Kiedy następnego ranka przekroczyła próg Wielkiej Sali, wszyscy na nią spojrzeli. Wywróciła oczami, jednak nie miała siły żeby skupić się na tym wszystkim. Przeszła przez jej środek, nie zwracając uwagi na nikogo, wpatrując się przed siebie. Oczy miała lekko podkrążone, bo w nocy zbyt wiele razy budziła się przez nawiedzające ją koszmary.
Demony nadal powracały nocami i nie pozwalały jej normalnie funkcjonować. Nie mogła uporać się z ciągle pojawiającymi się wspomnieniami i nie potrafiła tego kontrolować.
Z ł o
Nad ranem usilnie próbowała ukryć to pod makijażem, przez co mocno podkreśliła powieki czarnym cieniem. Mimo zmęczenia, wszyscy zgromadzeni na sali mężczyźni wpatrywali się w jej szczupłą sylwetkę ukrytą pod czarnymi spodniami, bluzką w tym samym kolorze i idealnie skrojonym żakietem. Kolor jej włosów zdawał się jednak być bardziej szary, mimo że nadal błyszczały one w promieniach wpadającego przez okna słońca. Harry zwrócił uwagę na wisiorek, który idealnie wpasował się w zagłębienie między jej obojczykiem.
- Kamień Wskrzeszenia…- szepnął do swoich przyjaciół.- Upuściłem go w Zakazanym Lesie tamtego dnia…
- Myślicie, że była wtedy w Hogwarcie?- spytał Ron patrząc na plecy dziewczyny.- Może przybyła z resztą Śmierciożerców i z nami walczyła, a my nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy.
- Może ukryła się w Zakazanym Lesie. Może śledziła Harry'ego i znalazła Kamień... Swoją drogą gustowna biżuteria...- powiedziała z krzywym uśmiechem Hermiona.
Blondynka doszła do stołu i zajęła miejsce po lewej stronie Snape’a. Powiedziała coś do niego po czym zaczęła jeść. Na chwilę spojrzała na uczniów, dzięki czemu można było zauważyć, że przez czarny makijaż, jej oczy wydają się jeszcze bardziej niebieskie i zimne. Po chwili zajęła się jedzeniem i aż do końca śniadania nie uraczyła nikogo spojrzeniem. Nawet wtedy gdy roześmiani Ślizgoni, z Malfoy’em i Pansy na czele weszli do sali, nie podniosła wzroku, tylko z nieodgadnionym wyrazem twarzy wpatrywała się w Proroka Codziennego. Dopiero kiedy podszedł do niej jeden z aurorów, zerwała się gwałtownie i opuściła w pośpiechu pomieszczenie, wzbudzając przy tym zamieszanie wśród uczniów.
***
- Gdzie to znalazłeś?- spytała mężczyznę, kiedy szli przez błonia w kierunku Zakazanego Lasu.
- Robiłem jak codziennie rano obchód. I wtedy o mało nie podeptałem tego. Zacząłem się zastanawiać jak ten przedmiot mógł znaleźć się w środku lasu, ale wolałem go nie dotykać.- odparł wysoki, czarnowłosy mężczyzna, który próbował dogonić dziewczynę.
- Słusznie…- powiedziała kucając przy posążku węża, który leżał ukryty w trawie.- Zawołaj innych, musimy rzucić zaklęcie chroniące.
- Jesteś pewna?
- Jestem… Widziałam to w posiadłości Riddle’ów… To do niego należało, a skoro jest tutaj, to znaczy że jakiś Śmierciożerca był w pobliżu szkoły. Natychmiast trzeba przeczesać ten teren i całą szkołę, reszta ma rzucić zaklęcie chroniące.
Nachyliła się nad przedmiotem. Czuła jak emanuje z niego czarna magia i dobrze wiedziała, że jest rzucona na niego jakaś klątwa.
