czwartek, 19 listopada 2015

Rozdział 14 - 'Everything Disappears'



Dłuższą chwilę leżała wpatrując się w jego twarz. Jedyne czego teraz pragnęła to zatrzymać czas, nie czuć niebezpieczeństwa. Chciała zupełnie normalnego życia, w którym będzie chodzić do pracy i wracać z niej do domu, w którym zawsze spotka osobę, która ją kocha. Pogłaskała go po spokojnej twarzy i uśmiechnęła się pod nosem.
- Idź spać, a nie wpatruj się we mnie… Nie ma tu nic ciekawego.- powiedział z zamkniętymi oczami.
- Jak to jest, że nawet jak śpisz to wiesz, że ci się przyglądam?- spytała kładąc się na boku i wsuwając dłonie pod poduszkę.
- Przeczucie. 
- Lepiej do tego przywyknij, bo ja nie mam zamiaru zmieniać swoich przyzwyczajeń.
- Aha…- szepnął ziewając. Odwrócił się w jej stronę i nie otwierając oczu splótł ich nogi i przerzucił rękę przez jej talię.- Teraz nie masz jak się patrzeć…- dodał kładąc głowę na jej ramieniu. 
- Cholera…- zaśmiała się cicho i pogłaskała go po włosach. Podniósł głowę i popatrzył na nią. W blasku księżyca, który wyjątkowo mocno świecił tej nocy, dostrzegł jej szeroki uśmiech i nieco zdziwione spojrzenie. 

Zdjął maskę.  

Właśnie wpatrywał się w nią w pełni obnażony, odsłaniając swoje prawdziwe oblicze i uczucia. Wpatrywali się w siebie i po raz pierwszy słowa nie były potrzebne. Rozumieli się w stu procentach bez nich.

***

Otworzył oczy i zobaczył, że blondynka w pośpiechu zakłada na siebie ubranie. Była bardzo zdenerwowana i przeklinała za każdym razem kiedy nie mogła trafić guzikiem do dziury. 
- Co się stało?- spytał zaspany.
- Atakują nas…- warknęła i zaczęła rozglądać się za różdżką.
- CO?!
- Przeszli przez pieprzoną zasłonę. Idą w stronę zamku. Kilkadziesiąt osób.
Wstał i zaczął się ubierać.
- Gdzie ty się wybierasz?
- No chyba nie myślisz, że będę tutaj siedział i czekał!- krzyknął w jej kierunku. Nie zamierzała się kłócić. Podeszła do niego, kiedy zapinał koszulę. Pocałowała go namiętnie i zacisnęła dłoń na jego.
- Kocham cię…- szepnęła.
- Przestań dramatyzować.- powiedział zdenerwowany, jednak widział desperację w jej oczach.- Ja ciebie też. 

Wiedział, że tego potrzebuje.

