Stała przed lustrem wpatrując się w swoje odbicie. Nigdy wcześniej nie miała okazji założyć na siebie sukienki, już nie mówiąc o wyjściu w niej z domu. A tymczasem ona stała w pięknej, długiej, czarnej sukni, z mocnym, ciemnym makijażem i lekko pofalowanymi włosami. Musiała przyznać, że wyglądała całkiem nieźle w wyjątkowo oryginalnej kreacji, którą znalazła jakiś czas temu w jednym z londyńskich sklepów. Dyrektor zarządził bowiem, że kilkoro aurorów ma przyjść na bal, żeby sprawować opiekę nad uczniami i mają dopasować się swoim strojem do reszty uczestników i jeśli tylko sytuacja na to pozwoli mają się trochę rozluźnić. Przejechała dłonią po gorsecie, który zrobiony był z czarnych kwiatów. Dziwiła się, że to wszystko trzyma się na jej ciele tak dobrze, a góra wygląda jakby kwiaty były przyklejone do jej skóry od obojczyka i najpierw wąskim pasmem, potem coraz szerszym, rozchodziły się na jej piersi i brzuch. Na plecach miała długi dekolt, który kończył się u dołu pleców, gdzie znowu pojawiły się kwiaty, spływające i niknące na wysokości jej ud w delikatnych warstwach tiulu. Spódnica była lekka i miała jedno rozcięcie, które odsłaniało nogę, i jej wysokie, czarne szpilki, kiedy stawiała krok. Chwyciła do ręki perfumy i spryskała nimi skórę w okolicach szyi.
Nuty głowy: bergamotka i różowy pieprz.
Nuta serca: jaśmin.
Nuty bazy: paczula, mech dębowy, skóra.
Wyszła z pokoju do dormitorium, w którym czekał na nią Gregory, pijący akurat whisky.
- Na trzeźwo tego nie ugryzę…- zaśmiał się i odwrócił w jej kierunku. Wypluł niemal wszystko co miał w ustach. Zaśmiała się głośno.
- To znaczy, że wyglądam dobrze?- spytała z błyskiem w oczach. Za pomocą prostego czaru, zmniejszyła i ukryła różdżkę, po czym zapięła na nadgarstku delikatną diamentową bransoletkę i poprawiła trzy pierścionki, które zdobiły jej długie palce.
- Wyglądasz wspaniale. Ten mały gnojek ma niebywałe szczęście…
- Sugerujesz, że też jestem mała? Jakby nie patrzeć jesteśmy w tym samym wieku…
- Okey, ten gnojek.
- Chciałam ci przypomnieć, że oficjalnie to ty ze mną wejdziesz na salę.- zaśmiała się cicho łapiąc go pod rękę.
- Mam nadzieję, że zaszczycisz mnie chociaż jednym tańcem.
- Jednym na pewno.
***
Wkroczyli do Wielkiej Sali, która była przepięknie przyozdobiona z okazji balu. Z rozgwieżdżonego sufitu leciał drobny śnieg, który znikał gdzieś w połowie drogi na ziemię. Stoły stały na przedzie, a dalej zrobione było miejsce do tańczenie. Dookoła niego stały wysokie choinki, a na nich zapalone świece. W środku byli jak na razie tylko nauczyciele. Kończyli przygotowania. Pomogła profesor McGonagall wieszać ostatnie świece.
- Każda dla jednej zabitej przez Voldemorta osoby…- powiedziała cicho blondynka patrząc na blade napisy na każdej ze świec.
- To pierwsze święta… Doszliśmy do wniosku, że to odpowiednie, żeby uczcić wszystkich którzy polegli...- odpowiedziała kobieta.
- To piękny gest…
- Nie obwiniaj się… Zrobiłaś więcej niż niejedno z nas żeby to zakończyć.