- I poinformuj Snape’a!- krzyknęła patrząc jak mężczyzna znika między drzewami. Pomimo iż lubiła lasy, to ten miał bardzo nieprzyjemną aurę. Czuła się przytłoczona i uwięziona. Drzewa były tak blisko, że ani gram słońca nie przedostawał się na dół. Poczuła dreszcze kiedy silny podmuch wiatru uderzył w jej plecy, a mgła rozlała się na wysokości jej kolan. Nie należała do osób, które się boją być same w lesie, ale tutaj, najzwyczajniej w świecie, czuła się niepewnie. Cały czas miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje i śledzi każdy jej krok. Spojrzała do góry, ale korony drzew zasłaniały niebo. Pomimo iż dzień był dość ciepły, to z jej ust wylatywała para przy każdym oddechu. Zaczęła trząść się z zimna i chciała jak najszybciej opuścić to miejsce. Wyciągnęła różdżkę i uniosła węża, aby przetransportować go do zamku. Szła szybko, bo wiedziała, że za kilka minut wejście na jego teren będzie niemożliwe. Zobaczyła trzech aurorów, którzy zbliżali się do niej szybkim krokiem.
- Odejdzie jeszcze kilka metrów i zaczynajcie.- powiedziała mijając ich. Po chwili już ich nie widziała. Zniknęli w oparach gęstej mgły. Przyspieszyła i już chwilę potem kroczyła korytarzem, nie zwracając uwagi na zaniepokojenie wśród uczniów. Ona i ludzie z którymi pracowała byli profesjonalistami. Wiedziała, że nikomu nic nie grozi, dopóki oni tam są. Weszła do gabinetu dyrektora i opuściła przedmiot na jego biurko. W pomieszczeniu stłoczyli się nauczyciele i kilku starszych aurorów. Dziewczyna stanęła i popatrzyła na wszystkich.
- Jaką mamy pewność, że zostawił to Śmierciożerca?- zaczęła McGonagall przyglądając się posążkowi.
- Widziałam to wcześniej. W domu Riddle’ów. Nie sądzę, że ten ktoś tu został. Myślę, że to tylko przedsmak, ktoś miał tego dotknąć. Nie wiem, czy oni nie zdają sobie sprawy, że tu jesteśmy, że nikt nie wchodzi tak głęboko w las… Ale czuję, że ten przedmiot jest naładowany czarną magią. Nie umiem wam powiedzieć co to za klątwa i jakie może mieć skutki. Wiem tylko, że niektórzy Śmierciożercy eksperymentują często i tworzą swoje klątwy i czary. Sama się przekonałam na własnej skórze jak okrutne tortury są w stanie wymyślić... Nie radzę tego dotykać, sama nie wiem czy dobrym pomysłem było to tu przynosić… Ale musimy to ukryć, żeby nie trafił na to żaden uczeń...- powiedziała patrząc w oczy Snape'a bez skrępowania jakby nie ruszał jej fakt, że jak była mała to ojciec testował na niej swoje wynalazki.
***
Dziesięcioletnia dziewczynka weszła do salonu i spojrzała ze strachem na mężczyznę, przy którym powinna czuć się bezpiecznie. Wiedziała po co ją zawołał. Jej ojciec był nadal Śmierciożercą, który szykował się na powrót Czarnego Pana i cały czas pracował nad nowymi czarami, które testował na córce. Był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną o długich włosach w kolorze ciemnego blondu i mocno zarośniętej twarzy. Gdy wpadał w wir eksperymentowania, zapominał o dbaniu o swój wygląd. Znęcanie się nad córką tłumaczył hartowaniem jej, by w przyszłości była odporna na ból, a co za tym idzie, by stała się idealnym Śmierciożercą.
A ona się go bała.
- Chodź kochanie…- szepnął wyciągając w jej kierunku rękę.- Tatuś wymyślił coś nowego! Czarny Pan będzie zadowolony jak zobaczy co teraz mogę zrobić!
