poniedziałek, 28 grudnia 2015

Rozdział 24 - 'The Fear'



Mężczyzna wylądował twarzą na ścianie i został do niej brutalnie dociśnięty. Jęknął głośno, czując jak jej obcas wbija się w jego stopę.
- Nadal nic nie wiesz?- wysyczała tuż koło jego ucha.
- A co mam wiedzieć- spytał, chociaż przez opuchnięte usta, dźwięk jaki się spomiędzy nich wydostał, trudno było nazwać wyraźnym.- Jestem nisko postawionym Śmierciożercą, nic mi nikt nie mówi!
- Ale może znasz kogoś kto wie coś więcej?! Zastanów się zanim się wkurzę…
- To jeszcze nie jesteś wkurzona?
- Nie. Jestem lekko zirytowana.
Mężczyzna jęknął ponownie gdy rzuciła nim o podłogę.
- Okey! Okey!- krzyknął unosząc ręce w geście poddania.- Masz rację! Osiedlili się w Edynburgu na zamku. Chcą wzmocnić się i obalić Ministerstwo. Ale nic nie wiem. Ja tylko odsyłam do tego kto rekrutuje!
- Czyli do kogo?
- Chcesz zginąć? Oni wiedzą kim jesteś. Nigdy cię nie dopuszczą.
- Od kiedy to Śmierciożerca się o kogoś martwi?!
- Martwię się o siebie, bo wiem, że zaraz ktoś mnie dopadnie jeśli zginiesz.
- Mów…
- Nazywają go Diabeł. Rekrutuje w południowym Barnet, w starej fabryce. Nie wiem na czym to polega, ale trzeba tam przyjść o północy. Dalej cię poprowadzą.
- Fantastycznie…
- Zabierzesz mnie do Azkabanu?- spytał, na co ona kopnęła go w twarz.
- Słyszałam, że niezły mają tam ubaw…- zaśmiała się cierpko i teleportowała ich na osamotnioną wyspę na środku oceanu.
- Na Merlina, Auroro! Co ty im robisz?! Przyprowadzasz ich w coraz gorszym stanie!- krzyknął jeden ze strażników, na co dziewczyna wzruszyła ramionami i zniknęła.

***

Otworzył oczy i rozejrzał się dookoła. Był nie w swojej sypialni i nie do końca wiedział, jak się tam znalazł. Bolała go głowa i był zdezorientowany, a kiedy do pomieszczenia weszła uśmiechnięta Astoria jego oczy znacznie się rozszerzyły. Jak on mógł to zrobić?

Jak mógł zdradzić?

- Przyniosłam ci wodę…- powiedziała podając mu szklankę i siadając na skraju łóżka.
-Czy my…?- zaczął upijając łyk przezroczystego płynu i po chwili wszystkie wątpliwości odpłynęły. Spojrzał na nią z szerokim uśmiechem.
- Przygotowałam śniadanie. Zjemy tutaj czy w salonie?

***

Wrzuciła na patelnie mięso, zaraz potem fasolkę, kukurydzę i przyprawy. Wymieszała dokładnie i kilka minut później miała gotowe danie. Wprawdzie nie była mistrzem kuchni, ale lubiła od czasu do czasu spędzić trochę czasu przy przyrządzaniu jedzenia, nawet jeśli przygotowywała je tylko dla siebie. Nałożyła sobie danie do miski i stwierdziła z niesmakiem, że jeszcze jedna duża porcja została. Chwyciła ze sporych rozmiarów butelkę mugolskiego alkoholu o nazwie Tequila i siadła na sofie, nalewając sobie kieliszek. Zdawała sobie sprawę z tego, że powoli wpada w alkoholizm i niszczy sobie wątrobę, ale nie chciała przestać. Tylko w takich momentach nie czuła, nie myślała, nie zastanawiała się.

Po prostu żyła.

Albo inaczej: egzystowała.

Wypiła zawartość kieliszka. Potem napełniła go po raz kolejny i kolejny, aż w końcu butelka była pusta. Rzuciła nią o ścianę i poczuła, że głowa ledwo trzyma się w pozycji pionowej. Opadała na boki, a wzrok zachodzi mgłą. Chwilę później leżała nieprzytomna na dywanie, z rozbitą o kant stołu głową.