Zostawiła ją samą i odeszła w stronę Severusa, który już nie potrzebował laski, żeby się przemieszczać. Uśmiechnęła się do niego, na co uniósł lekko lewą stronę warg, co w jego mniemaniu miało oznaczać uśmiech. Bardziej wyszło jak grymas niezadowolenia, ale się nie przejęła, tylko odwróciła się do Gregory’ego. Drzwi do sali się otworzyły i uczniowie weszli na salę, z zachwytem obserwując dekoracje. Wzrok jednego z uczniów skierowany był jednak w stronę blondynki. Wyglądała przepięknie i uśmiechała się delikatnie, trzymając w dłoni wysoki kieliszek do szampana i upijając jego mały łyk.
Snape powiedział kilka słów i profesorowie siedli za długim stołem, pogrążając się w rozmowach. Po sali rozniosła się delikatna, wolna muzyka i część uczniów złączyła się w tańcu na parkiecie. Inni siedli chwilowo przy stołach, rozkoszując się rozmową. Blondyn zostawił swoich znajomych i ku uciesze Blaise’a podszedł do Aurory.
Był takim szczęściarzem.
Snape powiedział kilka słów i profesorowie siedli za długim stołem, pogrążając się w rozmowach. Po sali rozniosła się delikatna, wolna muzyka i część uczniów złączyła się w tańcu na parkiecie. Inni siedli chwilowo przy stołach, rozkoszując się rozmową. Blondyn zostawił swoich znajomych i ku uciesze Blaise’a podszedł do Aurory.
- Nic mnie nie obchodzi, że wszyscy to zobaczą…- powiedział cicho prowadząc ją na parkiet. Przyciągnął ją do siebie i położył dłoń na nagiej skórze jej pleców. Objęła go jedną ręką za szyję, a drugą złapała jego dłoń i złączyła ich palce. Oparła głowę na jego ramieniu i przymknęła lekko oczy.- Jedź ze mną na święta… Chyba odechciało mi się siedzenia w samotności.
- Już się zgłosiłam, że zostanę. Część aurorów ma rodziny, też chcą do nich wrócić po tylu miesiącach rozłąki…- powiedziała cicho.- To tylko kilka dni…
Przejechał wzdłuż jej kręgosłupa, wywołując przyjemne dreszcze. Czuł skórzano-szyprowy zapach jej perfum i subtelny zapach jej skóry. Mieszanka była wręcz odurzająca, a w połączeniu z jej płomiennym spojrzeniem zaczęła wywoływać w nim pożądanie, które musiał skutecznie ostudzić, żeby nie wyciągnąć jej z sali na korytarz.
- Wyglądasz dzisiaj… Olśniewająco…
Odsunął ją lekko od siebie i przyciągnął znowu, obracając ją przy okazji wokół jej własnej osi, dzięki czemu jej sukienka uniosła się do góry i opadła lekko jak morskie fale. Uśmiechnęła się szeroko.
- Pierwszy i ostatni taniec?- zaśmiała się.
- No myślę, że co najmniej jeden jeszcze nas czeka.
Wpatrywała się w jego twarz, która za każdym razem gdy mówił jej coś miłego i czułego, nadal nie wyrażała zbyt wielu uczuć. Zawsze tak było i bała się, że nigdy nie pozwoli sobie na zdjęcie tej maski i pokazanie emocji. Bo za każdym razem, gdy się uśmiechał, uśmiech nie dochodził do jego oczu.
Wierzyła mu w to co mówi, nawet jeśli to były tylko słowa.
***
Stała na przeciwko niego w pustym pomieszczeniu. W dłoni trzymała różdżkę i wpatrywała się w niego z zaciśniętą szczęką. Od kilkunastu minut obrzucali się zaklęciami, z każdą chwilą pozwalając sobie na coraz silniejsze uroki. Dziewczyna nie otworzyła ust ani razu, on uprzedzał ją o swoich zamiarach za każdym razem gdy unosił rękę.
- Skup się, Draco…- krzyknęła w końcu.- Myśl o zaklęciu i rusz różdżką.