Blondwłosa dziewczynka o twarzy aniołka schowała się za ścianą i spoglądała na niego ze strachem w niebieskich oczach. Miała dziesięć lat i nigdy nie usłyszała z jego ust słów “kocham cię”, za to otrzymała tyle bólu, że miała ochotę uciec i ukryć się najdalej jak się da. Mężczyzna ruszył w jej kierunku i złapał ją za chudą rączkę, wyciągając na środek niemal pustego salonu. Wyciągnął różdżkę i bardzo cicho wypowiedział zaklęcie:
- Ferventis*...- czuła jak jej mięśnie się napinają, a krew zaczyna się gotować. Z jej ust wydobył się przerażający krzyk bólu.
- Ferventis*...- czuła jak jej mięśnie się napinają, a krew zaczyna się gotować. Z jej ust wydobył się przerażający krzyk bólu.
- Walcz z tym! Nie możesz być słaba!- krzyczał mężczyzna z obłędem w oczach. Wpatrywał się w malutką postać, która mimo bólu, stała na wyprostowanych nogach i zaciskała dłonie w pięści.
Z jej oczu leciały łzy, które znikały wsiąknięte w materiał jej ciemnozielonej bluzki. Nienawidziła go teraz najbardziej na świecie. Wiedziała, że nienawiść to bardzo złe uczucie, a jednak ją czuła. Po jej czole spływały krople potu, bo temperatura jej ciała była zbyt wysoka. Powinna już nie żyć, a jednak nadal stała tam i widziała ojca, który najwyraźniej był bardzo z siebie zadowolony. Nagle ból ustał, a ona upadła na podłogę. Wytarła krew, która wypłynęła z jej nosa. Spojrzała na niego zła, zawiedziona, przestraszona i uciekła na piętro, do swojego pokoju, w którym oprócz łóżka i jednej półki nie było zupełnie nic. Usiadła pod drzwiami i zaczęła cicho płakać, tak żeby nie usłyszał jej ojciec. Była zupełnie sama i znikąd nie nadchodziła pomoc.
Nie chciała być słaba.
***
Siedział i wpatrywał się w płomienie, trzymając w ręce szklankę z whisky. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać, dlatego poczekał aż wszyscy pójdą do siebie, żeby w ciszy oraz spokoju odetchnąć i przemyśleć kilka spraw. Tuż po tym jak wyszedł z Azkabanu, tuż po rozprawie, Aurora zabrała go do siebie. Żyli ze sobą przez niemal dwa miesiące, codziennie się widząc i spędzając ze sobą każdą wolną chwilę.
Od kiedy się poznali byli dla siebie wsparciem, w tej beznadziejnej sytuacji. Gdyby nie ona, już dawno byłby martwy. Chociaż wszyscy wierzyli, że między nimi nie ma nic, oprócz potrzeby zaspokojenia fizycznych żądzy, to oni dość szybko zrozumieli, że narodziło się uczucie o którym nikt nie mógł wiedzieć.
Najpierw f a s c y n a c j a.
Dziewczyna stawała w jego obronie za każdym razem, gdy Śmierciożercy twierdzili, że jest za słaby i że nie warto się nim przejmować. Znajdowała odpowiednie argumenty, groziła wszystkim, którzy chcieli go skrzywdzić. Presja była dla niego zbyt wielka. Mógł być wredny i nieprzyjemny przy ludziach na swoim poziomie, ale w obliczy nieprzewidywalnych Śmierciożerców czuł się mały i słaby. Chciał być silniejszy i długo takiego zgrywał, jednak w pewnym momencie coś zaczęło w nim pękać i przerażony stwierdził, że jeśli Voldemort przeżyje, to tylko kwestia czasu aż go zabije. Był za słaby i poddał się presji, za co był na siebie wściekły. Nikt jednak nie mógł o tym wiedzieć. Teraz nie mógł już być słaby. Może to co było między nimi wtedy, nie działało w momencie, gdy każde z nich nie było zmuszane do bycia kimś, kim nie jest. Przeklął pod nosem. Nie był słabeuszem, przyzwyczaił się do niej, polegał na niej, oboje dawali sobie dużo przyjemności. Koniec z przejmowaniem się Aurorą. Oboje musieli ruszyć ze swoim życiem.
Nawet jeśli to bolało.
Było prawie normalnie.
Najpierw f a s c y n a c j a.
Potem p o ż ą d a n i e.
