czwartek, 17 grudnia 2015

Rozdział 21 - 'Let It Go'



Kiedy kilka minut później wybiegała z mieszkania, nie mogła uwierzyć, że jej to zrobił. Myślała, że pokrzyczy i się uspokoi, a potem zafunduje jej sex na zgodę, ale tym razem przekroczył granice. To było za dużo i musiał się zastanowić co powinna dalej zrobić. 

Wszystko ją bolało.

Mogła wybaczyć dużo, ale nie była pewna czy nadal ma siłę by walczyć z jego demonami. Nie wiedziała gdzie się podziać, a co gorsza z nieba zaczął lecieć zimny deszcz. W końcu podjęła decyzję i zapukała do drzwi jednego z londyńskich mieszkań. Drzwi otworzył jej uśmiechnięty chłopak, ale kiedy ją zobaczył, nagle spoważniał.
- Co się stało?-spytał Blaise wpuszczając ją do środka. Kiwnęła ręką w stronę jego dziewczyny Emily. Trzęsła się z zimna, mając na sobie jedynie cienki płaszcz, który zdążyła złapać kierując się do drzwi ze łzami w oczach.
- Nie chciałam przeszkadzać...- szepnęła.
- Nie przeszkadzasz!- krzyknęła blondwłosa dziewczyna.
- Co.się.stało?- wysyczał Zabini wiedząc że jego przyjaciel znowu narozrabiał.
- Miałam iść do Gregory'ego ale nie chcę go denerwować przed ślubem.
- Mów.
- Rzucił na mnie Cruciatusa, Blaise. Draco mnie torturował...
- Co za gnida! Ja mu kurwa przetrącę wszystkie kończyny! Nie ruszajcie się stąd!- krzyknął 
- Niech on zostanie w tym mieszkaniu ja...
- Zatrzymasz się tutaj.- warknął znikając za drzwiami. 
- Chyba to Draco powinien się teraz martwić...- powiedziała cicho Emily.- Zrobię ci herbatę...
- Dziękuję. Wiem, że nie powinnam go okłamywać i ukrywać że widuję się z ojcem. Ale nie myślałam że aż tak się wścieknie...

***

Otworzył drzwi i bez uprzedzenia oberwał silne uderzenie w nos z którego trysnęła krew. 
- Powinienem ci mocniej ryj obić.- powiedział czarnoskóry wchodząc do środka.
- Poszła do ciebie?
- Mądrze zrobiła. Gregory'ego nie chciała martwić przed ślubem, a Potter cię nie lubi więc by zrobił z ciebie miazgę. A ja jako twój przyjaciel obiję ci trochę mordę. Co ci kurwa strzeliło do tego pustego, tlenionego łba?! 
-Nie wiem co we mnie wstąpiło...- powiedział cicho siadając na kanapie i ukrywając twarz w dłoniach.- Nic mnie nie tłumaczy, wiem. Kazałem jej odejść... Wiedziałem z jakim gównem się borykam...
- Odtrącasz jej pomoc, a pewnie jest jedyną osobą która jest w stanie cię z tego wyciągnąć...
- Jak się dowiedziałem że łazi do Azkabanu, do tej gnidy... I jeszcze nic mi nie mówi... Wściekłem się. Wiem, że przegiąłem.
- I to niesamowicie! Na Merlina, to taka fantastyczna dziewczyna a ty ją tak krzywdzisz. Ręce mi opadają Malfoy. Jak do ciebie dotrzeć, żebyś sobie to wbił do łba? Ona cię kocha! Nie prościej było porozmawiać, a nie ją torturować!? 
- Wiem... 
- Wiesz, wiesz… I nic z tym nie robisz!
- Daj mi spokój! Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy, Blaise!- zirytował się blondyn i wstał z sofy.
- Mam po prostu patrzeć jak ją krzywdzisz?! Czy ty powiesz w końcu co się stało w Azkabanie?! Bo coś musiało się stać!
Nie odpowiedział. 

