Wpatrywał się w jej twarz i nie dostrzegał na niej żadnych oznak bólu, chociaż torturował ją od co najmniej godziny. Wpatrywała się w niego nawet wtedy, gdy z jej nosa zaczęła sączyć się krew. Chociaż leżała na podłodze, złamana, zniszczona i z całą pewnością obolała, nie dawała tego po sobie poznać. Dawała mu nieme przyzwolenie na wszystko co robił. Chociaż nie on kontrolował swoje akcje.
- Fascynujące...- powiedział Voldemort. Aurora nie tylko traktowana była Criciatusem, ale także innymi zaklęciami, które powodowały poparzenia, głębokie rany i wzrost temperatury. Powinna już nie żyć. Powinna wyzionąć ducha dawno temu.
A on nie mógł przestać.
Patrzył na nią bez wyrazu, jakby nie był sobą. Kolejne uderzenie magii w jej ciało, jednak tym razem wydała z siebie głośny jęk i wykręciła się jeszcze bardziej. Krew zalała już podłogę dookoła niej i nie przestawała płynąć, jej ciało było rozgrzane, a ona nadal nie umierała.
- Zrób to chłopcze...- powiedział Czarny Pan wprost do jego ucha.- Zabij...
- Avada Kedavra!- krzyknął kierując różdżkę w jej kierunku. Zielony strumień światła wystrzelił z niej i uderzył w skuloną na podłodze postać. Opadła z szeroko otwartymi oczami i z uciekającym z nich życiem. Voldemort skrzywił się lekko, bo myślał że jego teoria się potwierdzi. A tymczasem stracił tak przydatną osobę. Jednak nagle dziewczyna wciągnęła mocno powietrze.
- Tak jest! A więc jednak!- krzyknął ze swoim szaleńczym uśmiechem. Wyswobodził blondyna spod Imperiusa i opuścił pomieszczenie. Draco podszedł do niej wolnym krokiem. Klęknął nad jej zmaltretowanym ciałem.
- Przepraszam...- szepnął. Uśmiechnęła się blado i wczepiła w materiał jego koszuli.
- Nie wiem jakim cudem ja jeszcze żyję...- powiedziała cicho.
- Ja też...
***
Wszedł do sklepu za swoim ojcem, trzymając w ręce skrzynkę, która wypełniona była przedmiotami na sprzedaż. Blondyn z zainteresowaniem rozglądał się po sklepie. Borgin & Burkes, było mu dotychczas znane jedynie z opowieści ojca. Dotknął jednego z przedmiotów i poczuł jak ojciec uderza go laską.
- Nie dotykaj...
- Tak ojcze...- szepnął odwracając wzrok i skupiając się na pozostałych eksponatach.
- Oh panie Malfoy, jak miło pana widzieć! I młodego pana Malfoy'a też, cudownie! Muszę panu powiedzieć, że właśnie dzisiaj...- zaczął właściciel sklepu, jednak Lucjusz przerwał mu stanowczo.
- Nie jestem tu by kupować, Borgin. Mam coś na sprzedaż.
- Sprzedaż?
- Draco...
Chłopak postawił skrzynkę na ladzie i odszedł, żeby pooglądać rzeczy w gablotach. Nagle za oknem zobaczył blondwłosą dziewczynkę, która zupełnie nie pasowała do nastroju tego miejsca. Niby się nie uśmiechała, ale wyglądała jak anioł, który zgubił drogę i trafił nagle na najmroczniejszą i najniebezpieczniejszą ulicę w Londynie. Nie słuchał ojca. Wpatrywał się w twarz dziewczynki, obok której nagle pojawił się jego nauczyciel eliksirów. Coś mu w tym całym obrazku nie pasowała. Ona, z twarzą jak u najdelikatniejszego anioła, z oczami niebieskimi jak najczystsze niebo, wpatrywała się z pogardą na człowieka, z którym Snape rozmawiał. Jednak jej oczy były puste. Puste i głębokie jak ocean. Ojciec przerwał jego zajęcie i wypchnął go ze sklepu.
- Severusie... Nie wiedziałem, że jesteś dzisiaj w tych okolicach...- powiedział podchodząc do czarnowłosego mężczyzny. Dziewczynka odwróciła w ich kierunku wzrok i zlustrowała wzrokiem Draco. Mógł przysiąc, że w jej oczach na ułamki sekund pojawiło się zainteresowanie i nikły uśmiech wpłynął na jej pełne, różowe usta. Szybko jednak przyjęła postawę obojętnej i założyła ręce z tyłu pleców, prostując się dumnie. Miała na sobie zwykłą, prostą czarną szatę, na pewno nie należącą do jednej ze szkolnych. Zresztą pamiętałby ją z korytarzy, bo z całą pewnością nie dało się jej pominąć. Dziwne jak wiele ich łączyło: niemal białe włosy, blada skóra i przenikliwe jasne spojrzenie.
- Aurora potrzebowała kilku składników do eliksirów. A ja musiałem coś załatwić.- wskazał gestem na dziewczynkę, która średnio zainteresowana była ich rozmową. Rozglądała się dookoła nieco znudzona.
- Otrzymałeś wiadomość o zebraniu?
- Ależ oczywiście. Stawie się na nim z całą pewnością, a tymczasem wybacz, ale Aurora musi jeszcze kupić kilka rzeczy, a spieszy nam się do Hogwartu.- powiedział odwracając się napięcie. Blondynka uśmiechnęła się drwiąco do Draco i ruszyła za swoim opiekunem.
- Nie dotykaj...
- Tak ojcze...- szepnął odwracając wzrok i skupiając się na pozostałych eksponatach.
- Oh panie Malfoy, jak miło pana widzieć! I młodego pana Malfoy'a też, cudownie! Muszę panu powiedzieć, że właśnie dzisiaj...- zaczął właściciel sklepu, jednak Lucjusz przerwał mu stanowczo.
- Nie jestem tu by kupować, Borgin. Mam coś na sprzedaż.
- Sprzedaż?
- Draco...
Chłopak postawił skrzynkę na ladzie i odszedł, żeby pooglądać rzeczy w gablotach. Nagle za oknem zobaczył blondwłosą dziewczynkę, która zupełnie nie pasowała do nastroju tego miejsca. Niby się nie uśmiechała, ale wyglądała jak anioł, który zgubił drogę i trafił nagle na najmroczniejszą i najniebezpieczniejszą ulicę w Londynie. Nie słuchał ojca. Wpatrywał się w twarz dziewczynki, obok której nagle pojawił się jego nauczyciel eliksirów. Coś mu w tym całym obrazku nie pasowała. Ona, z twarzą jak u najdelikatniejszego anioła, z oczami niebieskimi jak najczystsze niebo, wpatrywała się z pogardą na człowieka, z którym Snape rozmawiał. Jednak jej oczy były puste. Puste i głębokie jak ocean. Ojciec przerwał jego zajęcie i wypchnął go ze sklepu.
- Severusie... Nie wiedziałem, że jesteś dzisiaj w tych okolicach...- powiedział podchodząc do czarnowłosego mężczyzny. Dziewczynka odwróciła w ich kierunku wzrok i zlustrowała wzrokiem Draco. Mógł przysiąc, że w jej oczach na ułamki sekund pojawiło się zainteresowanie i nikły uśmiech wpłynął na jej pełne, różowe usta. Szybko jednak przyjęła postawę obojętnej i założyła ręce z tyłu pleców, prostując się dumnie. Miała na sobie zwykłą, prostą czarną szatę, na pewno nie należącą do jednej ze szkolnych. Zresztą pamiętałby ją z korytarzy, bo z całą pewnością nie dało się jej pominąć. Dziwne jak wiele ich łączyło: niemal białe włosy, blada skóra i przenikliwe jasne spojrzenie.