A dopiero potem czysta, głęboka m i ł o ś ć.
Nawet jeśli to bolało.
- Czemu tu siedzisz po nocy?- spytał ciemnoskóry chłopak siadając obok. Kiedy przyjaciel nie uraczył go nawet spojrzeniem, pomachał mu dłonią tuż przed twarzą.- Jesteś nieznośny od kilku dni.
- Nikt ci nie każe ze mną przebywać.- odparł z groźnym błyskiem w oku.
- Widziałem dzisiaj tą blondwłosą diablicę. Kręci się cały czas po korytarzach… Nie da się jej ominąć.
- A mówisz mi to bo…?
- Chcieliśmy zrobić wypad do Hogsmade.
- Nie wyjdziesz, bo nad zamkiem jest zaklęcie ochronne, Blaise. Potem nie wrócisz.- powiedział spokojnie i odstawił szklankę.- Jutro mamy trening, bo za tydzień jest mecz.
- To skoro nie Hogsmade to może urządzimy jutro imprezę w naszym dormitorium? Zaczyna mnie już nudzić to wszystko, potrzebuję rozrywki! A ty, mój przyjacielu, potrzebujesz damskiego towarzystwa.
- Skąd taki wniosek?- spytał blondyn unosząc jedną brew.
- Zawsze jak jesteś niedopieszczony to marudzisz jak stara jędza. Zabaw się jutro z jakąś to od razu wróci ci dobry nastrój.- zaśmiał się Blaise i poklepał przyjaciela po ramieniu, na co ten skrzywił się.
- Może to nie taki głupi pomysł…
***
- Dzisiaj lekcja odbędzie się w Zakazanym Lesie. Nie możemy wejść zbyt głęboko, ale dla pewności pójdzie z nami auror, który w razie potrzeby wpuści was na teren szkoły. Wolałbym raczej, żebyście nie odchodzili za daleko.- powiedziała nauczycielka, która miała zająć się ich edukacją z zakresu magicznych stworzeń. Uczniowie ruszyli za nią przez błonia w ciszy, gdyż nikt nie przepadał za zajęciami w tym miejscu. Na skraju lasu, oparta o drzewo stała blondwłosa czarownica, która nie zwróciła na nich uwagi, zaczytana w jakiejś książce, której okładki nikt nie mógł zobaczyć. Dopiero kiedy wszyscy weszli między drzewa, nie odrywając wzroku od kartek, ruszyła za nimi. Nauczycielka zatrzymała się kawałek dalej i zaczęła opowiadać o stworzeniach, które mieli dzisiaj obserwować. Jedni ją słuchali, inni zupełnie ignorowali. Grupa Ślizgonów, z Malfoy’em na czele stała z boku i komentowała to co robiła nauczycielka.
- Może jak ją te potworki zjedzą, to nie będę musiał słuchać jej irytującego głosu…- zaśmiał się blondyn, a reszta mu zawtórowała. Chwilę później poczuł silne uderzenie w tył głowy. Ich grupę wyminęła Aurora, otwierając na nowo książkę, którą zamknęła w celu zdzielenia Ślizgona w głowę.
- Minus 10 punktów…- warknęła nawet nie podnosząc na nich wzroku i stając na wprost znowu oddając się lekturze.
- Za co?!- krzyknął chłopak zdenerwowany.
- Za bycie skończonym dupkiem i brak szacunku do innych. Ktoś ma coś jeszcze do powiedzenia?- spytała unosząc wzrok znad książki, jednak nikt nie odpowiedział. Wszyscy milczeli aż do końca zajęć. Blondynka odczekała aż wszyscy wyjdą i ruszyła w stronę zamku. Książkę za pomocą czarów przeniosła do pokoju, a sama wolnym krokiem szła, delektując się promieniami słońca, padającymi na jej twarz. Kiedy doszła do długiego przejścia nad otaczającą szkołę przepaścią, poczuła jak ktoś popycha ją na ścianę i do niej przyciska. Spojrzała w stalowe oczy człowieka, na którym jej tak bardzo zależało, w których nie znalazła żadnych uczuć i emocji.
