- Cholera jasna, Potter!- krzyknęła, biegnąc po wąskich korytarzach ogromnej posiadłości na przedmieściach Londynu. Uniosła różdżkę i uderzyła w czarownika, który wyskoczył nagle z jednego z pokoi i chciał zaatakować czarnowłosego.
- Skąd ich tu tyle?!
- Mam nadzieję, że więcej się ich nie pojawi...
Blondynka odwróciła się i zauważyła, że pościg za nimi zniknął. Jedyne czego teraz chciała to wydostać się z tego przeklętego labiryntu. Korytarze ciągnęły się w nieskończoność, a oni mieli wrażenie, że nie ma wyjścia. Kiedy już wydawało im się, że ogarniają w jakim są miejscu i wiedzą gdzie skręcić, znajdowali się w miejscu, w którym byli kilka minut wcześniej. Złapała chłopaka za rękę i odwróciła w swoim kierunku.
- Tam...- powiedziała biegnąc w boczny korytarz, którego miała wrażenie, że jeszcze nie odwiedzili. Biegli niemal potykając się o własne nogi. Harry oddychał głośno i oboje zaczynali się męczyć tym morderczym pędem. W dodatku usłyszeli za sobą głosy i krzyki. Pościg się zbliżał. Przepchnęła Pottera przed siebie, zauważając wyjście z budynku.
- Biegnij!- krzyknęła zauważając, że mężczyźni są tuż za nimi. Widziała jak auror wybiega na dwór. Ona nie zdążyła. Poczuła zaklęcie uderzające w jej plecy, a po chwili jej bezwładne ciało wyleciało z budynku z impetem i uderzyło o przeciwległą ścianę. Straciła przytomność, a nikt z zebranych na zewnątrz, nie miał czasu sprawdzić co się z nią stało. Harry, Draco, Blaise i Gregory rzucili się w wir walki, upewniając się jedynie, że żaden z mężczyzn nie zbliża się do nieprzytomnej dziewczyny.
Po kilku minutach jej oczy się otworzyły. Czuła silny ból głowy i wiedziała że jest trochę poraniona. Jednak gdy zobaczyła, że pozostali leżą rozbrojeni, a jeden z napastników kieruje swoją różdżkę w kierunku Draco, to mimo braku sił, wpadła w szał. Pojawiła się przed nim i z prędkością błyskawicy odrzuciła napastnika. Stała tam, z wybitym barkiem, krwią na twarzy, posklejanymi włosami, ale niesamowitą siłą w postawie. Wyglądała przerażająco przewiercając mężczyzn na wylot swoim spojrzeniem. Draco patrzył się na nią i czekał co zrobi. Wyjścia były dwa: znowu się zatraci i użyje Czarnej Magii, albo skumuluje emocje i ich jedynie unieruchomi. Zamachnęła się i momentalnie zaczęła ich wszystkich atakować. W końcu zorientowała się że wszyscy leżą nieprzytomni, a ona ledwo trzyma się na nogach. Czuła jak leci w dół, podtrzymana przez silne ramiona.
- Mam cię...- szepnął blondyn, podtrzymując ją i ruszając w stronę pozostałych.- Jestem z ciebie dumny...
Uśmiechnęła się blado i wtuliła w jego ciało.
- Hej! Zabieram ją do domu, dacie sobie radę?- zapytał zbliżając się do Zabiniego.
- Pewnie. A, to było przerażające. Wspaniałe, ale przerażające. Jesteś jak maszyna!- zaśmiał się czarnoskóry i przytulił ją lekko.- Dzięki. Ratujesz nam tyłki.
- Polecam się na przyszłość.
- Widzimy się jutro...- warknął blondyn i złapał ją za rękę. Teleportowali się pod posiadłość, gdzie chwycił ją w ramiona i wniósł do środka.- Pobawimy się w doktora...- zaśmiał się sadzając ją na łóżku i opatrując jej rany.
- Mmmm...- mruknęła, kiedy przejechał dłonią po jej twarzy.
- Nie musisz się rzucać nam na ratunek, jeśli sama ledwo trzymasz się na nogach.
- Muszę.
Westchnął głośno i popchnął ją na łóżko.