Po chwili wybiegła i widział tylko jak cała grupa aurorów opuszczała dormitorium. Blondynka złapała Gregory’ego.
- Bardzo jest źle?- spytała cicho.
- Mamy 20 aurorów i około 15 nauczycieli. Do tego uczniowie 7 roku, ale umówmy się nie ma ich zbyt wielu. Młodszych nawet nie chcą widzieć poza dormitoriami, które są ochraniane przez silne zaklęcia. Odejdzie do tego co najmniej po jednym nauczycielu, którzy będą ich pilnować. Ludzie z Ministerstwa dotrą niedługo, miejmy nadzieję. To nam daje jakieś… 60 osób… Ich jest koło setki. Setka osób, które nie boją się zabić wszystkich dookoła. Jest źle. Ale hej, damy radę, nie?- powiedział ściskając jej dłoń. 
- A ja nie boję się przekroczyć granicy...- warknęła.
Śmierciożercy stali i przyglądali się, jak ludzie wychodzą ze szkoły. Aurora stanęła na ich czele, patrząc w przerażające maski atakujących ich ludzi. 
- Szkoda będzie pozbawić życia taką piękną istotę jak ty!- krzyknął jeden z nich w jej kierunku.- Może przed tym jak cię zabiję, zabawimy się! 
Dziewczyna wyciągnęła różdżkę i skierowała w jego kierunku. W momencie mężczyzna upadł, a jego kości zaczęły się łamać we wszystkie strony. 
- Oh tak. Dzisiejszej nocy się zabawimy!- krzyknęła i zbiegła po schodach w kierunku grupy czarowników i bez zawahania zaczęła atakować. Aurorzy także ruszyli w pierwszej linii. Dopiero po chwili dołączyli do nich nauczyciele i uczniowie. Zaklęcia cudem mijały osoby, w które nie były wycelowane. Kilka osób już leżało rozbrojonych na kamiennej posadzce. Kiedy kolejny Śmierciożerca lądował bez ruchu, jeden z aurorów od razu przenosił go do Azkabanu. Blondynka w końcu miała sekundę na to, żeby rozejrzeć się dookoła. Szukała wzrokiem Malfoy’a, ale nigdzie nie mogła go znaleźć. Wróciła do walki, bo wiedziała, że nie może się rozpraszać. Kilkukrotnie wykorzystała zaklęcia, które odkryła w zapiskach ojca, a które oprócz dość silnego bólu, nie były niebezpieczne. Widziała jak Weasley leci w tył i uderza w ścianę. Część osób odciągnęła Śmierciożerców na błonia. Widziała jak jeden z czarnoksiężników przyciska Snape’a do ściany. Jego różdżka leżała kilka metrów dalej.
- Drętwota!- krzyknęła w jego kierunku, dzięki czemu mężczyzna wylądował na ziemi bez ruchu. Popatrzyła w czarne oczy dyrektora i wróciła do walki. Po chwili zobaczyła zielone światło i jeden z aurorów wylądował martwy tuż pod jej nogami. Otworzyła szeroko oczy patrząc na jednego ze Śmierciożerców, który zbliżał się do niej szybkim krokiem. Uniósł różdżkę kiedy odrzuciła go zaklęciem wprost w przepaść. W końcu i ona uderzyła dość mocno o ścianę. Poczuła przeszywający ból w barku i zobaczyła jak w jej kierunku zbliża się Theodor Nott we własnej osobie. Przyparł ją do ściany. Złapał jej rękę i wygiął jeszcze mocniej. Krzyknęła z bólu.
- A widzisz… Mówiłem… Jakbyś mnie wtedy nie odepchnęła to teraz bym cię ocalił. Ale cóż… Sama podjęłaś decyzję, skarbie…- szepnął i teleportował ich na Wieżę Astronomiczną. Pchnął ją z pogardą na ziemię.
- Ja naprawdę nie rozumiem… Co ty widzisz w tym przebrzydłym, tchórzliwym tlenionym…- zaczął przechadzając się w jedną i w drugą stronę. Po drodze zdążył kopnąć ją w twarz.- Gdybyś wybrała odpowiedniego, ja bym naprawdę zrobił wszystko, żeby wybaczyli ci tę zdradę… Ale teraz jesteś nic nie wartą szmatą, która stanęła po złej stronie barykady.
- Jesteś pewny, że wygracie?- spytała wypluwając z ust krew.
- My nie boimy się użyć bardzo złych zaklęć.- powiedział cicho kucając koło niej. Patrzyła na niego z wściekłością, ale była niemal pewna, że ma kilka złamanych żeber i ledwo mogła się ruszyć. 
- Oszczędź mi tej gadaniny i zabij mnie w końcu.
- Oh, nie zabiję cię.. Musisz zrozumieć, co wydarzy się kiedy to wszystko się skończy. Otóż… Zabrałem różdżkę twojego chłopaka. Zabiłem nią dwóch aurorów, a potem mu ją oddałem. Nawet się nie zorientował. Nikt o tym nie wie, więc to on zostanie oskarżony za każde morderstwo. Zgnije w Azkabanie do końca swojego marnego życia, bo nikt nie będzie w stanie udowodnić, że jest niewinny.
- I właśnie dlatego teraz mi to mówisz? Przecież ja będę znała prawdę? Wyjaśnisz mi swoje rozumowanie, bo chyba się pogubiłam. 
- A kto ci uwierzy? Jesteś w nim zakochana, to normalne, że nie uwierzysz w to że jest zły i zdolny do morderstwa. A on był bezwzględny mordując ich.
- Powiem, żeby mi podali Veritaserum!
- Ah… no tak. Eliksir Prawdy. No nie zadziała kochana. Non est verum*…- szepnął z różdżką przy jej szyi.
- Co ty…?
- Właśnie sprawiłem, że mimo iż wiesz, że to co mówisz to prawda, to po zażyciu eliksiru tak nie powiesz… Idealny wynalazek twojego ojca, który ukrywał informacje nawet podczas strasznych tortur. Także… Przeżyjesz, tylko po to, żeby oglądać jak Malfoy gnije w Azkabane. Chociaż z drugiej strony… Może lepiej skazać Malfoy’a na rozpacz. To chyba kręci mnie bardziej, niż twoje łzy. 
- Ty…- warknęła sięgając po różdżkę, której nie znalazła. Podniosła się i stanęła na przeciwko niego.
- Tego szukasz?- spytał machając jej różdżką przed nosem. Oboje usłyszeli głosy dochodzące z dołu i narastające z każdą chwilą. Szepnął pod nosem zaklęcie, a z jego różdżki wystrzeliło zielone światło. Dziewczyna upadła na ziemię. 