Słyszała głosy z boku, po czym poznała, że znajomi go namówili na atak.
Ona też czuła się pusta.
Słyszała głosy z boku, po czym poznała, że znajomi go namówili na atak.
- Już nie jesteś taka odważna…- syknął.
- Czego mam się obawiać? Ciebie?- odparła ze spokojem, nie dając się wyprowadzić z równowagi.
- Nie radziłbym ci z nami zadzierać. Jesteś zdradziecką wywłoką, która nie jest godna mieć ten znak na ręce… Jesteś nikim…- warknął odsuwając się od niej. Nie mogła uwierzyć w to co słyszy. Nie mogła pokazać jak bardzo dotknęły ją te słowa, jeszcze z jego ust. Stała i wpatrywała się w niego obojętnie, dokładnie tak jak on patrzył na nią.
- To wszystko?- spytała unosząc jedną brew do góry.- Czy może urzeczywistnisz swoje groźby i mnie skrzywdzisz?
- Pierwsze ostrzeżenie…- warknął i ruszył, potrącając przy tym swoich znajomych. Blondynka poprawiła żakiet i nie patrząc na nich ruszyła w stronę zamku.
- Za groźby dostajecie kolejne 10 punktów karnych i szlaban u mojego dobrego znajomego. Macie się stawić jutro o 20 pod dormitorium aurorów i lepiej przekażcie to panu Malfoy’owi. Jak was tam nie zastanę to pożałujecie.
***
Wpatrywała się w swoje odbicie. Brak makijażu, ciemne wory pod oczami, szare włosy, które z każdą chwilą traciły swój blask.
Nie mogła uwierzyć, że to wszystko się dzieje, że to oni są w centrum konfliktu i zamiast się wspierać, Draco się od niej odcina i ją rani. Zaraz miała zacząć wieczorny obchód i iść do łóżka, gdzie mogła się w spokoju wypłakać i okazać słabość. Otarła dłonią łzy i doprowadziła się do względnie normalnego stanu. Wyszła z dormitorium i zaczęła od lochów. Była godzina 23 i do północy miała czas, aby sprawdzić trzy piętra. Kiedy zeszła po schodach usłyszała muzykę dochodzącą zza obrazu. Stanęła przed nim i wypowiedziała hasło, dzięki któremu mogła wejść do dormitorium Ślizgonów, w którym w najlepsze trwała impreza.
Tak wyglądał wrak człowieka.
Nie mogła uwierzyć, że to wszystko się dzieje, że to oni są w centrum konfliktu i zamiast się wspierać, Draco się od niej odcina i ją rani. Zaraz miała zacząć wieczorny obchód i iść do łóżka, gdzie mogła się w spokoju wypłakać i okazać słabość. Otarła dłonią łzy i doprowadziła się do względnie normalnego stanu. Wyszła z dormitorium i zaczęła od lochów. Była godzina 23 i do północy miała czas, aby sprawdzić trzy piętra. Kiedy zeszła po schodach usłyszała muzykę dochodzącą zza obrazu. Stanęła przed nim i wypowiedziała hasło, dzięki któremu mogła wejść do dormitorium Ślizgonów, w którym w najlepsze trwała impreza.
- CO TU SIĘ DZIEJE?!- krzyknęła zdenerwowana. Zaraz doskoczył do niej czarnoskóry uczeń.
- Widzi pani, musieliśmy się trochę odstresować, świętować powrót do szkoły…
- Nie czaruj mnie, Zabini!- warknęła.- Jesteście niemożliwi. Mało wam 20 punktów karnych w jeden dzień? Jak tak dalej pójdzie to do końca roku będziecie na minusie.
Chłopak rozejrzał się i popatrzył błagalnie na blondynkę, która stała z założonymi na piersiach rękami i uniesioną brwią.
- Gdzie wasz prefekt?- spytała, na co Blaise wskazał sypialnię w głębi dormitorium. Weszła do pomieszczenia i gdyby nie umiejętność ukrycia emocji i uczuć, to pewnie zalałaby się łzami i opadła na podłogę. Na jedynym łóżku leżała ciemnowłosa dziewczyna, a na niej chłopak z blond włosami, który właśnie próbował rozpiąć guziki jej koszuli i namiętnie ją całował.
