czwartek, 10 marca 2016

Rozdział 46 - 'All I Want For Christmas Is You'


Nie została w Hogwarcie na święta. Wróciła razem z resztą, obiecując że przyjedzie tuż po Nowym Roku. Jednak zamiast do swojego mieszkania, razem z Draco udali się do jego rodzinnej posiadłości, która była już w większości odnowiona i umeblowana na nowo. To co stare, klasyczne i eleganckie łączyło się z nowoczesnym w idealny sposób. Okna były odsłonięte i do środka wpadało mnóstwo światła. Wielki salon, zmienił się nie do poznania. Od razu napalili w kominku, a Aurora z zaciekawieniem rozglądała się po wnętrzu. Ciemne ściany, ustąpiły miejsca odcieniom szarości i bieli. Nie było już długiego stołu, ale sofy i fotele w pasujących kolorach, z mnóstwem poduszek. Pod kominkiem leżał ciemny, wełniany dywan. W każdym możliwym miejscu stały przeróżne rośliny, włącznie z kilkoma rodzajami storczyków. Na ścianach pojawił się gdzieniegdzie kamień i zero dodatkowych ozdób. Draco ściągnął wszystkie stare obrazy i najpewniej zamknął je w piwnicy, w skarbcu. Wiedział jak niektóre z nich ją przerażały, dlatego uśmiechnęła się pod nosem na myśl, że już ich nie ma. Z boku przechodziło się do jadalni połączonej z kuchnią, w których przez wielkie okna, widać było tylną część ogrodu i pola, otaczające posiadłość. To pomieszczenie było już nieco ciemniejsze niż poprzednie. Dominowały ciemny szary i czerń z elementami białego oraz tak jak w głównym pomieszczeniu: zieleni roślin. Kuchnia. Musiała zobaczyć kuchnię. Oddzielona od reszty pomieszczenia była niską ścianką, na której stały rośliny. Szafki w jej królestwie były czarne, z eleganckimi i subtelnymi zdobieniami. A na środku stała wyspa, a na niej kolejna roślina. Wzdłuż okna stał cały rząd przeróżnych ziół, których zapach roznosił się po pomieszczeniu. Przymknęła oczy, przejeżdżając dłonią po blacie i wyglądając przez duże okno. 
- Kiedy ty to zdążyłeś zrobić?- spytała kiedy wszedł do pomieszczenia.
- Powiedzmy, że pracuję nad tym od kilku miesięcy...- powiedział opierając się o blat tyłem i patrząc na nią.- Jak ci się podoba kuchnia?
- Jest idealna...- zarzuciła mu ręce na szyję. Uśmiechnął się szeroko i objął ją w talii.- Dziękuję...- dodała całując go czule.
- Poczekaj aż zobaczysz resztę. Zamknij oczy.
Pociągnął ją za rękę w stronę schodów.
- Serio?- jęknęła.
- Tak, serio. Zamykaj oczy, ale już!- zaśmiała się cicho na jego władczy ton i przymknęła oczy.- Zostawiłem tą salę do treningów, tylko trochę ją odświeżyłem. Stwierdzam, że przyda nam się rozładowanie napięcia.- zaśmiał się.- Ale to nie o to chodzi. Wejdź...- wpuścił ją do jednego z pomieszczeń. Poczuła silny zapach książek, drewna i skóry.- Otwórz oczy.
Rozchyliła powieki i zobaczyła bibliotekę. Wysokie półki po brzegi wypełnione były książkami. Niektóre stały puste i czekały aby je wypełnić. Pod oknem stały dwa fotele, a z boku był kolejny kominek, mniejszy niż ten piętro niżej.- Przerobiłem stary gabinet ojca. Lubisz czytać, więc jak się na mnie wkurzysz, możesz się tu zamknąć, żeby mnie nie zabić...- zaśmiał się opierając dłonie na jej ramionach.
- A więc to się dzieje...- powiedziała cicho.
- Co takiego?
- Ten dom. Przyszłość. My.
- Mieszkamy ze sobą już od dłuższego czasu. Jesteśmy ze sobą jeszcze dłużej...- zaśmiał się.- Jesteśmy jedną z najbardziej popieprzonych par w historii... 
- Jesteśmy...- popatrzyła mu prosto w oczy i uśmiechnęła się blado. 
- Myślałem, że to mamy za sobą...- uniósł do góry jej twarz i popatrzył jej w oczy.
- Tak, przepraszam, ja po prostu... Nagle tyle się wydarzyło... Chyba oboje potrzebujemy kilku dni na to, żeby to ogarnąć.
- Teraz najważniejsze!- powiedział, a na jego twarzy pojawił się szeroki, chłopięcy uśmiech. Zaśmiała się, patrząc jaki jest podekscytowany i szczęśliwy, kiedy ciągnął ją do ostatniego pokoju.- Tu, jeszcze nie wiem co będzie. Pokoje są na razie puste i... cóż zastanowimy się potem nad ich zastosowaniem.
W końcu stanęli przed zdobionymi drzwiami. Znała ten pokój. Należał do niego, a ten który był najbliżej był jej, w czasie kiedy tymczasowo tu mieszkała. Stanął za nią i zasłonił dłońmi jej oczy. Westchnęła głośno, ale nie chciała odbierać mu frajdy z pokazywania jej odmienionego domu. 