***

- Skontaktowałem się z nim, bo to musi się skończyć, Potter.- warknął Zabini stojąc w kuchni i upijając łyk wody.- Ona się stacza, jest z nią coraz gorzej. Gdybyśmy tu nie przyszli, kto wie co by się stało.
- Wiem, tylko problem polega na tym, że ona nie chce pomocy. Minęło pół roku. A ona cały czas się wścieka i wariuje. Nie kontrolujemy jej, ona bywa agresywna i brutalna. Poza tym pije na umór i niedługo wpadnie w alkoholizm, albo zrobi coś czego będzie żałować…- odpowiedział Harry patrząc na twarz Blaise’a.
- Martwię się o nią. Emily też. Próbowała do niej dotrzeć, ale… Aurora się nie daje.
- Jakaś reakcja z jego strony?
- A widzisz go tu gdzieś? Od miesiąca wysyłam mu Patronusy, ale zero odpowiedzi. Zapadł się pod ziemię… Mam nadzieję, że chociaż na ślub się pofatyguje… 

***

Czuła dotyk. Delikatne palce gładziły skórę jej ramienia i odgarniały włosy z twarzy. Otulał ją przyjemny leśno-skórzany zapach. Ten sam, który sprawiał jej tyle przyjemności. Wtuliła twarz w poduszkę i kawałek materiału, który ściskała w rękach. Niechętnie rozchyliła ciężkie powieki i zauważyła, że dookoła niej panuje nieprzejednany mrok. Liczyła, że kiedy się odwróci ujrzy, chociaż minimalny zarys ukochanej twarzy, na której zapewne malowałoby się zmartwienie. 
- Draco…- szepnęła w mrok, a jej cichy głos zniknął równie szybko jak się pojawił.
- Masz gorączkę, powinnaś odpoczywać.- usłyszała, ku swojemu niezadowoleniu, damski głos.
- Nic nie powinnam…- podniosła się do góry, chcąc wstać. Annabell była jednak silniejsza i położyła ją z powrotem.- Daj mi się zapić… Pozwól mi to wyłączyć…- szepnęła, a z jej oczu poleciały słone łzy
- Skarbie, wyśpij się. Nie możesz się staczać…- powiedziała cicho obejmując ją i głaszcząc po głowie. Jej dotyk był wyjątkowo kojący.
- Co ty wyprawiasz?
- Jak źle się czułam, moja mama kładła się obok mnie i głaska po głowie. To pomagało.
- Mi nic nie pomoże…- szepnęła odsuwając się od niej kawałek i przyciskając do piersi materiał.
- Pomyśl sobie, że to już pół roku. 
- Jeszcze taki sam czas oczekiwania i zero pewności, że się pojawi. Zostaw mnie samą. 
Kobieta popatrzyła na nią ze smutkiem i dotknęła jej ramienia. Bardzo źle czuła się z powodu Aurory i żal jej było patrzeć jak dziewczyna się męczy. Nie wiedziała jak jej pomóc i ulżyć w cierpieniu. Zamknęła za sobą drzwi po cichu i zeszła do salonu, w którym siedział Gregory i wpatrywał się w pokryte kroplami deszczu okno. Pokręciła przecząco głową, na jego niewypowiedziane pytanie. Siadła obok niego skulona i wtuliła się w jego bok.
- Mogę sobie tylko wyobrażać jak bardzo ona go kocha…- powiedziała cicho ukrywając twarz w zagłębieniu jego szyi.
- Jest zbyt dumna, żeby prosić o pomoc… Co za mała…- zacisnął dłonie w pięść. Bardzo się o nią martwił, szczególnie że od pewnego czasu traktował ją jak młodszą siostrę i serce mu pękało patrząc jak cierpi.
- Musimy jej zrobić odwyk od alkoholu. Wyniosę cały zapas, a od jutra przygotuj się na prawdziwe piekło…

