poniedziałek, 15 lutego 2016

Rozdział 40 - 'Wicked Witchcraft'


Nie mieli tam być! Dumbledore mówił, że Zakon nie będzie interweniował. Była w pułapce i musiała się z niej jak najszybciej wydostać. Biegła przez wąskie korytarze, skręcała instynktownie, nie wiedząc gdzie się kierować, żeby wyjść na zewnątrz i się teleportować. Zarzuciła kaptur na głowę i nie zwracając uwagi na resztę Śmierciożerców biegła do wyjścia. Kiedy w końcu w jej twarz uderzyło zimne powietrze, poczuła że ma szansę.
- Stój!- krzyknął Remus Lupin wybiegając za nią.- Myślisz, że możesz tak po prostu uciec?
Nie odezwała się. Lupin nie wiedział, że jest po ich stronie. Mógł ją bez skrupułów powalić i bez słowa zaprowadzić do Azkabanu. Stała do niego tyłem, wyprostowana jak struna, zaciskając dłoń na różdżce. Musieli widzieć, że kogoś torturowała. 
- Przepraszam…- szepnęła cicho i rzuciła w jego kierunku zaklęcie, które odrzuciło go aż pod ścianę. Pospiesznie teleportowała się do posiadłości Malfoy’ów, prosząc w duchu, żeby ktoś tam był. To był jednak bardzo zły pomysł. Nie była wystarczająco skupiona i kiedy wylądowała przed bramą, jej prawa noga i ręka były głęboko poranione. Krew lała się strumieniami, a ona jęknęła z bólu uderzając o ziemię. I gdyby nie fakt, że Narcyza akurat była w ogrodzie i usłyszała huk, to została by tam na całą noc.
- Aurora!- krzyknęła pomagając jej wstać. Zaprowadziła na wpół przytomną dziewczynę do domu. Położyła ją na łóżku.- Draco!
Chłopak przyszedł powoli, a jego źrenice rozszerzyły się, gdy zobaczył co się stało.
- Zostań z nią, ja muszę znaleźć eliksiry…- powiedziała kobieta, wychodząc z pomieszczenia. Usiadł koło niej. 
- Aurora… Obudź się…- powiedział cicho głaskając ją po twarzy. Jej oczy nadal były zamknięte. Złapał ją za rękę i ścisnął mocno. Jego matka wróciła i podała jej eliksir i czarami uleczyła większość ran.
- Rozszczepiła się bidulka.-powiedziała cicho, odgarniając czule włosy z jej twarzy.- Trochę czasu zajmie zaleczenie ran, ale powinno być dobrze. Była z innymi w Tower i pewnie ich zaatakowali. Nie skupiła się wystarczająco i niestety. No nic, zrobiłam co mogłam, teraz musimy poczekać aż dojdzie do siebie.
Został przy niej, przez całą noc i próbował ukoić jej ból, zdusić jęki, gdy w nocy eliksir zaczął działać i jej ciało się regenerowało.

Ból rozrywał ją od środka.

***

Uniosła się na łóżku, czując rozdzierający ból ramienia i nogi. Czuła suchość w ustach. Wstała z łóżka, chcąc przejść po szklankę wody, ale nie ustała na bolącej nodze i najwyraźniej koszmar i towarzyszący mu ból, nieco osłabiły jej ciało. Usłyszała jak blondyn kręci się na łóżku, ale najwyraźniej się nie obudził. Oparła głowę o łóżko i zamknęła oczy tłumiąc jęk bólu. Już dawno akurat to wspomnienie nie powracało w koszmarach i dlatego tak mocno je odczuła. Dźwignęła się na rękach i siadła na skraju, spuszczając głowę. 

Ból nie był prawdziwy.

Był tylko w jej głowie.

Odetchnęła głęboko, zaciskając dłonie na prześcieradle. Poczuła na nich dotyk. I wszystko minęło.
- Wszystko ok?- spytał cicho blondyn. Spojrzała na jego zaspaną twarz. Chyba nie do końca rozumiał co się dookoła niego dzieje. Uśmiechnęła się lekko i wzięła różdżkę za pomocą której wyczarowała wodę w szklance, stojącej koło łóżka.
- Teraz już tak…- powiedziała upijając łyk.
- No to chodź tutaj…- powiedział rozkładając ręce i ziewając głośno. Ułożyła się w jego ramionach i poczuła jak przyciska ją do siebie.- Co ci się śniło?
- Rozszczepienie…
- No, nauczyło cię to, żeby nie teleportować się będąc rozkojarzoną.
- Prawie śpi, a mimo to dupek…
- Kochasz mnie za te uwagi…
- Z rozbuchanym ego…
- Tak mnie wychowali.
- I do tego arogancki.- zaśmiała się w zagłębienie jego szyi.
- Śpij już, Blackstone, a nie marudź!- powiedział głośniej i po chwili usłyszała jak jego oddech się wyrównuje.

