepraszam. Ale twój brat i tak już nie żyje, więc… mogę powiedzieć potem, że nie wiedziałam że to podróba.
- Ale Voldemort ci ufa…- powiedział Syriusz i wszedł do pokoju brata.
- Wolę dmuchać na zimne… Syriusz… Ja naprawdę liczę, że Harry się go pozbędzie… Inaczej jestem martwa.
- Harry jest silny, da sobie radę. Mam nadzieję, że kiedyś będziecie mieli okazję, żeby porozmawiać…- uśmiechnął się do niej. Ukryła twarz w dłoniach.


Tak bardzo się bała.

- Też mam taką nadzieję… Mam nadzieję, że tego dożyję. Muszę iść…- powiedziała wychodząc w pośpiechu.

***

- Nie wiem czemu tak jest, ale czuję dziwną więź między nami…- wyznał nagle Harry.
- Cóż… Jakby nie patrzeć wychowywaliśmy się bez rodziców, przez ludzi, którzy nas nie chcieli… Naprawdę, chociaż miałam ojca przez pierwsze lata swojego życia, to czuję jakby był zupełnie obcą osobą… A matki nigdy nie poznałam. Umarła tuż po porodzie… Może to dlatego, że ci pomagałam, że cię ochroniłam wtedy w lesie…- uśmiechnęła się szeroko do niego.
- Wybacz, że o to zapytam… Ale co z Malfoy’em?
- A co z nim?
- No właśnie ty mi powiedz…- zaśmiał się cicho.
- Wiesz… Jak żyjesz świecie, pełnym bezuczuciowych morderców… to kiedy spotykasz kogoś takiego jak ty… przerażonego, zastraszonego, ukrywającego się za maską to zaczyna was łączyć dziwna więź. Staliśmy się dla siebie wsparciem, bo jak nikt nie patrzył dawaliśmy sobie siłę i trzymaliśmy się nawzajem, żeby nie przekroczyć granicy. Żadne z nas nie chciało pęknąć. To oznaczało jedno: eliminację. Zaczęło nam na sobie zależeć i chociaż wszyscy myśleli, że lubimy się tylko zadowalać, to naprawdę pojawiło się uczucie…- powiedziała cicho.- Przeszliśmy to samo i chyba nikt nie jest w stanie nas zrozumieć…
- Ale to arogancki dupek!- powiedział oburzony, na co wybuchnęła głośnym śmiechem, aż musiała się podnieść.
- Fakt, arogancki dupek idealnie do niego pasuje. Ale każdy arogancki dupek, ma też drugą stronę. Wierz mi, że to co pokazywał w szkole to tylko maska, którą zakładał, żeby zadowolić ojca i wzbudzić respekt w innych. Widzisz, w szkole jest sporo dzieci Śmierciożerców, a Lucjusz zawsze chciał uchodzić, za jedną z najbliższych osób Voldemorta, więc kazał synowi być szanowanym przez inne dzieciaki. On nigdy nie zgadzał się z tym całym bzdurnym gadaniem o czystości krwi.
- To nie zmieni mojego stosunku do niego.
- Nie każę ci tego robić.- uśmiechnęła się i wstała.- Ale jeśli będziecie razem pracować to musicie się chociaż w minimalnym stopniu tolerować.

***

Podeszła do wejścia do dormitorium i oparła się o ścianę patrząc na blondyna, który siedział na podłodze.


Poczuła spokój.

- Spóźniłaś się…- powiedział cicho wstając i podchodząc do niej. Objął ją i przycisnął do siebie.- Jak się czujesz?
- Nie jest źle…- odparła wtulając się w jego ciało.- Poniosło mnie dzisiaj.
- No przyznaję, że nawet ja się ciebie bałem.
- Wróciły wspomnienia i… wściekłam się.
- Nikt cię nie wini, furiatko…- zaśmiał się i pociągnął ją do pokoju.- Wszyscy byli przerażeni tym co zrobiła Parkinson. Nie wiem na ile to co mówi o tym, że usłyszała o tym w domu jest prawdą, ale nie mam ochoty o tym rozmawiać dzisiaj. Wystarczy, że wiem jak się czułaś kiedy rzuciła zaklęcie.
Podniosła na niego wzrok i zamknęła za nimi drzwi. Siadł na łóżku i patrzył jak zrzuca z siebie kurtkę i cały czas się czymś przejmuje. 
- Chodź tu…- rozkazał.- Mówiłem poważnie, że na dzisiaj koniec przejmowania się tym wszystkim. 
Siadła mu na kolanach i popatrzyła w jego szare oczy. Wsunęła dłonie w jego włosy i przyciągnęła go do siebie.
- Mam zamiar sprawić, że przestaniesz myśleć o wszystkim
- Proszę…- szepnęła całują go namiętnie i oboje zapomnieli o otaczającym ich świecie.


Byli tylko o n i.


2 komentarze:

  1. Super rozdział. Fajnie wplotłaś postać Aurory w całą historię Harry'ego (R.A.B), no i cieszę się, że znowu jest z Draco! Czekam na informację o nowościach.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. No no no! Takie scenki :D wpadłam na chwilę, ale chyba zostanę na dłużej i zacznę od początku, bo mnie zaciekawiłas.
    Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń