poniedziałek, 16 listopada 2015

Rozdział 13 - 'We Can Learn To Love'



Blondwłosa dziewczynka popatrzyła na czarnowłosego mężczyznę, który stał na przeciwko niej i wpatrywał się w nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Po ojcu wiedziała czego się spodziewać, ten człowiek był dla niej zupełnie obcy i bała się, że z piekła trafiła nie w lepsze, a w gorsze miejsce.
- Dumbledore mówił, że znasz już kilka zaklęć…- powiedział cicho i nachylił się nad nią.- Zadbał o to, żebyś miała różdżkę?
Skinęła głową i wyciągnęła czternastocalową różdżkę, wykonaną z tarniny z rdzeniem z włókna ze smoczego serca i pięknie zdobioną rączką. Zacisnęła na niej palce. Wiedziała jak się bronić. Ojca by nie skrzywdziła, ale obcego… Kiedy zaczął do niej podchodzić wycelowała nią w jego pierś i odepchnęła od siebie za pomocą zaklęcia. 
- Nieufna…  W twoim wieku dzieciaki nie wiedzą jak porządnie machnąć różdżką, a ty wiesz jak rzucić zaklęcie niewerbalne. Ojciec cię nauczył?
Kiwnęła potakująco głową.
- Dobrze. Eliksiry?
- Kilka…- szepnęła swoim dźwięcznym głosem. Przerażający mężczyzna podszedł do szafki i wyciągnął z niej starą, nieco podniszczoną książkę. Podał jej i odsunął się.
- Przeczytaj. Jutro po moich lekcjach spróbujemy coś uwarzyć. 
Opuścił pomieszczenie w pośpiechu, zostawiając ją w ciemnym pokoju zupełnie samą. Dyrektor Hogwartu zabrał ją ze sobą trzy dni temu, zaopatrzył w potrzebne rzeczy i przedstawił ludziom, którzy mieli pomóc jej w opanowaniu mocy jakie posiadała. Chwilę wpatrywała się w książkę, aż w końcu usiadła na podłodze i otworzyła na pierwszej stronie. W przeciągu kilku godzin, zapoznała się z niemal całą treścią podręcznika, stwierdzając, że ojciec większości tych eliksirów sam ją nauczył. Czuła się nieswojo z myślą, że dzieci w jej wieku przyjeżdżają do Hogwartu, żeby przez 7 lat, nauczyć się tego co ona dość dobrze już znała. Widziała ich na korytarzach, bardzo chciała ich poznać, bo czuła się samotna w tym pomieszczeniu, w którym przyszło jej mieszkać. Wprawdzie zadbano o wszystkie udogodnienia, których dotychczas jej brakowało. Miała swoje własne łóżko, półki z książkami, nowe i czyste ubrania, nawet kominek i okno wychodzące na błonia i las. Jednak wszystko za drzwiami wydawało jej się bardzo odległe i niedostępne

***

Miała wolne. Nie musiała patrolować korytarzy, nie musiała się niczym przejmować. Mogła bez skrępowania siedzieć na błoniach i wpatrywać się w niebo. Pogoda była już wyjątkowo wiosenna i blondynka bardzo się cieszyła, że pierwsze ciepłe dni mogła spędzić na leżeniu na trawie. Ostatnio jej aktywność w szkole ograniczała się do zajęć z 7 rokiem i sporadycznych patroli na korytarzach. Czekała już tylko na koniec roku, bo pomimo iż dobrze jej się żyło w Hogwarcie, to chciała wrócić do nowego mieszkania i w końcu je urządzić. Jego zakup zajął jej wyjątkowo mało czasu, bo od razu zakochała się w białych panelach na podłodze i czarnych, ciężkich, drewnianych stropach. Dotychczas pomieszkiwała kątem u Snape’a, albo u Malfoy’ów kiedy trzeba było być na każde skinienie Voldemorta. Często zatrzymywała się w hotelach, dopiero po upadku Czarnego Pana wynajęła małe mieszkanie, jednak planowała kupić coś swojego, żeby w końcu mieć coś własnego, co będzie mogła nazwać domem. Była już zmęczona tym, że cały czas jest niebezpiecznie. Chciała rozpocząć normalne życie, którego dotychczas jej brakowało. 
- Mogę?- usłyszała nad sobą. Otworzyła oczy i zobaczyła Harry’ego.
- Myślałam, że masz lekcje.
- Przerwa.- odparł siadając.
- Nie spędzasz jej z przyjaciółmi?
- Hermiona kłóci się z Ronem. Postanowiłem dać im chwilę. 
- A twoja dziewczyna?
- Już nie…- powiedział cicho. 
- Przykro mi…
- A mi nie. Potrzebuję czasu na to, żeby poukładać swoje życie. Wszystko działo się szybko, często pod wpływem emocji. Chcę mieć pewność, że…
- Czy to dlatego Hermiona kłóci się z twoim rudym przyjacielem?- spytała z zamkniętymi oczami i rękami założonymi pod głową.
- Skąd…?
- Obserwacje. Jestem bardzo spostrzegawcza, Harry.- zaśmiała się cicho.
- Ja po prostu… Nie wiem co czuję. Wiesz, nie chcę stracić przyjaciela, ale z drugiej strony…
- Są rzeczy nad, którymi nie jesteśmy w stanie zapanować. Nie kontrolujemy uczuć i tego w kim się zakochamy. Co na to Hermiona?
- Powiedzmy, że jest… skołowana. Chyba wszyscy potrzebujemy czasu, żeby ochłonąć i sobie to poukładać.
- Dobre rozwiązanie. Czas może w tym przypadku bardzo pomóc.- uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Ty od razu wiedziałaś?
- Co? Że Malfoy to ten jedyny? Żartujesz sobie?- wybuchnęła głośnym śmiechem.- Po pierwsze miałam jakieś 16 lat. Po drugie nie zapominaj o kim mówimy. To było bardziej skomplikowane. No wiesz, wśród Śmierciożerców nie jest dobrze mieć słabości. A bycie z kimś to słabość, nie oszukujmy się. Jak ktoś krzywdzi osobę, na której ci zależy to masz ochotę powyrywać mu wszystkie części ciała i pokazać mu jak wyglądają jego wnętrzności. A Śmierciożercy bywali o mnie zazdrośni. Poza tym bałam się, że jeśli wyjdzie na jaw, że zdradzam to Draco będzie pierwszym do zabicia. Dlatego długo chodziło tylko o seks.- powiedziała z wręcz rozbrajającą szczerością.- A jak się zorientowaliśmy, że to coś więcej to udawaliśmy… Nazywałam go swoją zabaweczką.
- Nie mogę sobie wyobrazić tego wszystkiego. Może mi jeszcze powiesz że planujecie ślub i dzieci?
Jej dobry humor udzielił się Harry’emu i już po chwili oboje śmiali się głośno.
- Mamy 19 lat, kto w tym wieku planuje takie rzeczy? Życie jest zbyt niestabilne, szczególnie teraz. I na ile dziwnie ci to zabrzmi, chciałabym spędzić z nim resztę swojego życia, ale wiem, że planowanie nie ma sensu, bo jutro mogę zostać zabita. 
- Uczucia to jednak nie moja dziedzina.- skrzywił się. 
- Harry… Jak pojawia się odpowiednia osoba, to o tym wiesz… Każda komórka twojego ciała na nią reaguje. A gdy nie ma jej blisko, to tęsknisz i odliczasz dni, godziny, minuty do powrotu. A rozstanie, nawet jak nie chcesz się do tego przyznać, jest bardzo bolesne. Mam być z tobą szczera? Tak w 100%?
- Oczywiście, że tak.
- Na początku roku, Draco kilkukrotnie powiedział rzeczy, które bolały bardziej niż wszystkie zaklęcia mojego ojca. Wtedy zrozumiałam jak głębokie są moje uczucia. I tak, on potrafi być beznadziejny, potrafi zranić, jest strasznym, aroganckim dupkiem, często dostaję tylko puste słowa, bo jego oczy nie pokazują uczuć, ale to nie jest wystarczające, żeby odejść.- wzruszyła ramionami.- Wiem jakie miał kiepskie dzieciństwo, sama też nie jestem łatwa i wkurzam się o byle co. Po tym poznasz miłość, Harry. Po tym, że nie odejdziesz mimo wszystko.
- Malfoy zaczyna mieć ludzką twarz w twoich opowieściach.
- Nie jest taki zły przy bliższym poznaniu. Chociaż potrafi świetnie spieprzyć wszystko dookoła siebie.- odparła i wyciągnęła z kieszeni tabliczkę czekolady i podsunęła chłopakowi pod nos. Ułamał kawałek i włożył do ust.- Trochę jak… bomba atomowa. Pufff i nagle wszystko znika. Przez to w jakim dorastał otoczeniu, dopiero uczy się bycia… normalnym człowiekiem.- skrzywiła się, zastanawiając czy w odpowiedni sposób ujęła to co chciała powiedzieć.
- Zawsze wiedziałem, że ktoś kto będzie chciał z nim być, będzie musiał go bardzo kochać, bo to skończony palant.
Uśmiechnęła się i podniosła do pozycji siedzącej.
- Zaborczy palant.- odparła i ułamała kolejny kawałek czekolady. 

***

Stała za drzewem, nie chcąc zdradzać, że jest i że widzi jak Potter rozmawia z powietrzem. Wiedziała jednak, że w dłoni ściska Kamień Wskrzeszenia i że widzisz swoich zmarłych bliskich. 

Też chciała mieć na to szansę.

Nie chciała podsłuchiwać i być świadkiem tak intymnej sceny, ale musiała mieć go na oku. Nie mogła ryzykować, ze nagle straci go z oczu, a Voldemort go zabije.
- Będziecie ze mną?- usłyszała jak mówi chłopak.- Nie będzie w stanie was zobaczyć?
Wychyliła się zza pnia, słysząc kroki. Harry upuścił kamień i odszedł. Podniosła go i ścisnęła w dłoni. Jej czarna szata zaszeleściła uniesiona przez wiatr. Ruszyła za Harrym, a kiedy do jej uszu doszły rozmowy między Voldemortem, a Śmierciożercami, stanęła za drzewem. 
- Harry Potter…- usłyszała przeszywający głos Voldemorta.- Chłopiec, który przeżył, przyszedł umrzeć… Avada Kedavra!- krzyknął. Wychyliła się zza drzewa i uderzyła jednym z zaklęć ochronnych o których wspominał jej kiedyś Dumbledore. Nie wiedziała czy zadziała, ale musiała spróbować. 
- Protectionem Animae*!- szepnęła, a zielone światło wydobyło się z jej różdżki i uderzyło w klątwę Voldemorta. Czuła się trochę jakby wszystko dookoła działo się w zwolnionym tempie. Harry popatrzył w jej kierunku zdezorientowany. Popatrzyła mu w oczy i nagle zobaczyła jak się przewraca i leży z zamkniętymi oczami. Rozbłysk zniknął, a ona zobaczyła jak Narcyza podchodzi i się nad nim nachyla. Szepnęła coś, na co Harry skinął nieznacznie głową.

Ona wiedziała o co pyta kobieta.

Sama chciała wiedzieć.

Chciała wiedzieć czy On żyje.

- Nie żyje…- krzyknęła kobieta odwracając się w stronę Śmierciożerców. Dziewczyna oparła się o pień i oddychała głęboko. Zaklęcie wymagało ogromnej siły, a ona najwyraźniej miała jej bardzo mało. Ruszyła w stronę zamku, chcąc dotrzeć tam przed Czarnym Panem. Nogi jej się trochę plątały, a oddech sprawiał palący ból w płucach. Stała między gruzami, czekała aż Śmierciożercy staną na placu przed wejściem. Widziała jak ludzie wychodzą ze szkoły i obserwują całą sytuację. Wśród nich był Draco. Odetchnęła z ulgą, widząc że nic mu się nie stało. Widziała jak ruszył w stronę rodziców, gdy go zawołali. Kiedy Harry spadł na ziemię, podbiegł do niego i dał mu swoją różdżkę. Widziała wściekłość na twarzy Czarnego Pana. Niektórzy zaczęli uciekać, zdając sobie sprawę z tego, że to właśnie oni są aktualnie na dość niepewnej pozycji. Narcyza chwyciła syna, wykorzystując moment, że Voldemort zajął się Potterem. Lucjusz ruszył za nimi w pośpiechu. Wszyscy wiedzieli, że jeśli teraz nie znikną to Draco jest pierwszy w kolejce do zabicia. Dogoniła ich na błoniach i złapała blondyna za rękę. Zaskoczony na nią popatrzył.
- Co ty tu robisz?!- warknął zdenerwowany. Ścisnęła mocno jego dłoń i uśmiechnęła się lekko. Ale jej uścisk w cale nie był tak mocny. Spojrzał na jej wyczerpaną twarz. Odwróciła się napięcie, gdy usłyszała huk z okolic szkoły. Dziwne światło wystrzeliło gdzieś między murami i w tej samej chwili wszyscy poczuli ból w okolicach Mrocznego Znaku. 


To był jego koniec.

- Musiałam zobaczyć jego upadek. Chyba trzeba ci sprawić nową różdżkę…- szepnęła tuż przed tym, jak teleportowali się spod szkoły.

***

- Jakiego zaklęcia użyłaś, żeby powstrzymać Voldemorta?- spytał nagle czarnowłosy po dość długim milczeniu.
- Zaklęcie ochronne o którym opowiadał mi Dumbledore. Nie byłam pewna czy zadziała. Musiałam jednak spróbować. To bardzo potężne zaklęcie. 
- Czemu ludzie z tego nie korzystają? Może mniej osób by umierało!
- Bo kiedy ktoś się zorientuje, że przeciwnik używa Kedavry jest już za późno. Ja wtedy wiedziałam co się stanie więc byłam przygotowana. Poza tym to bardzo silne zaklęcie i nikt nigdy nie przetestował czy działa, rozumiesz? To była tylko legenda, że ono jest w stanie zatrzymać Klątwę Śmierci. Wiadomo, że jest bardzo potężne, ale nie zostało potwierdzone, że aż tak. Musiałam potem trochę dojść do siebie. Podobno mało kto jest w stanie z niego skorzystać. Myślę, że drugi raz by mi się nie udało.
- To znaczy, że jesteś silną czarownicą…- powiedział z uznaniem.
- Raczej byłam bardzo zdeterminowana, żeby wyszło. Nie nazwałabym się silną. 
- A ja myślę, że jesteś bardzo silna, tylko nie zdajesz sobie z tego sprawy.

Nie czuła się silna.

Nagle ich rozmowę przerwało głośne westchnięcie. Brązowowłosa dziewczyna opadła obok Harry’ego i zakryła twarz dłońmi.
- Ron nic nie rozumie…- powiedziała nagle, przerywając ciszę.
- To ja was zostawię…- odparła blondynka i podniosła się z ziemi.
- Oh, nie chciałam cię wyganiać! Przerwałam wam rozmowę…
- Nie, nie, nie. Nic się nie stało!- powiedziała unosząc ręce do góry.- Wy porozmawiajcie, a ja… pójdę znaleźć tego zaborczego palanta.
- Dziękuję… Za eliksir.- powiedziała Hermiona patrząc na nią mokrymi od płaczu oczami. Blondynka uśmiechnęła się nieznacznie i zostawiła ich samych na błoniach. 

***

Szedł w kierunku biblioteki, żeby skorzystać z chwili przerwy i skończyć swoje wypracowanie. Nie należał do osób które uczą się bardzo pilnie, ale chciał na koniec mieć oceny wystarczająco dobre, żeby zostać aurorem. Zostawił Zabiniego pod salą i ruszył korytarzem w stronę schodów. Zatrzymał się dopiero, kiedy poczuł szczupłe dłonie oplatające jego talię ukrytą pod szkolną szatą.
- Witaj nieznajomy, ładnie to tak uciekać nad ranem?- wyszeptała wtulając twarz w jego szyję.
- Jak śpisz do południa, a ja mam lekcje, to wybacz.- powiedział przyciągając ją do siebie i odejmując jedną ręką.
- Gdzie idziesz?
- Do biblioteki.- odparł na co spojrzała na niego zaskoczona.
- Ty, do biblioteki?
- Mam do napisania pracę na eliksiry. Niektórzy muszą zdać egzaminy, żeby pracować w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów.
- Jednak dupek z ciebie.- warknęła uderzając go w tors. Zaśmiał się głośno.
- Jednak? Kiedykolwiek w to zwątpiłaś?
- Nie, od zawsze wiedziałam, że jesteś beznadziejnym przypadkiem.- zaśmiała się i wtuliła w jego ciało.- Poza tym, dla twojej wiadomości, zdałam egzaminy. Tylko na trochę innych zasadach to obowiązywało.
- Oh, naprawdę?
- Cóż… Jestem wybitna i szkołę ukończyłam bardzo wcześnie.
- Nie wątpię…- powiedział z szerokim uśmiechem i pocałował ją w skroń.
- Jak nauczyciele uczą tylko ciebie, to szybciej przyswajasz wiedzę. A egzaminy i testy na aurora zdałam po rozprawie. W tempie przyspieszonym.
- A ja nadal stoję przed tym wyzwaniem. Dlatego muszę trochę czasu poświęcić na naukę.
Przyjrzała mu się uważnie.
- No co?- spytał unosząc jedną brew. Wzruszyła ramionami.
- Myślę, że nie masz się czego obawiać. Większość z tego co jest na tych egzaminach i testach, ty już potrafisz…- zatrzymała go na chwilę i stanęła przed nim. Popatrzyła mu w oczy.- Chyba sam siebie nie doceniasz, Malfoy.
- Nigdy nie byłem dobry.
- Nie, nie byłeś dobry. Byłeś i jesteś świetny.- szepnęła całując go czule. Wtedy, w jednej sekundzie w jego oczach pojawiło się to, czego jeszcze nigdy nie widziała. 

M i ł o ś ć

W tej sekundzie ściągnął z siebie maskę i pokazał prawdziwe uczucia.

***

Stanął przed niewielkim obrazem w najodleglejszej części lochów. Wpatrywał się w niego chwilę, po czym jednym ruchem różdżki go odsunął, odsłaniając niewielkie przejście. 

Nadszedł czas.

W oddali zobaczył kilkanaście osób, które zbliżały się do niego w pośpiechu. Zaczął szeptać formułę zaklęcia i bez większych problemów grupa mężczyzn stanęła na kamiennej podłodze.
- Silne mają zabezpieczenia.- powiedział jeden, widząc na jak krótko zasłona była ściągnięta.- Otworzymy wejście pozostałym.
- Myślałem, że od razu zabijemy zdrajców…- warknął czarnowłosy chłopak.
- Nie, chłopcze. Najpierw się z nimi zabawimy.- odparł mężczyzna w kapturze i ruszył za pozostałymi na błonia zamku, gdzie tuż za granicą stało kilkadziesiąt osób.
- Dzisiejszej nocy, odniesiemy tryumf! Czarny Pan byłby z nas dumny! Dzisiaj zakończymy życie jego zdrajców, zakończymy rządy Ministerstwa!- krzyknął gdy wszyscy ludzie, których twarze były ukryte pod maskami, przekroczyli granicę ochronną zamku i ruszyli w stronę jego murów.

Znowu zaczęła się bitwa.



__________
*- łac. Ochrona duszy





~*~
Następny rozdział: 19.11.2015, godzina: 18:00



2 komentarze:

  1. Rozdział jak zwykle wspaniały! :) Wchodzę co chwila z nadzieją, że może wstawisz coś wcześniej! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj :)

    Nominowałam Cię do LBA. Po więcej informacji zapraszam na:
    ciemna-strona-dobra.blogspot.com/2015/11/liebster-blog-award-ii.html

    Pozdrawiam

    Addie Della Robbia

    OdpowiedzUsuń