- Aurora potrzebowała kilku składników do eliksirów. A ja musiałem coś załatwić.- wskazał gestem na dziewczynkę, która średnio zainteresowana była ich rozmową. Rozglądała się dookoła nieco znudzona.
- Otrzymałeś wiadomość o zebraniu?
- Ależ oczywiście. Stawie się na nim z całą pewnością, a tymczasem wybacz, ale Aurora musi jeszcze kupić kilka rzeczy, a spieszy nam się do Hogwartu.- powiedział odwracając się napięcie. Blondynka uśmiechnęła się drwiąco do Draco i ruszyła za swoim opiekunem.
***
Wyszedł z tego wspomnienia, które należało do niego i oddychając głęboko zatoczył się do tyłu. Nie mógł uwierzyć, że zrobił coś takiego. Że doprowadził ją na skraj wytrzymałości, że zabił ją bez mrugnięcia okiem. Nie wiedział jakim cudem ona nadal żyje. Powinna leżeć martwa, pogrzebana gdzieś przez jednego ze Śmierciożerców.
Zdał sobie sprawę, że Czarny Pan był wobec nich bardziej bezwzględny niż to sobie wyobrażali. Że kontrolował ich, żeby się krzywdzili, przeprowadzał jakieś idiotyczne testy... Tylko po co? Chwycił kolejną fiolkę. Nie do końca był pewny czy chce to oglądać, ale jak już tam stał, musiał sprawdzić wszystko.
***
- Carrow ostrzegam cię, jeśli nie dasz mi spokoju...- warknęła blondynka opuszczając salon.
- To co? Zabijesz mnie? Oboje wiemy, że to nieprawda. Nie jesteś do tego zdolna.- warknął zatrzymując się za nią i wdychając jej zapach. Zamachnęła się żeby go uderzyć, ale jej nie wyszło, bo zatrzymał jej cios. Jęknęła gdy ścisnął jej szczupły nadgarstek. Krzyknęła gdy uderzył ją z całej siły, a ona ledwo przytomna upadła na podłogę.- Jesteśmy sami, nikt ci nie pomoże.- warknął nachylając się na nią. Jęknęła, próbując ostatkiem sił doczołgać się do schodów, ale nie miała szans. Z rany na czole sączyła się krew, która powoli zalewała jej oczy. Z jej oczu zaczęły lecieć łzy, gdy uświadomiła sobie co się dzieje. Ból. Niewyobrażalny ból przeszył jej ciało.- Jesteś tylko małą kurwą, która kusi mnie od kiedy tylko się tu pojawiłaś. Sama się o to prosisz.
Jej płacz złamałby serce niemal każdemu. Krzyczała, drapała podłogę, w której pojawiły się głębokie ślady po jej paznokciach, z których leciała już krew.
A potem została tam sama. Zapłakana, zakrwawiona, obnażona i skrzywdzona. Bo on wyszedł zadowolony.
***
Stanął i wpatrywał się w dłuższą chwilę w ścianę. Nie powinien tego oglądać. Ten ból i strach w jej oczach. Nigdy nie widział jej w takim stanie. Nie chciał jej oglądać w takim stanie. Musiał usiąść na chwilę, bo nadmiar emocji zaczął go przytłaczać. Oddychał głośno i ukrył twarz w dłoniach. Nie mógł uwierzyć, ze tak wielu rzeczy nie wiedzieli. Że tak wiele kazali im robić.
***
Walczyli. Zaciekle. Na śmierć i życie. Coraz mocniejsze zaklęcia wydostawały się z ich różdżek. Na jej twarzy malowało się zdenerwowanie, na jego drwiący uśmieszek. W końcu upadł, powalony przez kolejny urok i zaśmiał się drwiąco. Rzuciła na niego Cruciatusa, żeby się zamknął.