- Odpoczywaj.
- Z tobą...
- Kocham cię...- szepnęła przez sen. Splotła ich palce ze sobą i wydała z siebie cichy pomruk.- Zgrany z nas team.
- Nawet bardzo... Śpij już...
Usnęła.
***
- Czemu tak nagle zniknąłeś?- spytała jego matka siadając na łóżku i wpatrując w niego. Stanął przed nią, nie wiedząc jak to powiedzieć.
- Cóż ja... Musiałem się... Odstresować.
- Draco czy ty... Oh! Naprawdę?! Nareszcie!- powiedziała uradowana.- Jesteście cudowną parą...
Zajął miejsce obok niej.
- Tym się tak stresujesz?
- Tak... Wiem co odpowie. Po porostu chciałbym, żeby było idealnie.
- Będzie...- powiedziała cicho, próbując ukryć wzruszenie.- Po tylu latach, myślę że to najwyższy czas żeby założyć rodzinę, Draco. Cieszę się, że poukładaliście wszystko.
- Mamo, nie wyobrażam sobie życia z kimś innym. Będziemy się kłócić do końca naszych dni, bo tacy już jesteśmy... Ale wolę walczyć z nią... Jej oczy wtedy... z lazurowych stają się... Szafirowe. Nie wiem jak to się dzieje, ale ciemnieją i wtedy wiem, że jest wściekła. Nieważne czy na mnie, czy na kogoś innego. Kiedy tak się dzieje to jest źle... Zupełnie inny kolor mają, gdy jest spokojna... rozjaśniają się wtedy i błyszczą...- zatopił się nagle w swoim własnym świecie, a słowa tak po prostu wypływały spomiędzy jego ust. Narcyza wpatrywała się w syna z zachwytem. Szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy, słuchając jak opowiada o ukochanej.- A jak dzieje się coś złego... Jest chora, albo przygnębiona to włosy jej szarzeją. Chyba nie zwraca na to uwagi, ale zauważyłem jak jeszcze byliśmy w Hogwarcie. Mamy wiele syfu za sobą... Ale ona się nigdy nie poddała... Nigdy ze mnie nie zrezygnowała.
- Ty z niej też nie.
Popatrzył na jej uśmiechniętą twarz. Kobieta z czułością pogłaskała go po policzku.
- To jest miłość, Draco. Bardzo silna. I cieszę się tak bardzo, że masz szansę to przeżywać. I kochać tak mocno. Szczególnie, że Aurora jest nam taka bliska.
Uśmiechnął się do niej szeroko, odsłaniając wszystkie swoje emocje.
***
Weszła do domu i zatrzasnęła za sobą drzwi. W sumie chodzenie zaczynało sprawiać jej problem, dlatego zdjęła te niesamowicie wysokie obcasy prawie przewracając się na ziemię i ruszyła po schodach na piętro. Było bardzo późno, a ona zdecydowanie nie powinna tyle pić. Złapała się za poręcz, czując jak kręci jej się w głowie.
Oby spał.
Oby spał.
Proszę, niech on śpi!
Krzyczały głosiki w jej głowie. Nie chciała by Draco był świadkiem jej osobistego upadku. Zatrzymała się na moment czując potężne zawroty głowy.
- Cholera...- szepnęła i ruszyła dalej. Kiedy już była prawie na szczycie schodów, potknęła się i omal nie wylądowała na ziemi, gdyby nie silne ramiona blondyna. Wybuchnęła głośnym śmiechem, kiedy odwrócił ją w swoja stronę.- Mój bohaterze!- krzyknęła zarzucając mu ręce na szyję.- Wprawdzie chciałam żebyś spał, ale teraz dochodzę do wniosku, że chciałabym, żebyś zabrał mnie do łóżka i żebyśmy robili bardzo brzydkie rzeczy...- zaśmiała się cicho, próbując zdjąć z siebie sukienkę.
- Jesteś pijana.
- Co z tego?!
- To z tego, że nie kręci mnie seks z pijanymi...
- No weeeeź!- krzyknęła głośno, kiedy prowadził ją do łóżka.- No! Podejmujesz dobrą decyzję.- powiedziała z szerokim uśmiechem. Położył ja na miękkiej pościeli, ściągnął sukienkę i okrył kołdrą.- Jesteś okropny!
