Siedziała w kawiarni na przeciwko swojej matki.
- Powiedz mi kto jest jej ojcem?- powiedziała cicho, starając się nie zwrócić uwagi, że jej siostra jest tak dla niej uciążliwa.
- Jego matka przyjaźniła się z moją. Kiedy przyjechałam do Paryża na jakiś czas, odnowiliśmy znajomość i związaliśmy się ze sobą. Niestety tuż przed narodzinami Camille zmarł.
- Zmarł?
- Zachorował. Na szczęście to była szybka śmierć. Cóż, minęło już tyle lat, że może czas najwyższy ruszyć dalej…- powiedziała uśmiechając się tajemniczo.
- Czy jest coś o czym powinnam wiedzieć?- spytała trzymając między dłońmi kubek gorącej kawy. Za oknem pruszył delikatny śnieg, pozostawiając na ziemi cieniutką, białą warstwę.
- Hmm… Nie wiem, to dość dziwne, żeby rozmawiać z córką o takich rzeczach…- zaśmiała się cicho. Aurora popatrzyła na nią wymownie.
- Kilka tygodni temu nawet nie wiedziałyśmy o swoim istnieniu. Potraktuj mnie jak przyjaciółkę, nie córkę…
- Powiedzmy, że bardzo dobrze dogaduje się z Severusem.
Blondynka niemal wypluła zawartość ust.
- Snape?! Serio?! Ten człowiek umie się zachowywać jakby miał uczucia?- zaśmiała się głośno.- Chyba nie uwierzę w takie cuda.
- Trzeba do niego dotrzeć i zaakceptować.
- W końcu przestał rozpaczać po Lili?
- Ah tak… Matka Harry’ego. Tak mi się wydaje…
- Cóż… Mam nadzieję, że odnajdziecie szczęście. Snape jest specyficzny, ale się mną zajął. Od dawna mu powtarzałam, że powinien ruszyć ze swoim życiem…
***
Stała przed lustrem i poprawiała obcisłą, koronkową sukienkę, w bordowym kolorze, która miała najbardziej wypełnione wzory we wszystkich najważniejszych punktach jej ciała. Przejechała błyszczykiem po ustach i zarzuciła na ramiona szalik, który później miał pełnić zadanie narzutki na ramiona. Przednie pasma włosów związała z tyłu, a oczy dość mocno podkreśliła czarnym cieniem, co podbiło kolor jej oczu. Założyła czarne obcasy, kilka bransoletek i pierścionków i żadnego naszyjnika, bo sukienka była mocno zabudowana na górze i nic już nie było potrzebne. Sukienka miała dość nietypowy krój, bo z tyłu kończyła się nad kolanami, za to z przodu w okolicy uda materiał się mocno skracał.
- Gdzie idziesz?- spytał Draco opierając się o ścianę garderoby. Poprawiła rękawki trzy czwarte.
- Idziemy z dziewczynami… gdzieś.- odparła i odwróciła się w jego kierunku, chowając do czarnej torebki błyszczyk. Zdjął z wieszaka jej dopasowany płaszcz przed kolano i pomógł go jej włożyć. Odwróciła się do niego przodem.
- Porozmawiamy w końcu normalnie?
- Jak przestaniesz się ślinić na widok mojej siostry.
- Jutro po pracy. Proszę? Naprawdę mam dość tej sytuacji.
- Muszę już iść…- powiedziała patrząc mu prosto w oczy.
- Mam nadzieję, że nie uwiedziesz jakiegoś faceta…- szepnął odsuwając niesforne pasmo grzywki, które lekko opadało na jej czoło. Wyminęła go i ruszyła do wyjścia.
***
-… przysięgam, nigdy w życiu nie widziałam kogoś w takim stanie!- powiedziała Emily, która opowiadała o jednym z ostatnich pacjentów jakich miała.- Gość był od góry do dołu pokryty jakąś dziwną mazią, która zastygła i nie sposób było jej się pozbyć! Powiedział, że wkurzył żonę!
- Nie zdziw się jak kiedyś zobaczysz znajomą twarz w Izbie Przyjęć.- zaśmiała się Hermiona.
Aurora płakała już ze śmiechu, słuchając kolejnych historii swoich towarzyszek. Już dawno nie czuła się tak swobodnie. Potrzebowała oderwać się od codzienności i najzwyczajniej w świecie posiedzieć w restauracji nad winem i dobrym jedzeniem.
- To teraz informacje z ostatniej chwili, moja matka i Snape chyba coś…- zaśmiała się blondynka.
- SNAPE?! Czy Nietoperz jest w stanie się w ogóle uśmiechnąć, nie mówiąc o jakiś silniejszych uczuciach niezwiązanych z nienawiścią?!- powiedziała Hermiona.
- Usłyszałam, że do niego trzeba dotrzeć i się przyzwyczaić. Naprawdę, nie wierzę w cuda, ale chyba jeden właśnie się wydarzył.
- Żeby tylko twoja rodzina nie powiększyła się kolejną siostrę!- powiedziała Emily ocierając łzy z kącików oczu.
- Albo brata!
- Nie straszcie. Jedna mi wystaraczy.
- Nadal bez zmian?- spytała rudowłosa czarownica.
- Ostatnio jak wróciłam to niemal naga stała na środku salonu.
- Przeszukałam książkę, w której opisane są różne… stworzenia, typy ludzi i tak dalej… w każdym razie jest tak informacja, że jeśli kobieta, w połowie Wila i mężczyzna, którego matka jest Wilą, mają dziecko, córkę, to może ona być albo w połowie Wilą, albo w pełni.- powiedziała Hermiona zjadając kawałek ciasta, które zamówiła na deser.
- Czyli teoretycznie… Camille może być pełną Wilą.- stwierdziła Aurora, która przez kilka porcji alkoholu, nieco wolniej kojarzyła.
- To by wyjaśniało, dlaczego tak silnie oddziałuje na Draco…- dodała Emily zajmując się jedzeniem.
- Dobrze, że on też dzisiaj wyszedł… Ona wylatuje z mojego mieszkania. A w pracy lepiej, żeby trzymała się z dala ode mnie.
- A co z matką?
Aurora faktycznie martwiła się tym, że będzie musiała powiedzieć jej, że kontakty z Camille, raczej nigdy się nie poprawią, o ile nie odpuści sobie jej faceta. Nie chciała zawieść matki, ale jej córka przekroczyła granice przyzwoitości i dobrego smaku.
- Będę musiała z nią porozmawiać. Boję się tylko, że Camille zrobi to pierwsza i wyjdę na sukę.
- Aj nie przejmuj się tą zołzą! Idziemy potańczyć!- krzyknęła Emily wyciągając rękę w stronę kelnera i prosząc o rachunek.
- Wiecie co. Musimy robić takie wyjścia co tydzień. Dobrze jest odpocząć od facetów.- zaśmiała się Hermiona. Aurora spojrzała na nią zaskoczona, gdyż miała wrażenie, że ona i Harry mają na swoim punkcie fioła.
- Nie patrz tak na mnie. Czasem trzeba od siebie odpocząć. Dla zdrowotności.- zaśmiała się głośno brunetka.
***
Wpadła w trans. Poruszała się w rytm muzyki, czując jak traci kontrolę nad ciałem. Jej włosy były zupełnie rozpuszczone i co chwila przeczesywała je dłonią do tyłu. Czuła strużki potu spływające po jej ciele. Były w sporym klubie, w którym było sporo ludzi, którzy oddawali się prostym przyjemnością. Tak jak ona. Lekko rozchylone wargi. Jedna dłoń na zakończeniu sukienki, druga we włosach. I wtedy to się stało. Otworzyła szeroko oczy. Słowa piosenki, jej spocone ciało, kontakt z ciałami innych ludzi, jej pełne erotyzmu ruchy. Większość facetów dookoła niej obserwowała każdy, nawet najmniejszy ruch jej ciała. W takich chwilach wstępowała w nią jej prawdziwa, skrywana natura uwodzicielki i demoniczny charakter jej przodkiń. Gdyby wypiła więcej, jutro żałowałaby tego do czego by doprowadziła. Wybuchła w niej taka namiętność i pożądanie, że nie mogła tego kontrolować. Wybiegła z clubu, zostawiając osłupiałe przyjaciółki i teleportowała się do mieszkania. Chciała żeby tam był. Gdyby nie to, bała się co mogłaby zrobić. Zawsze w takich momentach był. Nigdy nie musiała się martwić swoimi wybuchami. Ale tym razem… Wpadła do mieszkania jak burza. Był w nim. Przyciskał jej siostrę do ściany z dziwnym, pełnym pożądania i wściekłości spojrzeniem.