***

- Rusz się!- warknął jeden ze strażników, którzy pilnowali więźniów na tej zmianie. Podniósł na niego wzrok i skrzywił się. Siedział pod kamienną ścianą z podkulonymi nogami i opartymi na nich rękami. Jego dłonie zacisnęły się w pięści.
- Miałem stąd nie wychodzić…- powiedział cicho, nie ruszając się z miejsca.
- To twój szczęśliwy dzień. Rozerwiesz się. Albo rozerwą ciebie…- zaśmiał się mężczyzna, a dwóch innych weszło do niewielkiego pomieszczenia, wyciągnęło go na zewnątrz i zaprowadziło do dużej sali, w której z reguły było pusto, przez zakaz opuszczania cel przez więźniów. Wepchnęli go między innych, wśród których widział sporo znajomych twarzy.
- A teraz proszę państwa! Przyprowadziliśmy tu wroga numer jeden. Możecie się zabawić!- krzyknął mężczyzna i wypchnął go na sam środek okręgu, dookoła którego stłoczyli się wszyscy więźniowie. Nie trzeba było długo czekać, aż kilkoro się na niego rzuciło. Dwóch trzymało go za ręce, kilkoro biło. W końcu podszedł do niego mężczyzna po czterdziestce z bliznami na twarzy. 
- A więc to ty pieprzysz się z moją córka…- powiedział i uderzył go w twarz. Krew przysłoniła oczy i spływała powoli po jego twarzy.- Jesteście siebie warci. Oboje jesteście zwykłymi zdrajcami.- kopnął go w sam środek brzucha.- Jak moja córka mogła upaść tak nisko? Powiedz mi, to dla ciebie zaczęła sypać? Dla ciebie zrezygnowała z bycia wierną Czarnemu Panu? Bo namówiłeś ją na to, ty tchórzliwy śmieciu? Jesteś odpowiedzialny za jej upadek?
- Pieprz się…- warknął i splunął na jego buty.- To ty ją zostawiłeś! Może nie miała odpowiedniego wzoru w życiu… Jak się domyślasz to moje imię wykrzykuje co noc!- zaśmiał się.
- Wyszczekany jesteś, gówniarzu. Ciekaw jestem, czy nadal tak będziesz pyskował, jak ci złamię szczękę…- kopnął go z całej siły w twarz, aż słychać było trzask kości.
- Powinna cię zabić. Pobyt w Azkabanie to dla ciebie rozrywka.
- Dla ciebie też będzie. Raz w tygodniu mamy tu takie fantastyczne spotkania, a ja zadbam o to, żebyś co tydzień był główną atrakcją. 
Blondyn popatrzył na niego, pomimo bólu i spływającej po twarzy, ciepłej krwi.
- A jak wyjdę. A stanie się to niedługo… To odnajdę tą małą dziwkę i nauczę ją jak powinna się odnosić do tatusia. Nauczę ją szacunku i wierności. Zabiorę ze sobą kilku swoich przyjaciół, którzy jej pokażą co to znaczy być z prawdziwym mężczyzną, a nie z takim nic nie wartym chłystkiem jak ty. Pogubiła się dziewczyna, ale ja jej przypomnę o wartościach, a jeśli nadal będzie taka oporna na moje nauki, cóż… zabiję ją z uśmiechem na twarzy. Na dzisiaj chyba ci wystarczy. Zobaczymy się za tydzień, kochasiu. Nauczę cię wtedy, żeby nie wsadzać interesu w interes innych. I to dosłownie.

