Stukot jej obcasów niósł się echem po całym korytarzu. Mijała uczniów, ubranych w standardowe, szkolne szaty, którzy nie zwracali na nią większej uwagi. Skręciła w boczny korytarz i stanęła przed jedną z sal. Pchnęła drzwi i stanęła oko w oko, ze swoją matką.
- Wejdź.- powiedziała z poważnym wyrazem twarzy.- Rozmawiałam z Camille.
- Domyśliłam się, kiedy dostałam Patrnusa.- jęknęła blondynka siadając na przeciwko niej. Ponieważ od razu po tej rozmowie planowała iść do pracy, miała na sobie jak zwykle czarne, idealnie dopasowane ubranie. Włosy związała w wysoki koński ogon, wypuszczając kilka pasm dookoła twarzy i zrobiła dość mocny szary makijaż z dopasowaną szminką w kolorze brudnego różu.
- Powiedziała, że wyrzuciłaś ją z mieszkania, że źle zinterpretowałaś sytuację i że rozpowiadasz jakieś bzdury na jej temat, przez co połowa współpracowników trzyma się od niej z daleka.
Blondynka wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Przepraszam, ale ta sytuacja jest po prostu idiotyczna. Mam się teraz tłumaczyć? Wybacz, ale nie miałam rodzeństwa, ba! Nie miałam rodziny więc nie wiem jak to działa…- zaczęła ironizować.- Mam prawie 23 lata i wierz mi, ale takie zagrywki rodem z melodramatu i taniej produkcji dla nastolatków nie są w moim stylu. Tak, wywaliłam ją z mieszkania, bo przystawiała się do MOJEGO faceta. Nie zinterpretowałam źle sytuacji, bo widziałam wcześniej jak go całuje w MOIM salonie. Wykorzystała swoje, oh na Merlina, geny i go perfidnie uwiodła! I nie rozpowiadam bzdur, bo po pierwsze nie mam dwunastu lat, po drugie MOI przyjaciele mają swój własny rozum. Hermiona, Emily i Annabell zauważyły, że ich mężowie dziwnie się zachowują w jej obecności i to one podjęły jakieś kroki w tym kierunku, nie ja. Powinna pamiętać, że przyjechała do MOJEGO domu, że przyszła do MOJEJ pracy, w którą wkładam mnóstwo energii od kilku lat i poznała MOICH przyjaciół.- warknęła, patrząc zdenerwowana na swoją matkę.
- To twoja siostra.
- Kilka miesięcy temu nawet nie wiedziałam, że ją mam! I to nie ja zachowuje się jak wielka pani, która dostaje to czego chce i lecę do mamusi jak tylko tak się nie stanie. Powinna się nauczyć przyzwoitości.
- W tej rodzinie…- zaczęła głośno blondynka wstając z krzesła.
- Oooo nie! Nie wyjeżdżaj mi z tekstami, że w tej rodzinie się tak nie zachowujemy. Do niedawna nie byłam jej częścią. Do niedawna moją rodziną byli mordercy i psychopaci. I wierz mi, że gdyby nie to, że jest ze mną, na moje nieszczęście, spokrewniona, to już dawno by paradowała z poważnymi urazami. Tylko to mnie powstrzymało przed zrobieniem jej krzywdy, albo doprawieniem jakiegoś świńskiego elementu do jej ciała. Jestem wybuchowa i jestem zazdrosna, nikt nie wpieprzy mi się w życie, na które tyle pracowałam!- jej oczy ciskały pioruny i była tak zdenerwowana, że ledwo nad sobą panowała, na co wskazywał wiatr, który nagle pojawił się w zamkniętym pomieszczeniu.
- Dlaczego tego nie wyjaśniłyście? Dlaczego nie porozmawiałyście?
- O czym mam z nią rozmawiać, Gabierlle? O tym, że paradowała pół nago przed mężczyzną którego kocham, czy o tym że wpychała mu język do gardła będąc moim gościem?
- A on nie ma swojego rozumu?
- Nie zwalaj tego na niego! Już dostał nauczkę za zniewagę. Poza tym nie ukrywaj, że nie wiesz, że Camille to pół Wila. Matka jej ojca nią była, prawda?
Gabrielle spuściła wzrok.
- Tak myślałam. Jestem na niego wściekła, oczywiście. I tak, poniesie konsekwencje, bo NIKT nie będzie mnie tak traktował! Ale wiem też, że część z tego wszystkiego działa się wbrew jego woli!