- Wynocha!- krzyknęła do dziewczyny.- Lepiej, żebym cię nie zobaczyła nigdy więcej, bo twoja buźka mocno na tym ucierpi!- warknęła odsuwając go od niej i waląc mocno w twarz. Potrząsnął głową, jakby wybudził się z jakiegoś transu.
- Aurora ja…- zaczął, ale jej wściekłość, mieszała się teraz z tak rozbudzonym libido, że nie wiedziała co ze sobą zrobić.
- Na górę!- warknęła oddychając głośno. Czekała aż ta mała wywłoka wyjdzie z mieszkania i zatrzasną się za nią drzwi raz na zawsze. Weszła na piętro do sypialni i pchnęła zdezorientowanego chłopaka z całej siły.
- Co…?
- Posłuchaj ty mała, tleniona, niemyśląca fretko!- warknęła łapiąc go za szczękę i wbijając paznokcie w skórę.- Jak jeszcze raz dotkniesz, popatrzysz, pocałujesz inną kobietę, to przyrzekam ci, że to…- powiedziała łapiąc go za krocze.- Bardzo mocno ucierpi. Nic mnie nie będzie interesowało czy to Wila, Sukkub czy inne dziadostwo. Zrozumiano?!- warknęła i po raz kolejny go spoliczkowała Wpadł w szał i przycisnął ją do ściany.
- Myślisz, że możesz wpaść, grozić mi i bić mnie, osądzając coś nad czym średnio miałem kontrolę?!- wysyczał tuż przy jej twarzy.
- Mogę… Bo mnie wkurzasz! Bo dałeś się uwieść tej lafiryndzie!
- Kiedy kilka minut temu wyrzuciłaś ją z mieszkania, chyba trochę za szybko oceniłaś sytuację! Nie ukrywam, że mnie uwodziła, nie ukrywam, że kilka razy mnie omamiła, ale 10 minut temu, odepchnąłem ją od siebie! Wściekłem się, bo przegięła!
- Nie wybielasz się?!
- Spróbuj Legilimencji, jeśli chcesz…
Patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami. Nie chciała tego robić. Po treningach w jego posiadłości, nigdy więcej nie chciała tego wykorzystywać, szczególnie na nim. Wpatrywali się w siebie, oddychali głęboko, bo nadal oboje byli bardzo zdenerwowani.
***
- Oczyść swój umysł… Pozbądź się emocji, myśli… Ma być pustka…- powiedziała dziewczyna siedząc na przeciwko niego w wygodnym fotelu, w jego pokoju. Po chwili bez zbędnego wysiłku zaczęła penetrować jego umysł, widząc obrazy z jego dzieciństwa. Mały, blondwłosy chłopiec, który przerażony stoi na wprost swojego ojca, który zdenerwowany wykrzykuje jakieś mało zrozumiałe słowa. Ona pojęła o co chodzi. Ten mały chłopiec nie przejmował się tym co mówi ojciec, ale co spowoduje jego nieposłuszeństwo.
- Dość…- powiedział, na co zerwała więź i otworzyła oczy.
- No dalej, Draco. Musisz to umieć, żeby Voldemort nie był w stanie cię odczytywać.
- A ty taka zdolna, że to potrafisz…
- Sprawdź…
Skupił się na jej twarzy, jednak po dłuższej chwili prób, zrezygnował.
- Snape mnie uczył. Jeszcze raz…
W końcu po którymś razie, po wielu bolesnych wizjach z jego dzieciństwa, w końcu się zablokował. W pewnym momencie, pomimo jego zmęczenia poczuła blokadę. Postawił mur, którego nie mogła przeskoczyć i zburzyć.
- Brawo… W końcu ci się udało. Nie burz tego muru.