Ich domu.

Czuła, że wchodzą do pokoju i zamykają się za nimi drzwi. 
- Gotowa?- wyszeptał wprost do jej ucha i zsunął swoje ręce na jej ramiona. Pomieszczenie zupełnie się zmieniło. Okna były na dwóch ścianach i wychodziły na ogród i pola oraz na jezioro, znajdujące się tuż za ogrodzeniem. Ściany były czarne, ale cały pokój dzięki oknom, i jasnoszarym panelom nie zdawał się smutny i przytłaczający. Do tego ku uciesze Aurory było w nim dużo kwiatów i innych roślin, które dodawały spokoju. Parapet jednego z okien został zmieniony na siedzisko z wieloma poduszkami, na przeciwko drugiego stało łóżko, z czarno-zielono pościelą. Poczuła nagle jak ląduje na tym łóżku, przygnieciona przez blondyna.
- Tam jest łazienka. Prysznic, duża wanna, same bajery.- powiedział wskazując drzwi w rogu pokoju. Potem skierował wzrok na drugą stronę pomieszczenia.- A tam garderoba, a w niej większość twoich rzeczy.
- Kiedy...?
- Jak wyjechałaś.
- Tyś se to wszystko zaplanował? 
Wzruszył ramionami.
- No przecież ci mówiłem, że nie chciałem cię zostawić. Musiałem tylko ułożyć jakiś sensowny plan.
- Sensowny plan...
- A te pajace mi tylko utrudniły zadanie...- zaśmiał się cicho.
- Oj Draco, Draco... Czy my się kiedyś ogarniemy?
- Znając nas, pewnie nie.- ukrył twarz w zagłębieniu jej szyi.
- Czyli oficjalnie mam się tu przeprowadzić?
- Tak.
- Cieszę się, że zapytałeś mnie o zdanie.
- Skarbie, ja nie pytam. Ja realizuję swoje cele.- popatrzył na nią groźnie. Uśmiechnęła się do niego szeroko i pocałowała czule. Cieszyła się, że mimo wszystko, całe ich życie wracało do normy i zaczynało się układać. Zdawała sobie sprawę, że jeszcze wiele pracy ich czeka, żeby uporać się z przeszłością, ale wiedziała że mają wystarczająco dużo siły, żeby to przetrwać. 