- Groziłaś jej? Powiedziała, że jej groziłaś…
- Tak. Przyzwyczaj się do tego. Nie toleruję takiego zachowania, a jak to mówią… Z kim przystajesz takim się stajesz. Tak, jestem niebezpieczna, jeśli ktoś mnie wkurzy. Lepiej tego nie testujcie. Miesiące u boku Voldemorta bardzo wiele mnie nauczyły. Szczególnie zatarły moje granice…
- Aurora, ja naprawdę…
- Nie wiedziałaś. Spoko. Ale nie pouczaj mnie, nie rób mi wyrzutów. Pewnie, że popełniam błędy, ale przynajmniej wiem jak się zachować. Dzięki Merlinie, za Snape’a. Przynajmniej mnie nikt nigdy nie rozpieścił i nauczył twardo stąpać po ziemi…
- Chciałabym, żebyście się dogadały w jakiś sposób.
- Też tego chciałam. Zaproponowałam obcej osobie mieszkanie u mnie! O mało nie przypłaciłam tego związkiem, który znaczy dla mnie więcej niż cokolwiek na świecie! Ale teraz już się z nią nie dogadam. Przepraszam, ale czuje się znieważona. A nikt nie będzie mnie traktował bez szacunku. A teraz wybacz…- warknęła i wyszła trzaskając drzwiami. Kilka minut później stała przed drzwiami w lochach i bez pytania je otworzyła.
- Aurora…- usłyszała z kąta sporej, ciemnej sali.
- Hej, tak pomyślałam, że cię odwiedzę…- powiedziała patrząc na czarnowłosego mężczyznę wyłaniającego się z mroku. Uśmiechnęła się blado i weszła głębiej, widząc, że na jego twarzy pojawia się przelotny uśmiech. Mógł być jednym z najtrudniejszych mężczyzn jakich znała, ale nie zmieniało to faktu, że nadal potrzebowała go w swoim życiu.
Jak powietrza...
***
Wparowała do biura i zauważyła, że jest niemal puste. Jej siostra siedziała na samym końcu, w niewielkim pomieszczeniu, które zostało jej przydzielone. Od razu się tam skierowała.
- Wyjaśnijmy sobie coś…- powiedziała nachylając się nad jej biurkiem. Odchyliła się na krześle i uśmiechnęła bezczelnie.
- No słucham.
- Jeszcze jeden taki numer, a przysięgam, że się nie pozbierasz. Nie zawaham się nad zrobieniem ci krzywdy, jeśli jeszcze raz chociaż na niego spojrzysz!
- Kochana, on jeszcze będzie wykrzykiwał moje imię.
Złapała ją za szyję i zacisnęła mocno.
- A jak nie to znowu polecisz do mamusi na skargę? Dorośnij. I zajmij się swoim życiem, Camille.- wysyczała puszczając ją i obserwując jak masuje szyję.
- Jak on wytrzymuje z taką furiatką…
- To się nazywa miłość, kochana. Może kiedyś będzie ci dane to zrozumieć.
Odwróciła się napięcie i zauważyła, że przy drzwiach do windy stoi Draco, który przypatruje im się z zaciekawieniem. Podeszła do niego szybkim krokiem i wpiła się w jego usta zarzucając mu ręce na szyję.
- Dzień dobry…- zamruczał, kiedy się od niego odsunęła.- Lubię jak jesteś taka waleczna. Ale nie lubię kiedy cię nie ma rano w łóżku…
- Musiałam porozmawiać z matką. Wierz mi, że zdecydowanie wolałabym spędzić więcej czasu obok ciebie.- szepnęła, ciągnąc go do ich wspólnego biura, znowu łącząc ich wargi i pogłębiając pocałunek.
- Ludzie patrzą…- powiedział oplatając jej talię.
- Przecież nikogo tu nie ma.
- Powiedz mi, czy na takie atrakcje jak ostatniej nocy mogę liczyć codziennie, czy tylko jak będziesz zazdrosna i wkurzona?
- A co, będziesz mnie wkurzał częściej?
- Zdecydowanie.
Zaśmiała się cicho pozwalając by ich języki zatraciły się w namiętnym tańcu, a jej ciało oparło się o biurko, które boleśnie wbijało się w jej uda.
- Chyba wsadzenie was do jednego pomieszczenia nie było dobrym pomysłem. Nie zamykajcie drzwi z łaski swojej…- powiedział Gregory opierając się o framugę. Blondynka popatrzyła na niego wyzywająco, a Malfoy ukrył twarz w zagłębieniu jej szyi.