***

- Powtórzyło się to kilka razy, zanim strażnicy się zorientowali, że kilkoro z nich doprowadza do takich sytuacji.- powiedział blondyn siadając na przeciwko przyjaciela i wypijając zawartość szklanki.
- Czemu nie uciekli?
- Bo są dwa typy strażników, kilku jest wewnątrz Azkabanu i kilkunastu na zewnątrz. To ci w środku dogadali się z więźniami i organizowali takie rozrywki. Było ich pięciu. Po jakimś czasie ktoś to rozgryzł i to się skończyło. Szkoda, że do tego czasu nasłuchałem się bardzo przyjemnych rzeczy i nabawiłem się kilku poważnych schorzeń, których mogę nigdy się nie pozbyć.
- Noga też?
- Też. Do tego połamana ręka, pęknięta czaszka i złamany nos, którego nikt nie naprawił przez kilka tygodni. Kiedy Potter zobaczył mnie w drzwiach więzienia, to dwie godziny zajęło mu doprowadzenia mnie do normalnego stanu. Miałem obrażenia wewnętrzne, dlatego praca aurora na razie odpadała. Stare złamania bolą przy wysiłku fizycznym, zdarza się, że mam problemy z oddychaniem i często cierpię na silne bóle głowy. Zrozum, ja zdążyłem poznać jej ojca przez te kilka tygodni i jak usłyszałem, że polazła do niego to mnie ścięło. Nie można ufać tym strażnikom, nie można być pewnym że nie znajdzie sposobu, żeby nawet przez kraty ją skrzywdzić. A bardzo tego chce, bo jest wściekły, że zdradziła jego przekonania. Że potrafiła… odejść. Że przyczyniła się do śmierci Voldemorta. Mówił, że zrobi jej takie rzeczy… wiem, że moja reakcja była przesadzona.
- Była. Ale zaczynam rozumieć, dlaczego wpadłeś w furię. Musisz się jednak nauczyć to kontrolować. I rozmawiać. Dlaczego nic nie powiedziałeś?
- Bo czułem się słaby. Zażenowany. Było mi wstyd, że tak się stało. Że zgnoili mnie w więzieniu, a ja nie potrafiłem tego zatrzymać.
Blondyn siedział rozparty na fotelu i wpatrywał się w ogień.
- Dostałem propozycję wyjazdu do Bułgarii…- powiedział nagle.- Na rok. Praca na miejscu, bo tamtejsze Ministerstwo jest oporne.
- Przyjąłeś ją?
- Chyba powinienem. Wydaje mi się, że Aurora potrzebuje czasu beze mnie. Od kiedy skończyliśmy 16 lat cały czas byliśmy razem. Myślę, że czas, żeby ona się nauczyła żyć sama... Żeby dowiedziała się kim jest.
Czarnoskóry wpatrywał się w jego beznamiętną twarz. Ta sytuacja była trudniejsza niż mu się wydawało.

***

-… w tym wszystkim jest więcej niż każdemu z nas się wydawało. Nie próbuję go tłumaczyć, ale… w pewnym sensie rozumiem czemu wpadł w taką furię. Powiedział mi co twój ojciec zrobił, co mówił. Jak groził, że cię skrzywdzi.
Blondynka wpatrywała się w jego czekoladowe oczy nie wiedząc jak zareagować.
- Wyjeżdża na rok.- dodał.- Myślę, że powinniście to wyjaśnić zanim to zrobi, Aurora. Potem oboje będziecie żałować, że zostawiliście to w takim miejscu. 
- Nie wiem czy chcę go widzieć.
- Zadam ci jedno pytanie: wyobrażasz sobie bez niego życie? Teraz po tym wszystkim, widzisz siebie bez niego?
Wzruszyła ramionami i oplotła nimi nogi, kładąc brodę na kolanach.
- Porozmawiaj z nim. Naprawdę, wierz mi, że wkurzył mnie swoim zachowaniem jak jeszcze nikt nigdy mnie nie wkurzył, ale rozmowa może oczyścić to co jest teraz. Rozstańcie się, jeśli tak czujesz, ale wyjaśnijcie to sobie. Najgorsze co możecie teraz zrobić to zostawić to tak jak jest…

***

Weszła powoli do skąpanego w mroku mieszkania. Dookoła niej panowała cisza. Zsunęła buty i ledwo ominęła walizkę, która stała na środku korytarza. Niestety kolejnej już nie zauważyła i uderzyła w nią stopą, przez co poczuła silny ból w największym palcu. Dokuśtykała do kanapy i usiadła na niej z jękiem. Nagle na szczycie schodów pojawił się blondyn z kurtką w ręce. Odłożył ją i podszedł do niej.
- Możesz nim ruszyć?- spytał schylając się do jej stopy. Poruszyła nim bez problemu. Wyciągnął różdżkę i zaleczył ranę, po czym chwycił biały materiał i zamoczył w wodzie. Była w szoku. Kiedy jego dłoń dotknęła jej stopy, aż się wzdrygnęła. Jego skóra była ciepła i delikatna, a gest czuły i przepełniony uczuciem. Po chwili chwycił jej dłoń, która cała była we krwi. Delikatnie masował ją, próbując zmyć czerwone plamy.
- Dziękuję…- powiedziała cicho. Bez słowa się podniósł i wyszedł do kuchni. Ten jakże czuły i niepodziewany gest, zupełnie namieszał jej w głowie.-Słyszałam, że wyjeżdżasz.
- Tak, do Bułgarii. Wysyłają mnie z Ministerstwa.
- Mhmm…- mruknęła cicho nie do końca wiedząc jak powinna się zachować.
- Wyjeżdżam za chwilę, także będziesz miała mieszkanie już tylko dla siebie.- powiedział stojąc na szczycie stopni prowadzących do salonu z rękami ukrytymi w kieszeniach.- Odpoczniesz ode mnie i dramatów.
- A co jeśli nie chcę?- szepnęła tak cicho, że nie był pewny, że te słowa wypłynęły z jej ust.