***

W kominku trzaskał wesoło ogień, za oknem panowała ogromna, śnieżna zawierucha, a oni siedzieli, wpatrując się w płomienie i zupełnie nic nie mówiąc.
- To zdecydowanie lepsze niż mieszkanie...- powiedziała nagle cicho, przerywając ciszę. Jej kot siedział obok niej, mrucząc przyjaźnie. Nie dekorowali pokoju na święta, bo to nie było zupełnie w ich stylu. Wystarczyło, że unosił się wokół nich zapach cynamonu, świerku i mandarynek. Blondynka zerwała kilka gałązek z jednego z drzew w ogrodzie i przyniosła do domu, żeby dodać klimatu. Jedyną ozdobną były światełka unoszące się w powietrzu. Wszystko było już przygotowane, teraz czekali aż ich rodzina pojawi się w drzwiach. Aurora, dopiero od niedawna zaczęła obchodzić święta. Wcześniej jej ojciec zupełnie się tym nie przejmował, a potem obchodziła je ze Snape'm, który ich nie obchodził, jedynie jadł kolację i zatapiał się w kolejnej książce. 
- Twoja siostra będzie?
- Tia... Nie mogłam odmówić, ale Gabrielle obiecała, że nie zrobi nic głupiego.
- Mam nadzieję...- pocałował ją w czubek głowy.- Mam dla ciebie prezent...
- Hej! To nie fair! Obiecaliśmy sobie, że żadnych prezentów!
- Oj przestań, to z korzyścią dla nas obojga...- powiedział tajemniczo i wyszedł z pomieszczenia, żeby po chwili do niego wrócić niosąc dwie małe kuleczki w dłoni.- Shadow już zaakceptował nowych domowników...- dodał kładąc jej na kolanach malutkiego, brytyjskiego kotka o przenikliwych, szarych oczach, który miauknął cicho i otarł się o jej dłoń. Blondyn natomiast nadal trzymał w dłoniach małego, czarno-białego husky'ego z oczami w dwóch różnych kolorach: niebieskim i stalowoszarym.
- Gdzie ty go znalazłeś?!- krzyknęła patrząc z zachwytem na psiaka.
- Znalazłem pewnego człowieka, który hoduje zwierzęta, a potem je oddaje do adopcji. Ten tu, od razu wpadł mi w oko, ale był pewien szkopuł... Otóż kotka tego faceta urodziła małe i akurat ten, wyjątkowo mocno zaprzyjaźnił się z tamtym...- wskazał na kotka, który akurat ułożył się na jej kolanach do snu.- I nie mogłem ich rozdzielić. 
- Są śliczne!- powiedziała, głaszcząc przy okazji swojego czarnego kocura, który przysunął się do niej, prosząc o pieszczoty.
- Przynajmniej Shadow nie będzie siedział sam.- zaśmiał się, zajmując miejsce obok niej. 
- Idą...- powiedziała cicho i wstała, z zamiarem otworzenia drzwi do których jeszcze nikt nie pukał. Zostawiła go z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy i po chwili doszły do niego rozentuzjazmowane głosy z dołu.


***

- Chyba było... nieźle...- powiedział wchodząc do kuchni i niosąc kolejne brudne talerze do mycia. Zaśmiała się i odwróciła do niego.
- Tak, myślę, że było nieźle. Wygląda na to, że nasze matki się polubiły.
- Nie wiedziałem, że zanosi ci się na nowego tatusia...- zaśmiał się głośno obejmując ją w talii.
- Oh... Cóż... Severus to... Hmmm... No to ważna dla mnie osoba, ale... Hmm nazywanie go tatusiem wydaje się po prostu... dziwaczne...- zmieszała się wpatrując w punkt przed sobą.
- Zawsze był w naszym życiu. Niewiele się zmienia. Chociaż nie wierzyłem, że dożyję dnia, gdy ten człowiek kogoś pokocha...
- Skoro on jest w stanie zostawić za sobą przeszłość...- powiedziała cicho ujmując jego twarz w dłonie i całując czule. Wyciągnął z kieszeni satynową opaskę i zakrył jej oczy. Jęknęła niezadowolona.
- Znowu? Wykończysz mnie tymi niespodziankami...- powiedziała cicho, gdy poczuła że gdzieś ją prowadzi.
- Przyzwyczaj się, bo mam zamiar cię obsypywać prezentami i robić niespodzianki do końca życia.

Christina Perri - The Words
Weszli po schodach na poddasze, z którego wychodziło się na taras, z tego co pamiętała. Kiedy zatrzymali się w końcu, uderzył w nią zapach roślin. Nagle poczuła, że blondyn się od niej odsuwa. 
- Czy mogę to już zdjąć?- spytała, ale nie otrzymała odpowiedzi. Nie wiele myśląc, zsunęła z oczu przepaskę. 


All of the lights land on you
The rest of the world fades from view
And all of the love I see
Please Please say you feel it too
And all of the noise I hear inside
Restless and loud, unspoken and wild
And all that you need to say
To make it all go away
Is that you feel the same way too

Pierwsze co zrobiła, to rozejrzała się w poszukiwaniu chłopaka, ale nigdzie go nie było. Dopiero po chwili zorientowała się, że stoi w pomieszczeniu wypełnionym roślinami, między którymi zrobione były przejścia. Jedna ściana była szklana i miała w sobie duże drzwi, które prowadziły na taras. Sufit także wykonany był ze szkła i widać było dzięki temu niebo. Szklarnia wypełniona była unoszącymi się kulkami światła, które oświetlały delikatnie otaczające je rośliny. Uśmiechnęła się szeroko obserwując to wszystko. Jej serce biło szybciej, gdy zorientowała się, że świetliki latają dookoła niej i nie oświetlają pomieszczenia, ale jej postać i prowadzą ją w określonym kierunku. Dotykała dłonią liście i płatki, czując ich delikatność między palcami.