- Idź spać, A...
Zajął miejsce obok niej i przyjrzał się uważnie jej twarzy, na której wykwitła mina małej, obrażonej dziewczynki. Zgasił wszystkie światła i zamknął oczy.
- Jestem obrażona...- zakomunikowała blondynka zakładając ręce na piersi.
- Wiem.
- Nic z tym nie zrobisz?
- Przejdzie ci.
- Nie przejdzie.
- Przejdzie.
- Nie.- powiedziała, a gdyby mogła tupnęłaby nogą.
- Aurora, znam cię, do rana ci przejdzie. Będziesz zażenowana swoim zachowaniem i będziesz błagać mnie o coś na kaca. A teraz idź spać.
Fuknęła groźnie i odwróciła się do niego plecami.
Miał całkowitą rację.
***
- To najbardziej szalona rzecz jaką robimy...- powiedział zapinając ostatni guzik, białej koszuli.
- Dlatego to takie ekscytujące!- odkrzyknęła blondynka z łazienki.- Poza tym, chyba nikt nie spodziewał się nic innego po nas!
- Nasze matki nas zabiją. To będzie długa i powolna śmierć.
- Przynajmniej, umrę jako mężatka.- powiedziała wychodząc w końcu z pomieszczenia. Odwrócił się w jej kierunku i aż zaniemówił. Miała naturalnie pofalowane włosy, na czubku głowy, założony delikatny wianek i wyjątkowo delikatny makijaż. Jej niebieskie oczy błyszczały wyjątkowo mocno. Miała na sobie białą,koronkową sukienkę, która dopasowana była na górze, a tuż pod biustem spływała delikatnie po jej ciele. Była idealna, w każdym calu. I była jego.
Wpatrywała się dłuższą chwilę w jego twarz, która nagle zastygła.
- Draco...- jej głos przebił się przez jakąś blokadę i popatrzył prosto w jej oczy. Dostrzegła w nich łzy. Zrozumiała, dlaczego się nie odzywał. Wyciągnęła do niego dłoń i zbliżyła się. Uśmiechnęła się czule głaszcząc jego twarz.- Oddychaj...
- Nie wiem czy jestem w stanie...- powiedział wpatrując się w jej twarz.- To się naprawdę dzieje?
- Naprawdę...- szepnęła ledwo powstrzymując drżenie głosu. Wziął do ręki mały okrągły przedmiot i przyłożył do twarzy. Jego łzy spadły na niego, a zawiasy puściły, odsłaniając ukryty w schowku kamień.
Przeszli długą drogę od pierwszego spotkania. Przeszli przez piekło i z powrotem, zanim z czystym sumieniem, mogli powiedzieć że w końcu jest dobrze. Nie wiedzieli czy dożyją dnia, gdy staną na przeciwko siebie i wypowiedzą jedno, najważniejsze słowo w ich życiu.
Tak.
Zmienili się. Oboje podejmowali trudne decyzje, popełniali błędy, ale jedno już od dawna było niezmienne: oni jako jedność. Wokół ich dosłownie unosiła się magia. Dla mugola niewidoczna, jednak dla czarodziei wyraźnie wyczuwalna. Trzymali się za dłonie i nie spuszczali z siebie wzroku nawet na sekundę. A kiedy wrócili do pokoju w hotelu, nie potrafili oderwać od siebie rąk. Kochali się długo i namiętnie wyrzucając z siebie wszystkie emocje i uczucia.
Nie była już Aurorą Blackstone.
Od dzisiaj była Aurorą Malfoy.
Następny rozdział: 05.05.2016, godzina: 18:00
Rozdział 54 - 'Come Back When You Can'
Nareszcie! Już myślałam, że nigdy nie wezmą ślubu :D
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze super. Niby nic, a jednak pokazujesz co się dzieje w ich życiu po tych wszystkich zawirowaniach. Z tego co widzę zbliżasz się do końca (będzie mi brakować Aurory), ale dobrze że odkrywasz jak wygląda/będzie wyglądać ich życie kiedy opowiadanie się skończy.
Czekam na następny rozdział! :)