Nie chciała żeby wyjeżdżał.

- Aurora… Uważam, że to najlepsze rozwiązanie. Zachowujesz się jakbyś cierpiała na syndrom sztokholmski.- powiedział z krzywym uśmiechem.- Ja cię krzywdzę, a ty wracasz. 
- Bo cię kocham.- pierwszy raz tak z nim rozmawiała. Jak bezbronna kobieta, która wyciąga wszystkie swoje uczucia i nie miesza ich ze wściekłością. Nie miała na to siły, bo w głębi duszy czuła, że to dobry pomysł.

Jednak tego nie chciała.

- Od zawsze byliśmy razem. Musisz dowiedzieć się kim jesteś beze mnie. A ja muszę poukładać sobie syf, który mam w głowie, bo jak na razie częściej cię krzywdzę niż daję ci szczęście.
- To nieprawda. 
- Wiesz, że to najlepsze rozwiązanie, jeśli jeszcze kiedykolwiek mielibyśmy być razem.
Kiwnęła niechętnie głową i próbowała powstrzymać łzy. Podeszła do niego wolno i stanęła przy stopniach patrząc na niego z dołu. Zszedł nieco niżej, tak że jej głowa znajdowała się na wysokości jego torsu. Przycisnął ją do siebie i pogładził po włosach. Objęła go w talii i nie chciała puścić.
- Tak będzie lepiej…- wyszeptał w jej włosy. Kiwnęła nieznacznie głową.
- Ale jak wrócisz to porozmawiamy.
- Jeśli tylko będziesz tego chciała. Jeśli nie ułożysz sobie życia…  To dokładnie za rok, spotkamy się na tym niewielkim wzgórzu, koło posiadłości moich rodziców, o północy. Jeśli jedno się nie pojawi, będziemy wiedzieć, że to koniec.
- Nigdy, Draco.
- Nigdy nie mów nigdy, Blackstone. Ty jak nikt inny powinnaś to wiedzieć. Obiecaj, że nie wyłamiesz się wcześniej. Rok.
-Obiecuję…- powiedziała niechętnie.

***

Opadła na łóżko z głośnym jękiem i przyspieszonym oddechem. Uśmiechnęła się szeroko kiedy blondyn zajął miejsce obok niej. Obróciła się na brzuch i zginęła nogi w kolanach.
- Mam nadzieję, że wyciszyłeś pokój.- powiedziała opierając głowę na skrzyżowanych rękach.- Wolałabym, żeby nikt nie podsłuchiwał.- zaśmiała się.
- No tak, wyjątkowo głośna jesteś.
- Chciałam sprawić, że poczujesz się lepiej… Przy twoich przeciętnych umiejętnościach.- uśmiechnęła się ironicznie 
- Oh, ugodziłaś w moje ego teraz. Wiem, że jestem fantastyczny! Przyłazisz tu przy każdej nadarzającej się okazji…- powiedział cicho nachylając się nad nią.
- No a do kogo mam iść?- odparła odwracając głowę na bok i patrząc na niego.
- Narzekasz? Bo jeśli narzekasz to możesz tu nie wracać…- powiedział nachylając się nad nią i całując jej odsłonięty kark.- Zastanawiałaś się kiedyś nad czymś więcej?
- Może jeszcze z tobą Malfoy? Nigdy w życiu!- zaśmiała się głośno. 

***

Wpatrywała się jeszcze długo w drzwi, które zamknęły się za chłopakiem. Czuła się dziwnie, bo z jednej strony wiedziała, że rozłąka im się przyda. Jednak miała wrażenie, że w jej życiu kończy się coś bardzo ważnego i za bardzo się bała, że to już nigdy nie powróci.

A ona nie chciała tego stracić.

Nigdy w życiu.




~*~
Następny rozdział: 21.12.2015, godzina: 18:00


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz