czwartek, 14 kwietnia 2016

Rozdział 51 - 'What You Lost'



Leona Lewis - Run
Nigdy nie należała do osób, które obnażają swoje uczucia i emocje jakie nią targają. Unikała takich sytuacji jak ognia. Nie lubiła okazywać słabości, nie lubiła tego uczucia bycia na czyjejś łasce, tego cholernego współczucia, które ci okazują za każdym razem kiedy na ciebie patrzą. Tym razem nic ją nie obchodziło. Miała wszystko gdzieś. To, że tyle ludzi kręci się po jej domu i co chwila pyta się czy czegoś jej nie trzeba, tego że ktokolwiek wchodził do salonu, patrzył na nią ze współczuciem. Chociaż nie wiedziała nawet czy ten wzrok zarezerwowany jest dla niej, czy dla załamanej Narcyzy siedzącej na fotelu obok. Nie słuchała kto, co i do kogo mówi. Na pytania odpowiadała cichymi mruknięciami i skinieniem głowy. Mimo rozpalonego kominka, na przeciw którego siedziała, okryta była grubym, pluszowym kocem, a u jej boku leżały dwa koty. Mały szczeniak kręcił się między nogami gości, którzy co chwila rzucali mu jakąś piłeczkę, którą się bawił. Nie płakała. Nie chciała, nie potrzebowała, nie miała czym. Nie wiedziała czy bardziej jest wściekła czy załamana.

- Naprawdę nikt nie wie gdzie on się podział?- spytał Harry wchodząc do jadalni i siadając na przeciwko Zabiniego.
- Mówił, że dostał wiadomość, że w starej posiadłości Riddle'ów są rzeczy, które mogą jednoznacznie wyjaśnić przeszłość. Nic więcej. Był wyjątkowo tajemniczy...
- Słuchajcie, a co jeśli był wtedy w tym centrum handlowym? Mówili o ilu zabitych? 200? Przecież tam były magiczne sklepy...- zaczął snuć Gregory.
- Nawet tak nie mów!- oburzyła się jego żona, usypiając syna.- Nie można przyjmować najgorszych scenariuszy.
- A jeśli ten najgorszy scenariusz się ziści? Co wtedy? 
- Dobrze wiesz co wtedy... Już widzieliśmy co się stało jak go Nott zabił. Nie wierzę, ze tej dwójce zdarzy się to po raz drugi to musiałoby być jakieś pieprzone fatum!
Wszyscy szeptali. Nikt nie chciał żeby słyszała.

Wywróciła oczami. Nie słyszała nic. Nic oprócz trzeszczenia płomieni i bicia własnego serca. Całe to pieprzone zbiegowisko zaczęło ją denerwować. Wolałaby siedzieć sama, wpatrywać się w cokolwiek i nie słyszeć tych szeptów, nie widzieć tych twarzy, martwiących się i denerwujących.
Gdzie on się podziewał? Dwa dni. Dwa pieprzone dni. Teraz już rozumiała co czuł kiedy została porwana. Kiedy nagle zniknęła, ślad po niej zaginął, nikt nie wiedział gdzie jest, czy żyje... Zacisnęła pięść, drugą ręką ścisnęła nasadę nosa, czując że zbliża się migrena. Poczuła dłoń na ramieniu i zobaczyła uśmiechającą się pokrzepiająco Emily, z kubkiem herbaty w ręce. 
- Dzięki...- szepnęła odbierając go od niej i upijając łyk. Nikt do niej nie mówił, nikt nie rozmawiał. Jak coś zadawano krótkie pytanie. Jakby była ze szkła, jakby zaraz miała się rozpaść na tysiące kawałeczków, rozpłakać i wpaść w histerię. Na Merlina, jakie to wszystko było irytujące! Westchnęła głęboko przyglądając się powierzchni napoju. Spojrzała na nadal obwiązaną bandażem dłoń, niemal poczuła jego dotyk, kiedy ją opatrywał z czułością. 
- Chcesz żeby poinformować Gabrielle i Severusa?- spytała nachylając się nad nią rudowłosa. Pokiwała przecząco głową. Tego jej brakowało. Kolejnych ludzi użalających się nad nią. Chociaż akurat obecność Snape'a byłaby wyjątkowo trzeźwiąca dla wszystkich. Bowiem ona i Lucjusz wyglądali jak zawieszeni. Taka przypadłość Śmierciożerców. Po prostu siedzieli i wpatrywali się w jeden punkt. Puste, nic nie wyrażające spojrzenie, zero uczuć. Zero emocji. Oboje wyglądali niemal tak samo, własnie w tej chwili, siedząc  w jednym pomieszczeniu. To nie tak, że się nie przejmowali. Przejmowali się i to bardzo, ale woleli to zamknąć w środku i nie lubili okazywać emocji. Tak było prościej i bezpieczniej. Emocje i uczucia były zarezerwowane dla wybranych, dla pojedynczych osób, na specjalne okazje. Nie ruszają się nawet wtedy, gdy Narcyza rusza na parter, wiedziona jakimś dziwnym przeczuciem. Nawet wtedy, gdy drzwi do posiadłości otwierają się z hukiem i słychać jej głośny szloch z dołu. Aurora odwraca wzrok dopiero kiedy oboje stają na szczycie schodów, a blondyn wpatruje się w nią skruszony. Na twarzy Lucjusza maluje się wyraźna ulga, gdy obejmuje żonę i podchodzi do syna. Na twarzy Aurory nie maluje się zupełnie nic. 
Podniosła się z miejsca odrzucając koc na bok, a wszyscy zgromadzeni nie wiedzieli co się teraz stanie. Nikt nie był pewny czy rzuci mu się na szyję, czy przywali mu z całej siły. Ruszyła w jego kierunku, a z każdym krokiem przyspieszała. Ostatnie metry pokonała biegiem i wpadła w jego otwarte ramiona. Wtulił twarz w jej włosy, mocno przyciskając ją do siebie. 
- Tęskniłaś?
- Ani trochę.
- Spodziewałem się...- zaśmiał się cicho, a ona jeszcze mocniej wczepiła się w jego ciało.- Jestem cały.
Odsunęła się od niego na chwilę i przywaliła mu z całej siły z otwartej dłoni. Wszyscy zgromadzeni aż zmrużyli oczy słysząc ten głośny dźwięk, gdy jej dłoń dotknęła jego policzka.
- Jeszcze raz, wywiń mi taki numer, Malfoy, a przysięgam przetrącę ci obie nogi.- warknęła wystawiając przed siebie palec i grożąc mu. Złapał ją za niego i przyciągnął do siebie, łącząc ich usta w namiętnym pocałunku, zupełnie nie zwracając uwagi na zebranych wokół nich ludzi. Oplótł rękami jej talię przyciskając jej ciało do swojego i odchylając ją mocno do tyłu. Bez względu na ból, cieszył się, że w końcu jest w domu. Grał przed wszystkimi, nie okazywał słabości, dopiero kiedy opuścili posiadłość, a on został sam z Aurorą, oparł się o poręcz i przymknął oczy. Popatrzyła na niego i pomogła mu wejść do sypialni.
- Czyli byłeś w centrum...- szepnęła ściągając z niego koszulę i przynosząc wszystko do leczenie co miała w domu. Tors miał pokryty ranami i zadrapaniami, na czole pojawiło się duże rozcięcie z którego sączyła się krew.
- Byłem.
- Po cholerę to ukrywałeś?! Przecież mogłeś się tam na dole wykrwawić.
- Nie chciałem, żeby sie martwili jeszcze bardziej. Wiesz jaka jest moja matka. 
- Malfoy, jesteś okropny...- warknęła opatrując mu rany. Syknął głośno gdy to robiła.- Czy tam nie było mugolskich lekarzy?
- Byli, ale im się nie dałem. Zabraliby mnie do mugolskiego szpitala. 
- Przynajmniej trochę by pomogli.
Leżał dłuższą chwilę nieruchomo, wpatrując się w sufit.
- Musimy porozmawiać. Na temat tego co widziałem... Na temat tego...
- Co inni o nas wiedzieli? Rozmawiałam z twoimi rodzicami... Widziałam przepowiednie... 



Siedziała na podłodze. Nie chciała z nim rozmawiać. Musiała wszystko przyswoić. Więc usadowiła się na podłodze, na wełnianym dywanie, z plecami opartymi o sofę i wpatrywała się w ogień. To ją odprężało. Nadmiar informacji w ostatnich dniach ją przytłoczył. A teraz musiała być sama. Nie chodziło o to, że była zła, rozgoryczona czy załamana. Chodziło o to, że tego wszystkiego było za dużo.


It's only right that you should
Play it the way you feel it
But listen carefully to the sound
Of your loneliness

Splotła dłonie przed sobą na kolanach. Czuła jak siada obok niej.
- Jesteś zła?
- Nie... Po prostu jestem w szoku... Tyle... Rzeczy, o których nie mieliśmy pojęcia... Na Merlina, zabiłam cię... Zmusili mnie do tego...
- Nic z tego nie działo się za naszą zgodą, rozumiesz?- łapiąc ją za ramiona i odwracając w swoim kierunku.- Nie mieliśmy na to wpływu. Żyjemy. Widzisz, możemy się dotknąć. To były ich chore wizje... Ich chore zabawy. Ale koniec z tym Auroro. Koniec z tym rozdziałem naszego życia. Te wspomnienia zamknięte są pod zaklęciem i tam mają zostać. Uzupełniliśmy to co się nie zgadzało, teraz możemy ruszyć dalej ze swoim życiem...- powiedział podnosząc ją do góry i prowadząc na taras.
- Draco, pada.
- Własnie o to mi chodzi...- powiedział zatrzymując się na środku i pozwalając by zimna woda zmyła z nich to wszystko.- Pozwól żeby to odeszło. Oczyść się z tego wszystkiego. To przeszłość...


When the rain washes you clean you'll know

Patrzyła jak jego oczy się zamykają, a ciało staje coraz bardziej mokre. Odpuściła.

Now here I go again
I see the crystal visions
I keep my visions to myself
It's only me who wants to
Wrap around your dreams
Have you any dreams you'd like to sell?


- A co jeśli to co mamy... To nie prawda? To tylko jakieś fałszywe uczucie, które się narodziło, bo musiało?- szepnęła nie patrząc na niego. Chwycił jej dłoń i położył sobie na torsie. Czuła przyspieszone bicie jego serca.
- Czujesz? Zawsze tak przy tobie reaguję. Jak to może być nieprawdą? Przepowiednie do niczego nie zmuszają. Człowiek zawsze ma wybór. A my dokonaliśmy tego odpowiedniego. One nie powodują, że to co się dzieje, co się czuje to nieprawda. To nie jest iluzja, to prawda. Ty, ja... Nasza przyszłość, to wszystko prawda i mam nadzieję, że mi uwierzysz, bo naprawdę nie mam pojęcia jak to wytłumaczyć.- zaśmiał się cicho. Uniosła kąciki ust, czując jak odgarnia dłonią mokre włosy, które przylepiły się do jej twarzy. 
- Jest zimno...
- Zaraz cię rozgrzej...- szepnął całując ją czule i unosząc do góry. Oplotła go nogami i wsunęła dłonie, pomiędzy jego mokre włosy. Dopiero po dłuższej chwili oderwali się od siebie, żeby nabrać powietrza i od nowa połączyć w namiętnym, pełnym emocji pocałunku.


Like a heartbeat drives you mad
In the stillness of remembering what you had
And what you lost


***

- To dość dziwne uczucie... Wiedzieć, że twój ojciec mnie chronił. Zawsze wydawało mi się, że mnie nie lubi...- zaśmiała się leżąc obok niego w łóżku i zataczając opuszkiem palca kręgi na jego nieco poranionym torsie.
- To chyba zbyt skomplikowany człowiek, żebym go zrozumiał. Jest oschły, był tyranem... Wkładał mi do głowy jakieś chore idee, trzymał mnie zawsze krótko, uczył, że powinienem być nieprzyjemny dla innych, że jestem od nich lepszy... A tak naprawdę, zawsze byłem od nich gorszy. Zachowywałem się jak cham, jak arogancki dupek... Nie zaprzeczysz?- spytał po chwili milczenia.
- Nie. Zgadzam się ze wszystkim. Jesteś dupkiem. I to strasznym... Ale mi to nie przeszkadza. Lubię się z tobą kłócić...- wzruszyła ramionami.- Nie mogłabym żyć z człowiekiem, który zgadza się ze wszystkim co powiem, głaszcze mnie na każdym kroku, chucha na mnie i dmucha jakbym była ze szkła, a kiedy zrobię coś głupiego to uśmiecha się i głaszcze po głowie. Wole tak jak jest... Te wszystkie kłótnie, krzyki, fochy... Przynajmniej nie jest nudno...- podniosła głowę i mocno go pocałowała. Przyciągnął ją i mocno do siebie przytulił.
- I co teraz? Sielanka?
- Z tobą... Chłopie, pewnie jutro się pożremy, pobijemy, nawrzeszczymy, obrazimy...- wyliczyła z szerokim uśmiechem.
- A potem... Będziemy się długo godzić... Może od razu rzućmy pracę?- wybuchnął głośnym śmiechem.
- Nie głupi pomysł.


***

- Zrezygnowałem z szefowania...- wyznał Gregory, wychodząc do biura, w którym aktualnie siedziała Aurora, Draco, Blaise i Harry.
- Czemu?- spytała blondynka podnosząc głowę i patrząc na niego.
- Oprócz normalnej pracy, miałem za dużo roboty papierkowej. Wracałem do domu zbyt późno i wychodziłem zbyt wcześnie. Więc, poprosiłem, żeby oddali to miejsce komuś innemu, a ja wrócę do normalnego stanowiska. 
- Spoko. Będziecie sobą panowie rzygać.- zaśmiała się głośno.- Spędzacie razem za dużo czasu.
- Oh, dołączysz do nas.
- Słucham?
- Moja ostatnia decyzja to stworzyć z nas pięcioosobową grupę. Od dzisiaj, wszyscy oficjalnie pracujemy razem. 





Następny rozdział: 21.04.2016, godzina: 18:00
Rozdział 52 - 'Dreamcatcher'

1 komentarz:

  1. Dobrze, że Draco jest cały i zdrowy. Reakcja Aurory była do przewidzenia, ale za to właśnie ją uwielbiam. Za wybuchowy charakter i szczerość. Świetni są jako para.
    A teraz jeszcze będą ze sobą pracować...
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!
    Pozdrawiam! :) :*

    OdpowiedzUsuń