- Wkurzasz...- warknęła i dorzuciła jeszcze kilka innych podchodząc do niego.- Strasznie jesteś irytujący...- warknęła patrząc jak opada z sił i zaczyna krwawić. Nie mrugnęła nawet, patrząc jak cierpi, jak go torturuje coraz silniejszymi zaklęciami.
- Mocniej, Auroro. Przegrał, musi dostać karę...- wyszeptał Voldemort podchodząc do niej. Podkręciła tępo, patrząc jak zwija się z bólu. Przekręciła głowę na bok podziwiając swoje dzieło. Bez żadnych emocji.
- Avada Kedavra...
***
Więc tak to wyglądało... Rzucali na nich Imperiusa i kazali za sobą walczyć na śmierć i życie. Bawiło ich to. To była ich rozrywka. Spojrzał na półkę, na której stało jeszcze wiele fiolek. Wziął pierwszą z brzegu.
***
- Potter!- wpadła do jego biura jak burza.
- Aurora, co się stało?
- Gdzie on jest do jasnej cholery?!
- Ale kto?
- Malfoy, a kto inny!
- Nie mam pojęcia...- powiedział wstając od biurka i patrząc na nią uważnie.
- Mówił, że jesteście umówieni. Zniosłam to że nie wrócił do późna, ale jest rano! A jego nie ma w pracy i nikt nie wie gdzie się podział?!
- Nie byłem z nim umówiony.- powiedział zaskoczony auror i popatrzył na nią uważnie.
- Ta mała, tleniona fretka popamięta. Okłamał mnie, dupek jeden!
- Aurora... Wściekniesz się jak wróci. Bo mnie zastanawia to gdzie on się podział do cholery. I gdzie ty byłaś? Zebranie skończyło się pół godziny temu, a ciebie na nim nie było.
- Byłam w Departamencie Tajemnic...
- Po co?- zapytał zaskoczony.
- Posłuchać swojej przepowiedni... To dość skomplikowane.
- Byłam w Departamencie Tajemnic...
- Po co?- zapytał zaskoczony.
- Posłuchać swojej przepowiedni... To dość skomplikowane.
***
W dwóch arystokratycznych rodach, z dwóch stron oceanu, urodzą się dzieci, o jasnych włosach i oczach, w których kryć się będzie i mrok i jasność. Będą mogli dokonać wyboru jak ma wyglądać ich życie. I nie mogą oni się zabić nawzajem, ich więź ochroni przed działaniem uroku drugiego.
Jeśli będą się wspierać i utrzymywać z dala od mroku, ich poświęcenie pokona największe niebezpieczeństwo tego świata. Jeśli będą razem, ich miłość utrzyma oboje po jasnej stronie.
Jeśli jednak żyć będą w separacji, a miłość ich się nie narodzi, nie ma szans dla żadnego z nich.
I jedno stanie się Aniołem Śmierci, który odbierać będzie życie wszystkim, którzy na to zasługują. I nikt nie powstrzyma tej siły, nikt jej nie ujarzmi.
Drugi narodzi się jako Anioł Zagłady, który siać będzie spustoszenie, nieść będzie cierpienie i ból, każdemu kto stanie na drodze. I nikt nie powstrzyma tej siły, nikt jej nie ujarzmi.
Nikt nad nimi nie zapanuje, nikt nie będzie im wydawał rozkazów, nikt nie będzie ich panem.
Oboje staną się największym złem tego świata.
***
Blondwłosy mężczyzna wszedł do pokoju. Jego żona siedziała na brzegu łóżka i głaskała dziewczynę po twarzy.
- Co tu się wydarzyło?- spytał przyglądając się obu.
- Carrow się stał. On tą biedną dziewczynę... Oh Merlinie! Jeśli ty tego nie załatwisz to ja to zrobię, a wiesz jak niebezpieczna potrafi być wkurzona matka!