And all of the steps that med me to you
And all of the hell I had to walk through
But I wouldn't trade a day for the chance to say
My love, I'm in love with you

Poddała się i ruszyła za świetlikami, powoli zbliżając się do drzwi na taras. Jej bose stopy stykały się z drewnianą podłogą, która ani razu nie skrzypnęła. Jedyny dźwięk, który ją otaczał, pochodził wprost z jej piersi. Uśmiechnęła się szeroko, widząc że na tarasie, tyłem do niej stoi Draco i wpatruje się w otaczającą go ciemność. Wyciągnęła dłoń, żeby tuż przed wyjściem po raz kolejny dotknąć roślin.


I know that we're both afraid
We both made the same mistakes
An open heart is an open wound to you
And in the wind f a heavy choice
Love has a quiet voice
Still your mind, now I'm yours to choose

Podeszła do niego i oparła policzek o jego plecy, oplatając dłońmi jego talię.
- Tu jest tak pięknie...- szepnęła. Nie odwrócił się, tylko splótł ze sobą ich palce.  O dziwno nie było jej zimno, pomimo panującej na zewnątrz temperatury.


And I know
The scaries part is letting go
Let my love be the light that guides you home

And I know
The scariest part is letting go
'Cause love is a ghost you can't control
I promise you the truth can't hurt us now
So let the words slip out of your mouth...

- Hej... Wszystko z tobą w porządku?- spytała, czując jaki jest spięty.

Christina Perri - A Thousand Years (ft. Steve Kazee)
Wsunęła dłonie pod jego marynarkę. Czuła jak szybko bije jego serce. 
- Draco...- powiedziała, zaczynając się denerwować, że dzieje się coś złego. Pogłaskała go delikatnie po dłoni i odwróciła w swoim kierunku.


The day we met
frozen, I held my breath
right from the start
I knew that it I found a home for my heart

Spojrzała w jego oczy, które wyrażały więcej niż kiedykolwiek. Nagle nad ich głowami, niebo zmieniło kolor na zielony, a zegar w salonie, zaczął wybijać północ.
- Zorza!- krzyknęła uradowana spoglądając w niebo. Nie miała jeszcze okazji zobaczyć zjawiska, na którego cześć otrzymała imię. Uśmiechnęła się szeroko, zachwycając się pięknem tej chwili. Po chwili spuściła wzrok na jego twarz. Nie uśmiechał się, tylko wpatrywał w nią intensywnie. Miała wrażenie, że wstrzymuje oddech.- Oddychaj...- powiedziała kładąc dłoń na jego sercu. Nie miała pojęcia jak bardzo się denerwuje. Niby był pewny, ale jednak stres go paraliżował. Wyobrażał to sobie inaczej. Miał plan, miało być idealnie, bo przecież co przerażającego może być w takiej sytuacji? A jednak, stojąc tuż przed nią, był przerażony, jak jeszcze nigdy. Nawet Voldemort go nie przerażał jak ta jedna chwila. 


One step closer...

I ten jej uśmiech, kiedy obserwowała niebo. I płatki śniegu opadające na jej włosy. Czyste piękno.

Time stands still
beauty in all she is
I will be brave
I will not let anything
Take away
What's standing in front of me
Every breath,
Every hour has come to this

Odsunęła się od niego z uśmiechem i zaczęła tańczyć wśród płatków śniegu, z zorzą polarną nad głową. W końcu mogła być swobodna. W końcu była bezpieczna. W końcu życie było normalne. Poruszała się z gracją i zamkniętymi oczami. Mógłby patrzeć na nią godzinami.
- Rozluźnisz się w końcu?!- krzyknęła nie przestając poruszać delikatnie dłońmi, jakby chciała złapać w nie wiatr, który towarzyszył jej od momentu opuszczenia domu. W końcu zatrzymała się gwałtownie, gdy złapał ją za ramiona i odwrócił w swoim kierunku.- No co?
- Ja...- zaczął. Pierwszy raz zabrakło mi słów.
- No wyrzuć to w końcu z siebie!- powiedziała z uśmiechem. Dobrze wiedziała o co chodzi. Bawiło ją jego zdenerwowanie, ale w głębi ducha była wzruszona jego chwilowym brakiem pewności siebie. Rozczulał ją ten paraliż, który nagle go opanował.
- Nie pomagasz...
- Może to ja powinnam zadać to pytanie?- powiedziała obracając się wokół własnej osi. Zanuciła pod nosem sobie tylko znaną melodię. Zatrzymała się i spojrzała mu prosto w oczy, chcąc dodać mu otuchy i odwagi. Nie spodziewała się, że akurat on tak się wystraszy tego jednego pytania. Złapała go za dłoń i splotła ze sobą ich palce. Przyłożyła sobie do serca, żeby poczuł, jak szybko bije.