***

- Oddawaj!- krzyknęła rzucając wazonem o ścianę. Na szczęście człowiek w którego był wycelowany w odpowiednim czasie zrobił unik. Zabrali jej różdżkę i cały alkohol, a teraz siedzieli i pilnowali, żeby nie wyszła z mieszkania. Trwało to już od ponad czterech godzin i dziewczyna powoli zaczynała wpadać w furię. Wszystkiemu przyglądał się jej kot, ale kiedy zrozumiał, że przez przypadek może zostać trafiony jakimś przedmiotem, albo jego odłamkiem, postanowił ukryć się w jednym z pokoi.- Zostawcie mnie w spokoju! Może powinnam wam to wyłożyć w innych językach, bo nie możecie tego zrozumieć!
Nikt nie odpowiedział. Blaise siedział rozparty na sofie, Emily stała przy wyjściu z salonu, Gregory właśnie wyłonił się zza schodów za którymi się schował, a Annabell wpuściła jej kota do zamkniętego pokoju, żeby nie stała mu się krzywda. 
- Nikt wam nie powiedział, że nie należy wtrącać się w cudze sprawy?! Spieprzajcie z mojego mieszkania i życia! Nie potrzebuje pomocy!- krzyczała i już chciała wejść po schodach na górę mieszkania, ale drogę zasłonił jej Harry.- Wszyscy musieliście przyleźć żeby co…? Żeby mnie pilnować?!- wrzeszczała zaciskając dłonie na włosach.- Co was obchodzi co się ze mną dzieje?!- dodała, a kolejny wazon przeleciał przez pokój i wylądował na ścianie.- Oddawać mój alkohol i spieprzać!- krzyknęła. Jej ciało trawiła gorączka, która wynikała z odstawienia. Jej mięśnie nieprzyjemnie się zaciskały, a serce uderzało częściej niż 100 razy na minutę. Nadmiernie się pociła, było jej niedobrze i słabo. Była zbyt drażliwa i nawet najmniejszy dźwięk dudnił w jej głowie, jakby ktoś przystawił jej do ucha dzwon i w niego uderzył.  

A w dodatku się bała.

Lęk zakradł się do jej serca i nie do końca wiedziała, czego tak bardzo się boi. Annabell podeszła do niej wolnym krokiem, jak do spłoszonego zwierzęcia i zajrzała w jej oczy. Źrenice były mocno rozszerzone, a spojrzenie nieobecne. Odepchnęła ją od siebie i zaczęła się trząść. Opadła na kolana i zalała się łzami. 
- Auroro…- powiedziała kobieta klękając przy niej.
- Ja nie potrafię…- załkała głośno dziewczyna.- To zbyt boli…
- Wiem, kochanie… Ale pozwól sobie pomóc. Chcemy dla ciebie dobrze.
- Ja nie chcę czuć… To tak bardzo boli… Nie mogę oddychać, jakby ktoś zabrał mi płuca.
- Chodź zabiorę cię do sypialni, co?- dodała pomagając jej wstać i prowadząc na piętro. Rzuciła pozostałym smutne spojrzenie i skinęła na Emily, która ruszyła za nimi. Blondynka zaczęła tak bardzo płakać, że obu było jej niewyobrażalnie żal. Miały wrażenie, że dziewczyna rozpada się na kawałki. Nie potrafiła się uspokoić. Leżała na łóżku i płakała tak głośno, że wyciszyły pokój, żeby nie było słychać jej rozpaczy. 
- Dlaczego nie pojedziesz?- spytała nagle Emily.- To tylko obietnica, a męczysz się tak bardzo… Schowaj dumę.
- Nie mogę…- załkała.
- Wykończysz się…
- Nic nie rozumiesz… Złożyłam Wieczystą Przysięgę, że nim upłynie rok nic nie zrobię, rozumiesz?! Myślałam, że to nie będzie takie trudne! Gdybym wiedziała nie zaproponowałabym tego.

***

- Dlaczego mam wrażenie, że nie dotrzymasz słowa?- powiedział cicho tuląc ją do siebie.
- Dotrzymam… Mogę nawet złożyć Wieczystą Przysięgę. 
- Aurora… Nie trzeba, przecież jeśli wyłamiesz się przed upłynięciem roku to nie stanie się wielka tragedia.
- Nie. Zróbmy to. Rok.
- Nie mamy Gwaranta.
- Nie potrzebujemy go…- powiedziała wyciągając różdżkę i unosząc ją w górę. Miał zaskoczone spojrzenie, gdy podała mu prawą dłoń i zacisnęła na jego przegubie.- Ja, Aurora Blackstone…- zaczęła nie zwracając uwagi na jego zaniepokojone spojrzenie.- Przysięgam, że przed upływem roku, nie spróbuję się skontaktować z Draconem Malfoy’em, bez względu na to co się będzie działo. Czy ty przysięgasz to samo?
Zawahał się. Ich złączone dłonie oplotły świecące nici Przysięgi.
- Tak… Przysięgam.