Spróbował po raz kolejny rzucić na nią zaklęcie bez wypowiadania na głos formułki. Ich treningi miały odbywać się codziennie, przez całe wakacje między jego piątym, a szóstym rokiem nauki w Hogwarcie. Z tego powodu, dziewczyna na ten okres wprowadziła się do posiadłości w której mieszkał. Jeszcze pamiętał jak weszła pewnym krokiem za jego ojcem, który oświadczył, że pomoże mu w treningach. Mieli za sobą już wiele spotkań, a on zaczynał mieć dość tej irytującej dziewczyny, która od kilku miesięcy miała Mroczny Znak wypalony na przedramieniu i mimo iż byli w tym samym wieku, to rządziła się niemiłosiernie. Bywała arogancka i bezczelna, kilkukrotnie w ciągu ostatnich dni, dała mu do zrozumienia, że jest beznadziejny. W końcu jego wściekłość sięgnęła zenitu. Był zły na nią, że co chwila go upomina, na to że mu nie wychodzi, na to, że ojciec każe mu to robić i że na każdym kroku podkreśla jak Aurora jest świetnie wyszkolona i że on też powinien być na takim etapie. Miał zostać naznaczony za kilka tygodni i do tego czasu musiał być jeszcze lepszy niż dotychczas. Machnął różdżką i obserwował jak z jej końca wydobywają się czerwone iskry. Dziewczyna zacisnęła mięśnie i kilka chwil stała, nie dając po sobie poznać jak bardzo ją boli ciało. Opuścił szybko różdżkę i spojrzał na nią niewzruszony.
- Nieźle…- szepnęła strzepując niewidzialne pyłki z ramienia. Nawet jeśli była wkurzająca, to musiał przyznać, że w obcisłych czarnych spodniach i dopasowanej koszulce w tym samym kolorze, oraz ciężkich butach, prezentowała się wyśmienicie. Wyglądała wyjątkowo dojrzale jak na swój wiek. Przekrzywiła lekko głowę i nawet na końcu pomieszczenia usłyszał, jak jej kości wskakują na swoje miejsce.- A teraz spróbuj na innym zaklęciu…- dodała, o dziwo nie będąc zła za to, że właśnie użył na niej Cruciatusa. Przyglądał jej się za każdym razem gdy z arogancją broniła się przed jego atakami. Pierwszy raz zobaczył ją rok wcześniej i od razu nawiązała się między nimi nić porozumienia. Problemem była jednak jego szkoła, bo kiedy do niej wyjechał, mimo wysyłanych listów, w jakiś sposób za nią tęsknił. Mimo iż go irytowała, to była jedyną osobą, która w jakimś stopniu rozumiała przez co przechodzi.
- Dlaczego to robisz?- spytał nagle, gdy chwyciła swoje cienkie rękawiczki i założyła, zapinając w okolicach nadgarstka.
- Co takiego?- jej melodyjny głos odbił się echem od pustych ścian.
- Czemu ze mną trenujesz?
Wzruszyła ramionami i popatrzyła na niego obojętnie.
- Chyba lepiej ja niż Carrow.- zaśmiała się głośno i stanęła bardzo blisko. Uniosła dłonie do gardy i przyjrzała się jego twarzy. Irytowała go, ale nie zmieniało to faktu, że od samego początku ze sobą flirtowali. Wiedział, że w szkole czeka pełno dziewczyn chętnych, żeby spełnić każdą jego zachciankę, i mimo iż blondynka nie należała do łatwych i zdecydowanie była jedną wielką, chodzącą zagadką to właśnie ją chciał poznać. Czuł, że jej docinki to tylko droczenie się, a ona pomimo, że tego nie mówi, pomaga mu, bo chce. Poczuł jak jej ręka uderza go w twarz. Nie rozumiał dlaczego do walki ktokolwiek wymaga od nich także sztuk, które były wymysłem mugoli, ale musiał przyznać, że możliwość wyładowania się na sali przy Aurorze, sprawiała mu przyjemność. Dziewczyna była w tym naprawdę świetna i po chwili sprawnymi, płynnymi ruchami, próbowali przygwoździć drugie do podłogi. W takich chwilach, cieszył się, że od wielu lat oprócz Quidditha trenował też za pomocą mugolskich metod, dzięki czemu był sprawny, szybki i miał bardzo wyrobione mięśnie. Rzucił dziewczyną o ścianę i przycisnął do niej przedramieniem umieszczonym na wysokości jej obojczyka. Patrzyła na jego twarz i oczy, w których widać było zadowolenie. Zsunęła wzrok na usta wykrzywione w aroganckim uśmiechu.