I have died everyday
Waiting for you
Darlin' don't be afraid,
I have loved you for a 
Thousand years
I'll love you for a
Thousand more

And all along I believed
I would find you
Time has brought 
Your heart to me
I have loved you for a 
Thousand years
I'll love you for a
Thousand more...

- Wyjdziesz za mnie?- wyrzucił to z siebie prędkością z jaką zaklęcie trafia w przeciwnika. Zaśmiała się głośno, co zapewne nie pomogło.
- Cóż... Drażnisz mnie, droczysz się ze mną, krzyczysz na mnie, prawdopodobnie nienawidzisz mnie bardziej niż każde z nas zdaje sobie sprawę, zresztą vice versa... Naprawdę myślisz, że spędzenie ze sobą tak długiego czasu, nie doprowadzi któregoś z nas do Azkabanu za morderstwo?- spytała ze śmiertelną powagą. Jego oczy rozszerzyły się maksymalnie, bo raczej nie spodziewał się takiej reakcji. Mogła przysiąść, że dłonie zaczęły mu się pocić pomimo zimna jakie ich otaczało.- No nie wiem... Małżeństwo to poważna sprawa... Nie można sobie od tak odejść, jak coś pójdzie nie tak. A znając nas...- zmarszczyła nos, jakby coś bardzo dokładnie analizowała. Spojrzała na niego i miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Stał tam, chorobliwie blady, z przerażonym spojrzeniem i podwyższoną temperaturą ciała.- Na Merlin, aż tak?!- krzyknęła przerażona.- Draco, jak ja bym mogła sobie odpuścić założenie wypasionej, białej kiecki?!- powiedziała z rozbawieniem, ale nawet to go nie przekonało. Jego ręce zaczęły się trząść. Nie mogła uwierzyć, że ten pewny siebie człowiek, nagle stał się niepewny i skurczył się w sobie, w oczekiwaniu na jej odpowiedź. Myślała, że raczej zrobi to na odczepne, bez większego zaangażowania i z tym cwanym uśmieszkiem malującym się na twarzy, bo przecież wie co odpowie. Zamknęła oczy, próbując się uspokoić i w końcu przestać się z nim droczyć. Przyłożyła mu dłoń do twarzy.- Jak bym mogła powiedzieć 'nie'?- spytała cicho.- Durniu, kocham cię jak wariatka! Umarłam przez ciebie! Rok czekałam i wariowałam, bo nie było cię przy mnie. Nie umiem, bez ciebie żyć...- szepnęła, czując jak się w końcu rozluźnia. Wręcz, jego nastrój zmienił się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Spojrzał na nią wściekły.
- Ty...- warknął.- Jesteś beznadziejna! Ja tu o mało nie schodzę na zawał, bo tak się stresuję, a ty mi wyjeżdżasz z takim czymś?! Czyś ty oszalała?!- krzyknął łapiąc się za serce.- Wredna, nieczuła...- podszedł do niej i przerzucił ją sobie przez ramię, wracając do domu. Śmiała się głośno.- Perfidna, cyniczna, irytująca.- mówił wchodząc do sypialni.- Bezczelna, złośliwa... Kobieto!- krzyknął rzucając ją na łóżko i kładąc się na niej.- Jesteś niemożliwa! 
- Przecież te oświadczyny nie mogły być normalne...- zaśmiała się głośno, kiedy zaczął ją łaskotać.- Ah, no przepraszam już. Przepraszam! 
- Więc jeszcze raz... Wyjdziesz za mnie? Jesteś powodem dla którego żyję...
- Nie klękniesz?- spytała uśmiechając się łobuzersko.
- Aurora...- warknął zaciskając palce na jej szyi.
- Tak...- wyszeptała patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami, w których malowało się tylko jedno uczucie...


Miłość.





Następny rozdział: 17.03.2016, godzina: 18:00
Rozdział 47 - 'He Knew'



1 komentarz:

  1. W końcu zaręczyny <3 Świetny rozdział, zresztą cale opowiadanie jest mega :P
    Czekam na nexta i
    Życzę duuuuuużo weny ;)

    OdpowiedzUsuń