***

- Jaka ja byłam głupia!- krzyknęła ukrywając twarz w poduszce. 
- No byłaś…- odparła Emily, spiorunowana wzrokiem przez Annabell.- Kto się decyduje na coś takiego?!
- Nie myślałam trzeźwo. Myślałam, że nie będzie trudno, że dam radę… 
Nie płakała. Nie krzyczała. Nie ruszała się. Przestała mówić. Leżała i wpatrywała się w okno. Dopiero po chwili jej towarzyszki zrozumiały, że dziewczyna wpadła w stan katatonii. Pomimo iż ją szturchały i do niej mówiły, ona leżała bez ruchu, patrząc w ten sam punkt, z dłońmi przyciśniętymi do ciała. Co jakiś czas tylko jej ciałem wstrząsał niczym nie spowodowany dreszcz. Wtedy to się stało. 

Przyszła depresja.

***

Wchodząc po schodach do salonu rozmyślała o chłopaku, którego dopiero co poznała. Słyszała o nim. Jego ojciec kiedyś był bardzo bliski Czarnemu Panu, ale po jego zniknięciu nieco odsunął się od Śmierciożerców. Kiedy oboje zajęli miejsca przy stole, wśród innych czarowników, mogła bez skrępowania go obserwować, gdyż siedziała na przeciwko. Nie dochodziło do niej to co mówił Voldemort. Miał tlenione blond włosy, które zaczesane były wręcz idealnie do tyłu. Ani jeden włosek nie odstawał, nie sterczał i nie buntował się. Blada cera, stalowoszare, hipnotyzujące oczy, mocno wykrojone, jasne wargi, wyraźnie zarysowana szczęka. Ubrany był na czarno, tak jak wszyscy, co mocno kontrastowało  z jego bardzo jasnym ciałem. Był przystojny, jego wygląd powodował, że trudno jej było oderwać od niego wzrok. I te oczy, które wpatrywały się w nią z intensywnością i zainteresowaniem. 

Była piękna. Nie potrafił ująć tego inaczej. Niemal białe włosy, jasnoniebieskie oczy, pełne, czerwone usta i kontrastująca z nimi jasna cera. Ideał. Kiedy zobaczył ją w drzwiach, przez chwilę myślał, że patrzy na anioła. Tymczasem, widział w jej oczach diabelskie ogniki. Czuł, że potrafi być niepokorna i groźna, a jednak nie mógł spuścić wzroku. Od samego początku go zafascynowała. Bez względu na wszystko. Bez względu na arogancję jaką uraczyła go w holu jego domu, była nieziemsko piękna i idealna.

- Auroro…- usłyszeli nagle i oderwali od siebie wzrok. Dziewczyna popatrzyła na Czarnego Pana, który swój wzrok z siedzącego obok niej Severusa, przeniósł na nią.- Czy pan Beaufort jest już w odpowiednim miejscu?
- Tak, Panie. Wydaje mi się, że zaczął się aklimatyzować w nowym miejscu zamieszkania.- zaśmiała się szaleńczo, myśląc o pomieszczeniu tak małym, że mężczyzna, który został uprowadzony przez Śmierciożerców mógł jedynie stać. Nie miała ochoty tak reagować, ale musiała grać.
- Fantastycznie. Od jutra zaczniecie go przesłuchiwać. Czy były jakieś problemy z nim?
- Żadnych, mój Panie.- odparła i jako jedyna zniosła przeszywające na wskroś spojrzenie Voldemorta.
- Bardzo dobrze.

Po raz kolejny spojrzała na blondyna, który jej się przyglądał. Wtedy w jej oczach dostrzegł to jedno uczucie, które zniknęło równie szybko jak się pojawiło.

Strach.





~*~
Następny rozdział: 31.12.2015, godzina: 18:00


2 komentarze:

  1. Strasznie szkoda mi Aurory, no ale z drugiej strony sama sobie zawiniła składając tą przysięgę. Draco i Astoria? Nienawidzę tego paringu jeszcze bardziej niż Ronmione! Mam nadzieję, że jak najszybciej wróci do Aurory. Pozdrawiam i życzę dużo veny! :-) :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, czeka ich jeszcze trochę rozłąki, ale myślę że już niedługo :D
      Cieszę się, że ci się podoba :)
      Pozdrawiam :* :)

      Usuń