Chciała go teraz pocałować.
- I jak?- warknął zatrzymując usta tuż koło jej. Poczuła jego ciepły oddech i w tej chwili miała ogromną ochotę złapać go za kark i do siebie przyciągnąć. Jej hormony wariowały, a libido osiągnęło najwyższy poziom.
- Lepiej niż wczoraj…- wyswobodziła się z jego uścisku i przycisnęła go w to samo co przed chwilą on ją, wykręcając przy tym jego rękę do tyłu.- W łóżku też jesteś taki sprawny?- spytała nachylając się nad nim i przyciskając swoje ciało do jego.
- Jak chcesz to możesz się przekonać…- odwrócił się i znowu zaczął ją atakować. Zaśmiała się cicho czując że pojawia się za nią, łapie za ręce i wykręca je do tyłu.- Przyznaję, że z Carrowem to nie wyglądałoby tak atrakcyjnie.- szepnął jej do ucha przejeżdżając silną dłonią po jej szyi, na której zacisnął palce.- Teraz mógłbym cię udusić… albo skręcić kark…- dodał szeptem przesuwając dłoń niżej, po jej piersiach, na brzuch a potem na udo. Zacisnął długie palce, słysząc jak spomiędzy jej warg wydobywa się cichy jęk.- Możemy uznać, że wygrałem i zająć się przyjemniejszymi ćwiczeniami?
- Nie ma mowy…- odparła wyrywając się i powalając go jednym ruchem. Siedziała na jego biodrach i patrzyła jak zakłada dłonie pod głowę i patrzy na nią z łobuzerskim uśmiechem.- To jaka jest moja nagroda?- spytała przesuwając powoli biodrami i opierając dłonie o jego tors. Nie był w stanie teraz logicznie myśleć, a co dopiero wypowiedzieć jedno, poprawne zdanie. Blondynka wstała bez słowa, z cwanym, wręcz bezczelnym uśmiechem, wiedząc jak na niego działa i zaczęła iść w stronę drzwi.- Myślę, że na dzisiaj nam starczy.
Specjalnie go nakręciła, a teraz chciała zostawić. Od kilku dni prowadzili ze sobą grę, w której nie ustalono żadnych zasad i żadne nie wiedziało jak to się skończy. Nie należała do dziewczyn, które szybko wskakują chłopakom do łóżka i po jednym razie znikają bez słowa. Nie chciała też być tak traktowana, ale nie miała zamiaru odpuscić sobie flirtu z nim, który tak bardzo jej się podobał. Nie pogardziłaby też możliwością zaciągnięcia go do łóżka i przetestowania jego możliwości. Na tą myśl, na jej ustach pojawił się łobuzerski uśmiech. Nagle jej ciało uderzyło w ścianę. Draco stał i wpatrywał się w jej twarz z jedną ręką opartą o ścianę tuż obok jej głowy, a drugą zaciskając na jej nadgarstku. Oddychała głęboko, czując jak jej ciało ociera się o jego. Był od niej trochę wyższy więc patrzył się na nią nieco z góry.
Czuła go tak blisko siebie.
To własnie tego teraz pragnęła.
- To bardzo nieładne przychodzić do mojego domu i robić takie rzeczy…- wysyczał cicho tuż przy jej ustach. Desperacko chciała go teraz pocałować, ale nie mogła dać mu tej satysfakcji. Przygryzła lekko wargę, robiąc minę niewiniątka.
- Ale co ja takiego robię?- spytała przesuwając swoim ciałem tak, że otarła się o niego. Robiła to od kilku dni i nie chciała przerywać. Moment, w którym go zostawiała w sali, zawsze był dla niej satysfakcjonujący, szczególnie, że na jego twarzy malowało się wtedy zaskoczenie, pomieszane z wściekłością.