- Ona nie jest twoją córką, Narcyzo.
- Ale jest bliska twojemu synowi! Opiekuję się nią, bo wiem co ci okrutni ludzie chcą z nią zrobić! Lucjusz, załatw to, albo zaraz Carrow pożałuje że przebywa w tym domu.
Mężczyzna wyszedł z pokoju w poszukiwaniu Śmierciożercy. Słyszał jego śmiech z parteru, więc od razu tam skierował swoje kroki.
-... Krzyczała jak mała bezbronna...- mówił do innego Śmierciożercy, gdy Malfoy uderzył w niego silnym zaklęciem.
- Ujmę to tak: to mój dom, Carrow i ja ustalam zasady. Jeśli jeszcze raz tkniesz, albo chociaż spojrzysz na Aurorę, zaręczam ci że stracisz to co wydaje ci się tak cenne...- warknął zatrzymując z impetem swoją laskę na jego kroczu.- Zrozumiano?
- Tak...- jęknął mężczyzna łapiąc się za przyrodzenie. Wściekły arystokrata wszedł z powrotem na piętro.
- Co tu się wydarzyło?- spytał przyglądając się obu.
- Carrow się stał. On tą biedną dziewczynę... Oh Merlinie! Jeśli ty tego nie załatwisz to ja to zrobię, a wiesz jak niebezpieczna potrafi być wkurzona matka!
- Ona nie jest twoją córką, Narcyzo.
- Ale jest bliska twojemu synowi! Opiekuję się nią, bo wiem co ci okrutni ludzie chcą z nią zrobić! Lucjusz, załatw to, albo zaraz Carrow pożałuje że przebywa w tym domu.
Mężczyzna wyszedł z pokoju w poszukiwaniu Śmierciożercy. Słyszał jego śmiech z parteru, więc od razu tam skierował swoje kroki.
-... Krzyczała jak mała bezbronna...- mówił do innego Śmierciożercy, gdy Malfoy uderzył w niego silnym zaklęciem.
- Ujmę to tak: to mój dom, Carrow i ja ustalam zasady. Jeśli jeszcze raz tkniesz, albo chociaż spojrzysz na Aurorę, zaręczam ci że stracisz to co wydaje ci się tak cenne...- warknął zatrzymując z impetem swoją laskę na jego kroczu.- Zrozumiano?
- Tak...- jęknął mężczyzna łapiąc się za przyrodzenie. Wściekły arystokrata wszedł z powrotem na piętro.
***
- To muszą być oni. Podobieństwo jest uderzające... Jeszcze kiedy chcą się zabić, nie mogą!- mówił Carrow stojąc przez Czarnym Panem.
- Z całą pewnością. Teraz trzeba trzymać ich blisko, żeby nic im się nie stało. W ostatecznej bitwie odegrają najważniejszą rolę. Będą naszą tajną bronią...
- Muszą się tylko lepiej wyszkolić...
- Będą niepokonani...
***
Czego oni od nich chcieli? Warknął niezadowolony i wziął wspomnienie nieznanego mu Śmierciożercy. Wlał powoli do naczynia i zanurzył się w nim obiecując sobie, że to ostatnie. Jednak nie spodziewał się, że to dość specyficzne wspomnienie.
***
Mrok otaczał posiadłość. Mężczyzna w długiej, postrzępionej szacie stał na tarasie i przypatrywał się pięciu postaciom ubranym na czarno, które stały na wrzosowiskach otaczających mur. Na samym środku była osoba nieco niższa od pozostałych.
Oh Death, Oh, Death, Oh Death
Won't you spare me over another year
Czarny kaptur zasłaniał jej blond włosy, jednak jej niebieskie oczy świeciły i wpatrywały się w przestrzeń przed nią z nieukrywaną wściekłością. Wyglądała wręcz przerażająco, jak bezuczuciowy potwór, zaprogramowany na to żeby nieść śmierć i rozpacz.