Ona też usnęła, kołysana przez uderzenia jego serca.

***

-… To idiotyczne! Teraz to już zawsze będzie tak wyglądać, że jak wyjdę z dziewczynami, to potem usłyszę takie oskarżenia?! Jesteś śmieszny! Przecież nic się nie wydarzyło!
- Jak nic?! Grozisz siostrze, że jak tylko na mnie spojrzy to jej zrobisz krzywdę, ale jak sama wyłazisz wieczorem to pozwalasz się dotykać obcym facetom!
- Tańczyliśmy!
- Mi to na zwykły taniec nie wyglądało! Widziałem jak cię pocałował! Dobry był? Smakowało ci?!
- To jest śmieszne, nie masz podstaw żeby mi robić awanturę! Odepchnęłam go! Ciebie tam miało nie być!
- Ja jestem śmieszny?! Miało mnie tam nie być?! To znaczy, że gdyby Zabini nas tam nie zaciągnął to byś się z nim poszła pieprzyć?! 
Wściekł się i pchnął ją na ścianę. Upadła na nią, uderzając lekko głową. Jego oczy pociemniały, włosy miał zmierzwione, twarz trupio bladą, a oddech przyspieszony. Podniosła się i uderzyła go w twarz z całej siły. 
- Nie mogę uwierzyć, że właśnie to powiedziałeś! Jak możesz?!- krzyknęła zdenerwowana. Nadmiar alkoholu jaki miała w swoim organizmie wyparował w momencie, gdy zobaczyła jego stalowoszare oczy wpatrujące się w jej poruszającą się w seksownym tańcu. Kiedy prowadził ją za łokieć do wyjścia, już wiedziała że się pokłócą. Zawsze wiedziała że sposób w jaki się porusza, działa na facetów, ale nie myślała, że Malfoy wpadnie w taką furię. Zdecydowanie wyolbrzymiał problem. Zrozumiałaby jakby jej wyrzucił swoje żale, a potem będzie sex na zgodę, ale nie myślała, że dojdzie do tego. Tak, mężczyzna na parkiecie ją pocałował. Ale w momencie go odepchnęła i ruszyła do wyjścia. Na początku czuła się lekko skruszona, ale teraz poziom zdenerwowania sięgnął zenitu.
- A teraz zostaw mnie w spokoju!- krzyknęła i wyszła z sypialni, trzaskając drzwiami. Zeszła do salonu i usiadła na jednym z foteli, podkulając nogi. Wiedziała, że może trochę przesadziła, że nadmiar alkoholu nieco ją ośmielił, ale on nie miał prawa tak mówić. Nie po tym wszystkim co razem przeszli. Jak mógł w nią wątpić?! Z jej oczu leciały gęste łzy. Zanim zajęła miejsce, używając różdżki, zmieniła ubranie: z obcisłych jeansów i krótkiej bluzki, u której dołu wisiały po bokach dwa łańcuszki, na wygodne szorty i top. Nie przewidziała jednak jak jest zimno i już po chwili cała się trzęsła, jednak koc był w sypialni, a ona nie miała zamiaru tam iść. Wolała marznąć przez całą noc niż stanąć nim twarzą w twarz.

Zranił ją.

Usiadł na łóżku i przejechał dłonią po twarzy. Kiedy zobaczył ją  wtedy w klubie, w otoczeniu mężczyzn, poruszającą się w seksowny sposób, to jakby ktoś uderzył go w twarz. Oboje byli bardzo zazdrośni i widział, że stała przed nim skruszona, ale jak to on, nie mógł się powstrzymać przed przekroczeniem granicy i rozjuszeniem jej. Czasami była taka nieznośna i irytująca. Czasem doprowadzała go do szału. On czasami przeginał. Wstał w końcu i zszedł do salonu, podejrzewając że właśnie tam siedzi. Nie mylił się. Skulona siedziała na fotelu, a kiedy do niej podszedł, zorientował się, że śpi. Miała zaczerwienione policzki i podejrzewał, że bardzo marznie. Podszedł do niej i wziął jej szczupłe ciało na ręce po czym zaniósł do łóżka i czule okrył ciepłą kołdrą. Pogłaskał ją po głowie, pocałował jej czoło i udał się do łazienki, żeby wziąć gorący prysznic. Po drodze z powrotem zastanawiał się czy powinien spędzić noc w łóżku, czy jak zwykle po kłótni, na kanapie. Podszedł do dziewczyny, zabierając swoją poduszkę i koc.
- Kocham cię, A. Nawet jak zachowuję się jak dupek.