Dziewczyna odwróciła się napięcie i wróciła do salonu, w którym wszyscy czekali w napięciu na jej decyzję.
Coś w niej pękło.
Dziewczyna odwróciła się napięcie i wróciła do salonu, w którym wszyscy czekali w napięciu na jej decyzję.
- Nie mam siły się z wami dzisiaj użerać. Zabieram wam alkohol, macie to ściszyć, posprzątać i skończyć w przeciągu godziny. Jak tu wrócę o północy wszyscy mają być w swoich pokojach i grzecznie spać, bo jak nie, dostaniecie zakaz udziału w meczach Quidditcha do końca roku, zrozumiano?!- krzyknęła i machnęła różdżką, przez co cały alkohol nagle zniknął. Opuściła dormitorium i gdyby miała taką możliwość, to trzasnęłaby drzwiami z całych sił. Ruszyła na wyższe piętra, bo potrzebowała ciszy i spokoju. Jej życie przypominało jakiś dramat, który mógłby posłużyć autorowi książek do napisania bestsellera. Kiedy po piętnastu minutach usłyszała kroki na korytarzu, nawet nie próbowała ukryć swoich łez. Stwierdziła, że wymyśli jakąś bajeczkę na temat ich źródła. Kiedy jednak na drugim końcu korytarza zobaczyła ich powód, niemal wpadła w furię. Szybkim krokiem podeszła do chłopaka i wymierzyła mu siarczysty policzek.
- Jesteś obrzydliwy!- powiedziała popychając go na ścianę.- Ty jak nikt inny potrafisz mnie wyprowadzić z równowagi i zranić! Brzydzę się tobą, rozumiesz!? Po tym wszystkim co dla ciebie zrobiłam, tak mi się odpłacasz?! Idziesz przelecieć jakąś pierwsza lepszą dziwkę? Traktujesz mnie jak wroga, chociaż ryzykowałam dla ciebie życie! Mam cię dość! Ból jaki zadawał mi ojciec jest niczym w porównaniu z tym jak się teraz czuję! Spieprzaj stąd, zanim stracę nad sobą panowanie! Najlepiej nie zbliżaj się do mnie w najbliższych dniach, bo zrobię coś czego oboje pożałujemy!- krzyknęła patrząc na niego z taką wściekłością, że nawet nie był w stanie wydusić z siebie jednego słowa. Nie mógł uwierzyć, że doprowadził ją do takiej furii. Po raz pierwszy naprawdę się jej bał i czuł, że właśnie tą twarz próbowała ukryć przez cały czas u boku Czarnego Pana. Bała się, że jeśli wyzwoli takie emocje to będzie jej bardzo trudno to opanować.- Lepiej, żeby ta dziecinada na dole się skończyła, bo jak tam wpadnę za 30 minut i znajdę kogoś w salonie to wylądujecie u dyrektora!- dodała kiedy znikał za zakrętem. I dopiero kiedy po 40 minutach weszła do swojego pokoju, chronionego przez zaklęcie wyciszające, zaczęła krzyczeć z całych sił i płakać w tym samym momencie.
__________
*- łac. wrzenie
Ból był nie do zniesienia.
__________
*- łac. wrzenie
Dziwi mnie brak komentarzy...
OdpowiedzUsuńRozdział mi się podobał, było trochę akcji, trochę dramatu i tajemnicy. Fajnie się zaczyna. Nie rozumiem postawy Draco, czym się kierował robiąc to wszystko? Cała scena z groźbami przypomniała mi tą scenę z książki, z retrospekcji, gdzie Severus zwyzywał Lily. Ogólnie to szkoda mi Aurory, jej życie musiało być koszmarem, ale dzięki temu jest ukształtowana, silna...
Koniecznie muszę poznać dalszy ciąg! Pozdrawiam! :)
Biedna Aurora :( dlaczego Draco to zrobił?
OdpowiedzUsuń