- A co, chcesz żeby inni patrzyli? Raczej nie należę do ekshibicjonistek, ale nie będzie mi to przeszkadzało, szefie.- odparowała, na co blondyn zaśmiał się głośno.
- Chyba trafisz do najbardziej oddalonego pomieszczenia jakie uda mi się znaleźć, Blackstone.
- Będziemy grzeczni… Obiecuje…- powiedziała robią minę niewiniątka i czując jak dłonie chłopaka wsuwając się pod jej bluzkę.
- Świetnie!- klasnął w dłonie jej przyjaciel, chociaż doskonale wiedział, że kłamie, ale udawał, że się dogadali. Kiedy tylko odszedł, drzwi się zatrzasnęły z hukiem. Niemal od razu rzuciła się do rozpinania jego spodni i zrzucenia swojej marynarki.
- Ma rację. Wspólne biuro to był jego najgorszy pomysł. Teraz nie będziemy pracować.
- Ależ ty będziesz pracować bardzo intensywnie.- powiedział sadzając ją na biurku.- Branża: Sprawianie przyjemności swojemu facetowi. Bardzo wymagająca.
Wsunęła dłoń między ich rozgrzane, na wpół ubrane ciała.
- A co ze: zrób dobrze swojej kobiecie?- warknęła.- Może powinnam sobie kogoś zatrudnić.
- Już ja ci wybiję ten pomysł z głowy.
***
Położyła plik kartek na jego biurku i uśmiechnęła się szeroko.
- Jak to możliwe, że jeszcze 5 minut temu pieprzyliście się jak króliki, a teraz mi oddajesz pełny raport?- spytał Gregory unosząc jedną brew do góry.
- Co… Ty świnio! Zniosłeś zaklęcie wyciszające?!- krzyknęła rzucając w niego figurką, która stała na biurku. Uchylił się, przez co ta uderzyła w ścianę.
- Cieszcie się, że nikogo tu nie było.- zaśmiał się głośno. Dziewczyna stała chwilę wpatrując się w niego zdenerwowana, ale po chwili odpuściła i zaśmiała się głośno.- Myślę, że niektórym przypadłyby do gustu takie widowiska.
- Zazdrościsz?
- Nie narzekam na swoje życie.- odparł, a dziewczyna ruszyła do wyjścia.- A i Aurora… Zaklęcie nadal jest nałożone na wasze biuro.- otworzyła szeroko oczy.- Masz rozkopane włosy i z całą pewnością nie masz stanika, który miałaś wcześniej.
- Aż tak mi się przyglądasz?
- Takie szczegóły, my faceci zauważymy. Szczególnie kiedy są tak… widoczne…- spojrzała w dół i z przerażeniem przyznała mu rację. Skrzyżowała ręce na piersi. Nie miała problemu z takimi szczegółami i często nie nosiła bielizny, jednak stojąc przed swoim szefem i przyjacielem, wolała raczej nie emanować swoim podnieceniem.- Poza tym szminka ci się rozmazała i jestem prawie w 100% pewny, że masz malinkę, która nieco wystaje spod koszulki. Za duży dekolt, skarbie. A twoja reakcja to potwierdziła.- zaśmiał się głośno. Opuściła zrezygnowana ręce i podsunęła koszulkę do góry, zauważając zaczerwieniony punkt.- Nie będę się czepiał, dopóki będziecie robić co do was należy. Udanego weekendu, Blackstone.
- Oj, będzie taki, szefie!- odparła i zamknęła za sobą drzwi.
***
- Nigdy więcej nie rób mi malinki w pracy! Jeszcze w takim miejscu. Paradoksalnie dobrze, że zapomniałam o staniku, bo by była jeszcze bardziej widoczna!- powiedziała po raz kolejny poprawiając bluzkę.
- Ja tam myślę, że całkiem ładnie komponuje się ten róż z twoją skórą.- powiedział pomagając jej założyć płaszcz. Otulił ją przyjemnym materiałem i zamknął w silnym uścisku.- Przygotujmy dzisiaj dobrą kolację, kupmy wino i spędźmy wieczór przed kominkiem.
- Czekałam aż dodasz nago.- zaśmiała się idąc w kierunku windy.
- Może być nago, jeśli tylko masz takie życzenie. Bardzo lubię cię podziwiać.
Opuścili Ministerstwo i teleportowali się w okolice mieszkania, zahaczając po drodze o pobliskie delikatesy.