***

Kiedy zaczęła do niego dochodzić rzeczywistość, a zanikał sen, uświadomił sobie, że czuje ciężar na swoim ciele. Niechętnie podniósł nadal ciężkie powieki, a oczy zaatakowały promienie słońca wpadające przez okno. Spojrzał na swoje ciało i zobaczył blondynkę, ułożoną na nim, z głową przy jego torsie. Nadal spała, obejmując go jedną ręką, a drugą trzymając pod głową.
- No jesteś niemożliwa…- powiedział cicho odgarniając włosy opadające na jej twarz.- Ja się gniotę na kanapie, bo mam wrażenie, że nie chcesz oglądać mojego parszywego ryja po obudzeniu, a ty tu przyłazisz gnieść się ze mną!- przejechał jeszcze raz dłonią po jej czole i poczuł jakie jest rozgrzane. Przyłożył ją mocniej i stwierdził, że ma gorączkę. Najprawdopodobniej bardzo wysoką. Teraz zwrócił uwagę na jej świszczący oddech. Uniósł się i zsunął ją ze swojego ciała. Okrył ją kocem i poszedł założyć coś na siebie i przygotować jej coś do jedzenia i herbatę. Kiedy wrócił nie spała, ale dusił ją potężny kaszel i dreszcze.
- Chyba się rozchorowałam…- jęknęła otulając się ciepłym kocem. Podał jej kubek i postawił talerz z kanapkami.
- Powstrzymam się przed komentowaniem.- warknął i siadł obok niej. Upiła łyk herbaty, zjadała kilka gryzów śniadania i wypiła eliksir, który jej przyniósł.- No chodź…- powiedział zrezygnowany, kiedy spojrzała na niego jak małe, skruszone dziecko.- Miałem cię przeprosić za wczoraj, ale jestem wściekły! Jak przy takiej pogodzie mogłaś się tak lekko ubrać! Masz za swoje…
Popatrzył na jej twarz. Widział zmęczenie, lekko przymrużone oczy, zapewne przez ból głowy, ale to spojrzenie małego dziecka go zupełnie rozczuliło. Przygryzła skruszona wargę i skrzyżowała ręce na piersi. Teraz wyglądała jak obrażona. Już wiedział, że tak się zachowuje jak jest chora. Jakby cofnęła się w rozwoju i była nagle pięcioletnią dziewczynką, która potrzebuje, żeby ktoś się nią zaopiekował. A czego nikt nigdy nie robił. To i moment, gdy była ranna, były jedynymi, gdy okazywała zapotrzebowanie na pomoc. Przyciągnął ją do siebie i włożył nogi na kanapę, układając jej głowę na swoim torsie. Oparła się na niego zrelaksowana, chociaż ból głowy był nie do zniesienia. Zakaszlała głośno i poczuła jak narzuca na nią koc i obejmuje jedną ręką, którą złapał jej dłoń i powoli zaczął zataczać kręgi na skórze i uciskać w kilku miejscach. Zamruczała cicho. Jeszcze żeby było mało, jej kot wskoczył na sofę i ułożył się przy jej nogach.
- Dobrze, że dzisiaj wolne…- powiedziała czując jak wsuwa dłoń w jej włosy i masuje skórę głowy. Po chwili usłyszała jak zaczyna cicho nucić. Jego głos powoli ją usypiał.

Those fingers in my hair
That sly come-hither stare
That strips my conscience bare
It’s witchcraft…

- Jesteś fanem Sinatry?- spytała na wpół na jawie, na wpół w krainie snów.
- Moja matka często, kiedy dom był pusty, puszczała jego płyty… Sporo ich miała, nie wiem skąd, ale potem, czasem siadała w wyciszonym pokoju, w którym stał gramofon i czytając książki słuchała jego utworów. I lubiła je śpiewać.
- Sinatra do snu… Jak przyjemnie…

And I’ve got no defense for it
The heat is too intense fot it
What good would common sense for it do?

- To był jedyny plus domu mojego ojca. Miał mnóstwo płyt Sinatry. Podkradałam je i słuchałam.- zaśmiała się cicho. Nigdy nie słyszała jak śpiewa, a miał taki przyjemny głos. 

‘Cause it’s witchcraft, wicked witchcraft
And although I know it’s strictly taboo
When you arouse the need in me
My heart says ‘Yes, indeed’ in me
‘Proceed with what you’re leadin’ me to’

- Tak miło…- szepnęła i poczuła jak odpływa w mrok.

It’s such an ancient pitch
But one I wouldn’t switch
‘Cause there’s no nicer witch than you…

***

Szedł wolno po jednym z licznych szkolnych korytarzy i próbował namierzyć Aurorę. Nie widział jej na kolacji, ale wiedział, że powinna mieć teraz patrol. Wprawdzie do zakończenia jego pozostało zaledwie kilkanaście minut, ale liczył że jednak mu się powiedzie. W  końcu zauważył ją przy oknie. Stała w grubym swetrze i dłońmi rozcierała ramiona. Kiedy się do niej zbliżył usłyszał jak pociąga nosem. Podszedł do niej i wsunął się przed nią, zastawiając widok na góry otaczające zamek. Wyglądała średnio. Jej zawsze blada skóra, wyglądała na jeszcze bledszą, oczy miała przekrwione i zmęczone.
- Miałem pytanie…- powiedział niepewnie.- Ale…
- Słucham. Czuję się fantastycznie! Pytaj!- powiedziała, udając że wszystko jest w porządku.
- Myślałem, żebyśmy razem poszli na ten koszmarny bal…
- Koszmarny?
- Nienawidzę takich imprez.- skrzywił się.- Ale z tobą…- uśmiechnął się łobuzersko.
- Teoretycznie jestem twoją nauczycielką i ochroniarzem. Nie wiem czy to najlepszy pomysł. Planowałam iść sama, skoro to moja praca. Ale…
- No co?
- Nikt nie powiedział, że nie możemy razem tańczyć.- uśmiechnęła się i kichnęła.
- Od kiedy jesteś chora?
- Nie jestem chora! Czuję się dobrze. Po prostu lekkie przeziębienie… Pewnie przez wczorajszy, nocny patrol w Lesie…
Położył jej dłoń na czole, a potem na policzku.
- Aurora, masz gorączkę. Do pokoju!- zarządził ciągnąc ją za sobą.
- No może masz rację…- zakaszlała głośno.
- Ja. Zawsze. Mam. Rację.- wysyczał.- Jak mogłaś iść na patrol, ledwo trzymasz się na nogach! I jest tak zimno, a ty masz na sobie tylko sweter! Na Merlina, Aurora ile ty masz lat?!
- Przepraszam tato!- krzyknęła robiąc minę obrażonego dziecka. 
- Nie zachowuj się jak obrażona pięciolatka!- warknął wpychając ją do pokoju. Założyła ręce na piersi i patrzyła na niego zdenerwowana. Ale nie tak jak zwykle, jakby chciała go zamordować samym wzrokiem, ale jakby miała zaraz tupnąć nogą i krzyknąć głośno.- Do łóżka!
- Nie!- nie wierzył w to co zobaczył. Tupnęła nogą!
- Jesteś niemożliwa!- powiedział, czując jak na jego twarzy ląduje jej sweter. Ściągnęła go z siebie i rzuciła nim w niego. Stanęła na złączonych nogach, z rękami skrzyżowanymi na piersi i patrzyła na niego spod byka.
- Nigdzie nie idę!
- Będziesz tak stać całą noc?
- Tak!- warknęła i kichnęła głośno kilka razy. Wywrócił oczami, odrzucając jej sweter na fotel i podszedł do niej, bez problemu przerzucając ją przez ramię.- Puść mnie, zboczeńcu!- krzyknęła bijąc go po plecach. Puścił ją, ale dopiero, kiedy stał koło łóżka i jej ciało opadło na miękki materac. Odwróciła się do niego plecami i już się nie odezwała.
- Jutro mi podziękujesz…- powiedział okrywając ją kołdrą i zauważając, że już zdążyła usnąć.




Następny rozdział: 18.02.2016, godzina: 18:00
Rozdział 41 - 'She's Stronger Than You Know'


1 komentarz:

  1. O faaaaaak... Tekst Malfoya o gnieceniu się na kanapie to życie xD <3
    Dziewczyno... To był tak uroczy rozdział *^* Normalnie rozrzucić tam jeszcze brokat i będzie jedna, wielka tęczolandia *-*
    Pozdraaaaawiam cieplutko :*

    Su♥

    OdpowiedzUsuń