Wszystko zniknęło.

***

Bitwa dobiegała końca. W pewnym momencie Śmierciożercy uświadomili sobie, że nie mają szans. Większość została wyłapana, kilkoro zginęło, inni się poddali, chcąc ratować swoje życie, zaczęli oferować pomoc, twierdzili, że byli pod wpływem zaklęcia. Na placu, leżało kilka osób, które zostały trafione nieznanymi zaklęciami, ale żyli i potrzebowali tylko czasu żeby dojść do siebie. Zginęło dwóch aurorów i jeden uczeń, którego Draco nie znał. Szedł zdenerwowany, próbując znaleźć Aurorę, której nigdzie nie widział.
- Co jest?- spytał Gregory podchodząc do niego. Miał zadrapanie na policzku i utykał na jedną nogę.
- Nie mogę jej nigdzie znaleźć… Cholerna Aurora! 
- Wieża…- szepnął auror patrząc w jej kierunku.- Ktoś tam jest.
Blondyn rzucił się w tamtym kierunku nie zwracając uwagi na to, że Gregory podąża za nim ale dość wolno. Wbiegł po schodach i będąc niemal na szczycie zobaczył jaskrawe zielone światło. 
- Nie…- szepnął i pokonał ostatnie schodzi sprintem. Na podłodze leżała różdżka, ktoś właśnie zmienił się w czarny dym i wyleciał na zewnątrz. Odwrócił wzrok w lewo i zobaczył blondynkę, która leżała bez ruchu, z szeroko otwartymi oczami i rozchylonymi ustami.- Nie, nie, nie, nie…- powtarzał, czując jak do jego oczu napływają łzy. 

Tylko nie Ona.

Opadł na kolana przy jej ciele i przyciągnął je do siebie. Było zimne i bezwładne. Jej martwe oczy wpatrywały się w jeden, ten sam punkt. Po chwili na górę wpadł Gregory i zauważył Malfoy’a z twarzą ukrytą w jej włosach, który kołysał się w przód i tył, a z jego oczu leciały łzy.- Nie wierzę w to…- szepnął, a z jego gardła wydobył się krzyk rozpaczy, który zmroził krew w żyłach aurora. Nigdy w życiu nie przypuszczał, że zobaczy tego człowieka tak odsłoniętego, rozdartego i zrozpaczonego. Blondyn przestał przejmować się maską, którą zawsze miał na sobie. Ona spadła i Gregory widział człowieka, któremu w sekundę zawalił się cały świat.



__________

*- łac. Nieprawda





~*~
Następny rozdział: 26.11.2015, godzina: 18:00


2 komentarze:

  1. Nie! Nie!, Nie!! :(
    Ona musi żyć :(
    Proszę powiedz,że to żart :(
    Rozdział świetny,ale ta śmierć to jakieś nieporozumienie :(
    Pozdrawiam JulkaRamosova

    OdpowiedzUsuń
  2. Ejej ale ona nie mogła umrzeć! Mam nadzieję, że to inne zaklęcie ( w końcu nie powiedziałaś, co dokładnie wymówił ) i ona będzie żyć. Draco i Aurora para idealna, nawet głupi Nott ich nie rozdzieli! :)
    Czekam na kolejny rozdział, super, że dodajesz regularnie! :)
    Pozdrawiam i życzę veny! :*

    OdpowiedzUsuń