- Zastanawiałam się…- powiedziała Aurora, kiedy w końcu doszli do mieszkania, a ona stanęła w kuchni, żeby przygotować coś do jedzenia.- Moglibyśmy zorganizować święta w posiadłości twoich rodziców. Hermiona narzekała, że jej rodzice wylatują do Australii, więc ona i Harry mogliby wpaść. Może Blaise z Emily. W końcu on ma tylko matkę, a ona jest sama jak palec.
- Od kiedy to marzysz o wielkich rodzinnych świętach?- zapytał obejmując ją od tyłu i kładąc głowę na jej ramieniu. Obserwował chwilę jak kroi pomidory.
- Rozpal w kominku!- powiedziała ze śmiechem.- Nie chodzi o duże święta. Chodzi o to, że to nasi przyjaciele. I spędzanie wspólnie świąt to bardzo dobry pomysł. Jeden dzień możemy spędzić z twoimi rodzicami, a drugi z innymi.
- Co z twoją matką?- zapytał idąc w stronę salonu i klękając przy kominku. Odsunęła się o blatu i oparła się o niego tyłem, patrząc na jego postać.
- Nie wiem. Zaprosiłam Severusa… I tak co roku spędzam z nim święta, więc nie wyobrażam sobie żeby w tym roku tak nie było. Poza tym twojemu ojcu przyda się towarzystwo. A co do matki… Na pewno chce spędzić święta z Camille, a ja wręcz przeciwnie.- jęknęła.- Tak się to skomplikowało!
Spojrzała na piekarnik, do którego niedawno wstawiła ciasto czekoladowe z chili.
- Potrzebujesz pomocy?- spytał wracając do kuchni i myjąc ręce.
- Przygotuj truskawki. A potem polej czekoladą zanim zastygnie.- powiedziała mieszając krem z pomidorów w garnuszku.
- Jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi…- powiedział biorąc jeden owoc i podsuwając jej do ust. Ugryzła ją, muskając wargami jego palce.- To co dzisiaj zaserwujesz?
- Krem z pomidorów i papryki, makaron z domowym pesto i indykiem, a potem ciasto cze…- nie zdążyła skończyć bo czule ją pocałował.- czekoladowe z chili i truskawki…- skończyła gdy się od niej odsunął i wrócił do ściągania szypułek z truskawek, a potem zabrał się za roztapianie czekolady i mieszania jej z odrobiną chili.- Możesz otworzyć wino.
- Przy tobie z całą pewnością nie umrę z głodu.- zaśmiał się stawiając koło niej kieliszek z czerwonym winem. Uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Podaj mi miseczki…
Kiedy wszystko było gotowe, siedli na podłodze, tuż przed kominkiem, pogrążając się w rozmowie i delektując się smakiem potraw.
- Jak mnie będziesz wiecznie karmić afrodyzjakami to nie ruszymy się z mieszkania do końca życia.- zaśmiała się cicho i ułożyła się z głową na jego torsie. Objął ją czule, dopijając wino i jedząc kolejną truskawkę.
- Myślę, że przeprowadzka do Wilthshire to nie jest zły pomysł…- powiedział nagle.- Najpierw możemy zabrać się za remont, dostosować dom, a potem się tam na stałe przenieść. Dużo miejsca, wielki ogród, piękne widoki… Przygotowanie zajmie trochę czasu. I za kilka miesięcy…
Aurora miała wrażenie, że cały się spiął i czegoś nie mówił, ale nie naciskała. Przyjemnie było nic nie robić, o nic się nie martwić i nie myśleć o niczym ważnym. Uniósł się i pociągnął ją za sobą, zatapiając w uścisku i kołysząc się w rytm muzyki. Deszcz dudnił o parapet, a ogień przyjemnie trzeszczał w kominku. Objęła go mocno, wtulając się w jego silne ramiona. Czuła się bezpiecznie i na swoim miejscu.
- Nigdy mnie nie puszczaj...- wyszeptała cicho, czując jak łapie ją za dłoń i splata ze sobą ich palce.
- Nigdy...
- Nigdy mnie nie puszczaj...- wyszeptała cicho, czując jak łapie ją za dłoń i splata ze sobą ich palce.
- Nigdy...
Następny rozdział: 15.02.2016, godzina: 18:00
Rozdział 40 - 'Wicked Witchcraft'
Jaaaaakie to było kjut *^*
OdpowiedzUsuńCzekam tylko aż Aurorcia rzuci maaaalutką Avadę w Camille :D
Well... Jestem padnięta po ponad dwunastu godzinach zapieprzania(ach... piękne urodziny... ;-;), więc nie napiszę za dużo :/
Pozdrawiam cieplutko :*
Su-chan ♥