***
Nie przeszło jej. Nadal pożądanie niemal przepalało dziury w jej ciele. Wpatrywali się w siebie od dłuższej chwili, a ich oczy, z jednej strony tak zimne, rozpalone były dziwnym wewnętrznym płomieniem. Ona miała ręce opuszczone wzdłuż ciała, on swoje trzymał na jej ramionach, dociskając ją do ściany. Musiała go poczuć. Musiała się z nim połączyć. Musieli być razem, bo nie mogła już wytrzymać. Mieszkanka pożądania i wściekłości była odurzająca i wyostrzyła jej zmysły. Dotyk jego skóry palił, nawet przez ubranie. Wpiła się w jego usta z całej siły, wyswobadzając ręce i próbując zdjąć z niego koszulkę. Czuła jak rozpina zamek jej sukienki i przejeżdża po jej nagiej skórze. To ją rozpaliło jeszcze bardziej. Przestała się przejmować materiałem jego koszulki i za pomocą długich paznokci ją rozerwała i pospiesznie ściągnęła resztę jego ubrań, sadzając go na łóżku i siadając na nim, będąc już tylko w bieliźnie. Ich pocałunki były drapieżne i łapczywe.
- Cieszę się, że na wyjście chociaż ją założyłaś…- warknął rozrywając materiał jej stanika.
- Lubiłam go.
- Nie przeproszę, więc lepiej się pogódź z jego utratą.
Jęknął kiedy mocno przygryzła jego wargę i wydała z siebie głośne warknięcie. Popatrzył na jej twarz: na wpół przymknięte oczy, różowe, rozchylone wargi, zaróżowione policzki i pasmo włosów opadające na oczy. Wplotła dłonie w jego już zmierzwione, blond włosy, przyciągając go znowu do siebie, tak jakby ich pocałunki były dla niej jak powietrze. Czuła jak jego usta wykrzywiają się w figlarnym uśmiechu, jak dłonie błądzą po nagim ciele, pozostawiając palące ślady na jej skórze. Kiedy odrywała się od niego patrzył na nią z podziwem, z miłością z fascynacją. Była piękna, gdy dała się ponieść zmysłom, namiętności i pożądaniu.
Lekko rozchylone usta.
Jęk.
Westchnienie.
Zatracenie się w bezgranicznej przyjemności.
Lekko zamglone, przymknięte oczy.
Smukła szyja.
Wystające kości obojczykowe.
Szczupłe ramiona.
Jego blade, zaciśnięte wargi.
Płaski, wyćwiczony brzuch.
Mięśnie pracujące przy każdym ruchu.
Jej dłonie wplecione w długie włosy.
Ciało idealnie wyprężone
Czekające na pieszczotę.
Rozpalający skórę d o t y k.
Rozkosz.
Rozpalające skórę wargi.
Włosy opadające na twarz.
Przyspieszony oddech.
Równomierne bicie s e r c.
Skóra przy skórze.
Wrażliwe na każdą pieszczotę ciało.
Jedność.
Zmysłowy ruch bioder.
Strużki potu płynące po skórze.
Pogoń za spełnieniem.
Jęk.
Plecy wyginające się w łuk.
Szeroko otwarte oczy.
Dreszcze.
Ich krzyk.
Jej dłonie zaciśnięte na jego ramionach.
Jego na jej biodrach.
Bezruch.
Niekończąca się ekstaza.
J e d n o ś ć.
Jej głowa opadła bezwładnie na jego ramię. Wciągnęła powoli powietrze, chłonąc jego zapach. Nadal oddychała głęboko, a jej ciałem wstrząsały delikatne dreszcze, odchodzącej przyjemności. Czuła jak resztami sił kładzie się na łóżku i ciągnie ją za sobą.
- Mógłbym na ciebie bez przerwy patrzeć…- wyszeptał całując czule jej włosy.- Zazdrość nam wychodzi na dobre.
- Powinniśmy się częściej kłócić…- dodała leniwie, łapiąc go za rękę i splatając ich palce. Jej oczy powoli się zamykały.-Kocham cię, Malfoy…- powiedziała cicho muskając wargami jego ucho.
- A ja ciebie, Blackstone.
Awwwww *^*
OdpowiedzUsuńKij z tym, że jest trzecia w nocy i za 3,5 godziny mam budzik. Musiałam przeczytać *-*
WRESZCIE! Ile można trzymać Willę w swoim mieszkaniu? ;-;
No to co? Pozdrawiam i ślę wenę :*
Su♥