- No zupełnie nic…- szepnął z ironią, przesuwając palcem po jej miękkich, lekko rozchylonych wargach. Złapał jej włosy i ściągnął z nich gumkę, powodując że rozsypały się dookoła jej twarzy. Tak bardzo chciał spróbować jak smakuje, zatracić się w niej i przestać myśleć o otaczającym ich świecie. Ich oddechy łączyły się w jeden, a klatki piersiowe unosiły w tym samym rytmie. Zaatakował pierwszy wpijając się w jej pełne wargi, wydając z siebie ciche warknięcie. Poczuł jak łapie go za kark przyciskając mocniej ich twarze i rozchylając usta, dając mu pozwolenie na wszystko. Jego dłoń zjechała na jej biodro zaciskając się na nim mocno. Drugą zatopił w jej włosach, ciągnąc za nie lekko, żeby odchylić jej głowę i pogłębić pocałunek. Ona swoje wsunęła pod jego czarną koszulę i przejechała powoli po wyraźnie zarysowanych mięśniach brzucha, po czym wbiła swoje paznokcie w dół jego pleców. Jej ciało wiło się lekko, tak jakby chciała każdą jego częścią go dotknąć. Czuła jego dłoń zsuwającą się na jej szyję i zaciskającą się we władczym geście, nie pozwalającym jej nią ruszać.
Całowali się z taką pasją, jakby chcieli zapamiętać ten moment do końca życia, jakby to miało się nigdy nie powtórzyć, ale jednak chcieli nauczyć się siebie na pamięć. Zaczął całować jej szczękę, a po chwili smukłą szyję. Odchyliła głowę w bok, pozwalając mu na tą pieszczotę. Czuła jak omiata ją zapach jodły pomieszany z szamponem do włosów i potem. Wydała z siebie głośny jęk, gdy poczuła jego pocałunki w zagłębieniu między szyją a obojczykiem. Jej usta były opuchnięte i nadal rozchylone szeroko, gdy jego palce wsunęły się pod bluzkę i dotknęły rozgrzanego ciała. Przejechał wzdłuż kręgosłupa, powodując że wygięła się do tyłu. Odwrócił ją i odgarnął jej włosy czym wywołał przyjemny dreszcz. Przywarł ustami do jej karku, napierając na nią swoim ciałem. Jedną dłoń zacisnął na jej szyi, a drugą wsunął po bluzkę i przycisnął do płaskiego brzucha.
- Pragnę cię...- wydyszał wprost do jej ucha. Odpowiedziała mu śmiechem, pomieszanym z jękiem pożądania.- A ja zawsze dostaję to czego chcę...- dodał przygryzając płatek jej ucha.
- Nie wątpię...
Teraz byli jak para zupełnie normalnych nastolatków, która wpadła w wir namiętności, a nie ludźmi szkolonymi, żeby zabijać. Z jej ust wydostał się głośny jęk, który przerwał trzask drzwi. Odsunął się od niej dysząc głośno. Poprawił włosy, ubranie i poszedł sprawdzić kto im przeszkodził. Ona natomiast oderwała się od ściany i próbowała uspokoić oddech. Dotknęła nabrzmiałych warg i uśmiechnęła się pod nosem.
Całowali się z taką pasją, jakby chcieli zapamiętać ten moment do końca życia, jakby to miało się nigdy nie powtórzyć, ale jednak chcieli nauczyć się siebie na pamięć. Zaczął całować jej szczękę, a po chwili smukłą szyję. Odchyliła głowę w bok, pozwalając mu na tą pieszczotę. Czuła jak omiata ją zapach jodły pomieszany z szamponem do włosów i potem. Wydała z siebie głośny jęk, gdy poczuła jego pocałunki w zagłębieniu między szyją a obojczykiem. Jej usta były opuchnięte i nadal rozchylone szeroko, gdy jego palce wsunęły się pod bluzkę i dotknęły rozgrzanego ciała. Przejechał wzdłuż kręgosłupa, powodując że wygięła się do tyłu. Odwrócił ją i odgarnął jej włosy czym wywołał przyjemny dreszcz. Przywarł ustami do jej karku, napierając na nią swoim ciałem. Jedną dłoń zacisnął na jej szyi, a drugą wsunął po bluzkę i przycisnął do płaskiego brzucha.