- Pozbądźcie się problemu!- krzyknął czarownik na tarasie.
Well what is this that I can't see
With ice cold hands taking hold on me
Po kolei każdy z nich zmieniał się w czarny dym i znikał gdzieś w przestrzeni. Ona była ostatnia.
When God is gone and the Devil takes hold,
Who will have mercy on your soul
Kiedy wylądowała na ulicy Śmiertelnego Nokturnu uniosła wzrok do góry, czując jak deszcz spada na jej zimną twarz. Wzrok miała pusty i bezuczuciowy. Jakby ktoś wyprał ją ze wszystkich emocji i ludzkich odczuć. Jej towarzysze wylądowali koło niej i czekali na kolejny ruch. Postawiła krok, rozpryskując wodę, która zebrała się na chodniku. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Dziewczyna szła rzucając mroczne i pogardliwe spojrzenie każdemu, kto stał akurat w oknie sklepu.
- Śmierć...- szepnął ktoś siedzący pod jednym z budynków.- Ona zwiastuje śmierć...- dodał, a jeden ze Śmierciożerców rzucił w jego kierunku urok.
Oh Death, Oh Death, Oh Death
No wealth, no ruin, no silver, no gold
Nothing satisfies me but your soul
Sekundę później mężczyzna leżał martwy pod ich stopami. Bez zawahania, blondynka przekroczyła jego ciało.
Oh Death,
Well I am Death, none can excel,
I'll open the door to heaven or hell
Ich szaty rozwiewał lodowaty wiatr. Głowę miała nieco spuszczoną, ale wzrok uniesiony. Wyglądała chłodno, wyrachowanie i niebezpiecznie. Nikt nie chciał wejść jej w drogę, bo wszyscy wiedzieli jak to się kończy. Ona zwiastowała śmierć.
Oh Death, Oh Death
Uniosła wzrok i skierowała go w stronę blondyna, którego nie miała prawa widzieć. Na jej twarzy wykwitł drwiący uśmieszek, który zniknął chwilę po tym jak się pojawił.
My name is Death and the end is here...
Weszli do jednego ze sklepów, z którego po chwili wydobyły się krzyki i zielone światło. Ale to nie ona zabiła. Ona tylko dopilnowała, żeby egzekucja została wykonana.
I jedno stanie się Aniołem Śmierci, który odbierać będzie życie wszystkim, którzy na to zasługują. I nikt nie powstrzyma tej siły, nikt jej nie ujarzmi.
***
Wylądował na jednej z bocznych, londyńskich uliczek i wyszedł na główną. Przed powrotem do domu musiał coś znaleźć dla Aurory. Widział, że się zorientowała, ze ją okłamał i wiedział że powód tego kłamstwa powinien je wyjaśnić, jednak chciał ją przeprosić i się mocno do tego przyłożyć. Szedł właśnie w kierunku dużego centrum handlowego dla mugoli, który miał swój mały sekret, w postaci całego zaczarowanego piętra dla takich jak on. Kiedy tylko przekroczył próg, usłyszał głośny huk, zobaczył dym, poczuł duszący dym w płucach i upadł na podłogę, nie wiedząc do końca z jakiego powodu. Stracił przytomność.
Następny rozdział: 14.04.2016, godzina: 18:00
Rozdział 51 - 'What You Lost'
Po pierwsze: kocham Aurorę. Jest cudowna i ma charakterek.
OdpowiedzUsuńPo drugie: te wspomnienia są przerażające, ale wiele wyjaśniają. Pokazują i dopełniają luki w przeszłości, które mieli bohaterowie.
To ostatnie wspomnienie... Idealne. Nie tylko napisane, ale także potwierdza jaką drogę przeszła Aurora. Uwielbiam ten utwór i uważam, że wykorzystałaś go w idealny sposób, stwarzając niesamowity charakter.
Czekam na next!
Pozdrawiam :))