- Pragnę cię...- wydyszał wprost do jej ucha. Odpowiedziała mu śmiechem, pomieszanym z jękiem pożądania.- A ja zawsze dostaję to czego chcę...- dodał przygryzając płatek jej ucha.
- Nie wątpię...
Teraz byli jak para zupełnie normalnych nastolatków, która wpadła w wir namiętności, a nie ludźmi szkolonymi, żeby zabijać. Z jej ust wydostał się głośny jęk, który przerwał trzask drzwi. Odsunął się od niej dysząc głośno. Poprawił włosy, ubranie i poszedł sprawdzić kto im przeszkodził. Ona natomiast oderwała się od ściany i próbowała uspokoić oddech. Dotknęła nabrzmiałych warg i uśmiechnęła się pod nosem.
- Jak mu idzie?- spytała Narcyza, kiedy wyszła zza ściany i spojrzała na nią.
- Z każdym dniem lepiej…- uśmiechnęła się łobuzersko do niego i wyszła zostawiając ich samych.
***
- Nad czym tak rozmyślasz?- spytał auror stając za jej plecami i próbując spojrzeć na to samo w co ona tak uporczywie się wpatrywała od niemal 15 minut.
Była nieco nieobecna, zauważył, że jej dłonie falują w rytm muzyki, jej ciało lekko jej się poddaje i porusza się w hipnotyzującym tańcu. Zaczęła robić to tak nagle, jakby dotychczas nie dochodziła do niej żadna muzyka.
- O niczym…- odparła z uśmiechem i nie przestając robić tego co dotychczas.
- Nadal czekam na ten obiecany taniec…- szepnął tuż przy jej uchu. Odwróciła się w jego kierunku i uniosła brew.
- Czy prosisz mnie do tańca? Bo nieudolnie ci to wychodzi…
- Wybacz… Czy uczynisz mi ten zaszczyt, i zatańczysz ze mną? Madame…- wyciągnął w jej kierunku dłoń. Zaśmiała się cicho i położyła swoją drobną rękę na jego. Objął ją i płynnym ruchem poprowadził w tańcu.
- Nie powinnam ci ufać…- zaśmiała się głośno i od razu odpowiedziała na jego pytający wzrok.- Powtarzano mi: nigdy nie ufaj mężczyźnie, który potrafi tańczyć.
Przycisnął ją do siebie i uśmiechnął się tajemniczo.
- Masz kogoś?- spytała nagle patrząc mu w oczy.
- Maleńka, nie lubię być jednym z wielu.- zaśmiał się głośno.
- Jesteś beznadziejny. Ja się na serio pytam!
- Mam… Ma na imię Annabelle.
Blondynka rozpromieniła się na to wyznanie.
- Czemu o niej nigdy nie mówisz?
- Nie pytasz!- usprawiedliwił się.- Gadamy o swoim życiu, ale nigdy nie poruszaliśmy tematu partnerów. Ty też nigdy mi nie mówiłaś o swojej drugiej połówce.
- To skomplikowane.
- Nie jesteście razem?- uniósł brew do góry.- Bo na parkiecie wyglądało na to, że jesteście bardzo blisko.
- Jesteśmy… Tylko, że jak zaczęliśmy tu pracować to wiedziałam, że nie mogę rozpowiadać na prawo i lewo że umawiam się z uczniem…- zaśmiała się głośno.
- Rozumiem… Za to ja, Annabelle opowiadałem o tobie. Z początku ci nie ufała. Jako że byłaś… Ale przekonałem jej, że jesteś wspaniałą osobą.
- I nie jest zazdrosna?- przekomarzała się z nim.
- Aurora… Jesteś fantastyczną kumpelą, rzuciłbym się, żeby ci życie uratować, ale wybacz… Ona jest miłością mojego życia.
Blondynka uśmiechnęła się do niego szeroko. Rozejrzała się dookoła i zobaczyła, że nie ma już prawie żadnego ucznia na sali.
- Chyba czas to zakończyć…
- Nareszcie!- krzyknął głośno.
- Aż tak kiepsko tańczę?
- Wręcz przeciwnie, tancerką jesteś fantastyczną, ale ja nie jestem fanem takich... imprez.- zaśmiał się i wyciągnął różdżkę, żeby zacząć sprzątanie.
- Nareszcie!- krzyknął głośno.
- Aż tak kiepsko tańczę?
- Wręcz przeciwnie, tancerką jesteś fantastyczną, ale ja nie jestem fanem takich... imprez.- zaśmiał się i wyciągnął różdżkę, żeby zacząć sprzątanie.
***
Malfoy szedł jednym z korytarzy w kierunku dormitorium aurorów. Wyszedł z imprezy swojego domu i szedł powoli, licząc że Aurora jest już w swoim pokoju. Nagle usłyszał kroki kilku osób i podniesione głosy. Widział Pottera, który wyciągnął różdżkę i wymierzył w kierunku osób, których on jeszcze nie widział. Podbiegł do niego i zobaczył czterech Śmierciożerców. Poznał ich po strojach i maskach, które zakrywały ich twarze.
- Potter!- krzyknął i zaciągnął chłopaka za ścianę, cudem ratując go przed zaklęciem.- Chcesz zginąć?!- warknął sięgając po swoją różdżkę. Mężczyźni wyszli zza ściany i zaczęli ich wściekle atakować. Malfoy próbował odeprzeć ataki, aż w końcu zauważył, że Harry ląduje pod ścianą, a jego różdżka kilka metrów dalej, podobnie jak jego przeciwnik. Zaraz blondyn powalił kolejnych i zobaczył, jak ostatni kieruje swoją różdżkę w stronę Gryfona. Blondyn był jednak szybszy i powalił mężczyznę, zanim ten zdążył wypowiedzieć zaklęcie. Harry patrzył na niego zdziwiony. Usłyszeli głosy w głębi korytarza i po chwili zobaczyli grupę nauczycieli i aurorów. Wśród nich kroczyła Aurora, która w blasku światła na końcu swojej różdżki, wyglądała tajemniczo i lekko przerażająco. Chwyciła go za ramie i pociągnęła za sobą.
- Nieźle sobie poradziłeś.- powiedziała i ruszyła w stronę swojego pokoju.
- Czemu mnie zabrałaś?!- warknął.
- Załatwimy to później. Gregory zabrał Harry’ego. Na razie aurorzy muszą przetransportować ich do Azkabanu i sprawdzić czy nie stało się coś złego.
Wepchnęła go do pokoju i zatrzasnęła za sobą drzwi.
- Ktoś ich tu wpuścił. Gdzie byłeś?- warknęła zdenerwowana.
- Na imprezie w dormitorium. Potem poszedłem do ciebie.- powiedział cicho, patrząc jak dziewczyna ściąga z siebie sukienkę. Miała na sobie tylko czarne, koronkowe figi i czarne szpilki.
- Mogli cię skrzywdzić…- dodała nieco łagodniej.
- Wiesz, że kiedy tak wyglądasz, nie jestem w stanie z tobą rozmawiać?- spytał unosząc do góry brew i uśmiechając się łobuzersko. Podeszła do niego i oparła dłonie o jego tors.
- Po prostu się wystraszyłam, kiedy usłyszałam, że są na terenie szkoły.- dodała.- Jedziesz jutro do domu i masz się stamtąd nie ruszać, rozumiesz?
- Yhmm…- szepnął całując ją namiętnie i kładąc na łóżku.
- Będziesz miał obstawę…- dodała, kiedy zsunął dłoń na jedyny skrawek ubrania, który miała na sobie.
- Zamknij się wreszcie, Blackstone…
Cudowny rozdział... Wspomnienia Aurory, budujące się napięcie, które w końcu przerywa mama Dracon'a. Bardzo mi się podoba, czekam na nowości! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę duuużo veny! :* :)