czwartek, 3 grudnia 2015

Rozdział 17 - 'Make Me Pure'



Obudziło ją mocne szarpnięcie i jęk. Podniosła ciężkie powieki i spojrzała na zgarbioną postać na środku łóżka. Kilka razy mrugnęła, nie mogąc uwierzyć, że spała bez wspomagania się eliksirem. Wprawdzie nadal w jej snach nie pojawiło się nic oprócz mroku, ale przynajmniej miała dość spokojny sen, nieprzerywany koszmarami. Zapaliła lampkę i spojrzała na blondyna, który oddychał głośno i miał zamknięte oczy.
- Wszystko w porządku?- szepnęła dotykając jego ramienia. Wzdrygnął się i spojrzał na nią z dziwnym błyskiem w oku. Wiedziała, ze tym razem Azkaban zrobił dużo głębsze rany na jego duszy, po których zostaną paskudne blizny.
- Wydawało mi się, że nadal tam jestem…- szepnął. Przysunęła się do niego i oparła ciepły policzek o jego wychudzone ramie.
- Już nie… Już jesteś w domu.- powiedziała cicho ciągnąc go za sobą. Ułożyła głowę na jego torsie i splotła ich palce.- Mam nadzieję, że Kingsley cię oficjalnie przeprosił.
- Tak, spędziłem niemal cały dzień w Ministerstwie. Posłuchaj, ja rozumiem dlaczego mnie zamknęli. Wiem też, że warunki w Azkabanie są nieco inne niż za czasów Dementorów. Po prostu to jest jeszcze świeże i muszę… dojść do siebie. 
- Wiem… Bardzo się cieszę, że jesteś z powrotem. 
Czuła, że się uśmiecha, całuje ją lekko w czubek głowy, a po chwili, jego oddech się uspokaja. Usnął, a chwilę później i ona.

***

- …stwierdził, że to nie dla niego i za zgodą Ministerstwa zrezygnował z funkcji dyrektora. Przejęła ją McGonagall, a Snape zajął się Obroną Przed Czarną Magią. W sumie pomyślałam, że to nie jest taki zły pomysł. Bycie dyrektorem to nie na jego posępny charakter. A poza tym, nie wiem czy Balise ci się pochwalił, ale od dłuższego czasu spotyka się z pewną czarownicą. Miła dziewczyna. Ma na imię Emily i pracuje w Mungu. Opiekowała się nim jak oberwał zaklęciem podczas akcji…
- Kurwa…- usłyszała z głębi mieszkania, po czym po wszystkich pomieszczeniach rozniósł się głośny huk. Wbiegła do sypialni i zobaczyła blondyna na podłodze, a raczej zobaczyła jak próbuje się z niej podnieść. Kiedy wstał ledwo był w stanie, stanąć na prawą nogę.- Pięknie… nie dość, że nic na mnie nie pasuje, bo bliżej mi do kościotrupa niż do człowieka, to jeszcze ta pieprzona noga…
- Co się stało?
- Co się stało? A to się stało, że pewnego razu w Azkabanie prowadzili mnie korytarzem i natrafiłem przypadkiem na jakiegoś psychola. Jak sobie o tym teraz pomyśle,  to aż mi niedobrze. Facet siedzi tam od… cholera wie ile tam siedzi. Rzucił się na mnie z łapami. Pazury miał takie, że to powinno być zakazane bo zagraża innym. Poharatał mi nerwy, mięśnie, wdało się zakażenie i voilà! Od tego czasu mam problemy z poruszaniem się.
- Nie zauważyłam tego wczoraj.
- Bo się na mnie rzuciłaś! Byłaś w takim amoku, że nie zwróciłaś na to uwagi.- uśmiechnął się krzywo i siadł na łóżku.
- Nie ruszaj się stąd.- powiedziała cicho i wróciła do kuchni, żeby skończyć przygotowywanie śniadania. Wróciła po kilku minutach niosąc tacę wypełnioną jedzeniem.- W takim  razie, nie przeszkadza mi wizja pozostania w łóżku cały dzień.- uśmiechnęła się szeroko i wygodnie rozłożyła się wśród pościeli. Ułożył się obok niej i zaczął jeść.- Wybiorę się do Snape’a. Może zna jakiś eliksir, który ci pomoże. A na razie załatwimy ci laskę, dzięki której… 
Siedzieli dłuższą chwilę w milczeniu. W końcu chłopak zerwał się z łóżka i pokuśtykał do szafy. Założył na siebie czarne spodnie i koszulkę w tym samym kolorze, które nieco wisiały na jego ciele. Blondynka przyglądała mu się ze zdziwieniem. Siadł na jednym z foteli przy ścianie i założył na siebie ciężkie, czarne buty.
- Nie potrzebuję ani twojej pomocy, ani współczucia.- warknął narzucając kurtkę na ramiona.- Mam dość, tego że wszyscy patrzą na mnie jak na najbardziej skrzywdzoną osobę na świecie! Nie musisz się mną zajmować, litować i angażować! Jestem skończony! Już dawno powinnaś sobie to wszystko odpuścić. Pewnie jesteśmy tu teraz tylko dlatego, że gdybyś to olała to dręczyłyby cię wyrzuty sumienia! Rusz ze swoim życiem, bo przy mnie się tylko stoczysz w dół. Daj mi spokój! Nie potrzebuję cię…- powiedział i idąc wolno wyszedł z mieszkania zostawiając osłupiałą dziewczynę na środku łóżka. Chwilę wpatrywała się w drzwi, licząc że wróci i powie że tylko żartował, ale nic takiego się nie stało. Jęknęła głośno wyrzucając tacę na podłogę i idąc w stronę garderoby. 
- Co za…- wysyczała, zakładając na siebie czarny top. Opuściła mieszkanie i od razu teleportowała się do Ministerstwa.
- Wiem, że mi kazałeś odpocząć, ale jak zaraz nie zajmę się czymś, to wysadzę pół Londynu.- warknęła stając na wprost przyjaciela, który od pewnego czasu pełnił funkcję jej szefa.
- Kłopoty w raju?
- Nie denerwuj mnie. Po prostu daj mi jakieś zajęcie.
- Co się stało, A?
- Nic. 
Uniósł znacząco brew, a ona wiedziała, że nie ma co się spierać.
- Wyszedł, mówiąc że nikogo nie potrzebuje, że mam dać mu spokój.- opadła na fotel na przeciwko niego.- Że powinnam ruszyć ze swoim życiem, bo przy nim się stoczę. Gregory, co się wydarzyło w Azkabanie? 
- Trafił na ludzi, z którymi kiedyś współpracował jego ojciec. Jego cela była obok jednego z byłych Śmierciożerców, któremu nigdy nie zamykały się usta i cały czas mu powtarzał… Różne rzeczy. On wydał część ze Śmierciożerców. Nie dziw się, że gdy nadarzała się okazja to chcieli go zabić. Może i nie ma Dementorów, ale odnoszę wrażenie, że to miejsce jest jeszcze gorsze niż było. Daj mu czas. Niech się oswoi z tym, że już wyszedł. 
- To co, dasz mi jakieś zajęcie?- spytała podnosząc na niego wzrok.
- Mam tylko jedno, ale nie wiem czy ci będzie odpowiadało… Musisz wyjechać na kilka dni. Do Edynburga. Namierzyliśmy pewnego czarownika. Trzeba go dyskretnie obserwować i zdobyć niezbite dowody. Wchodzisz w to?
- Tak. Daj mi wszystkie dane..

***

Weszła do niewielkiego biura i zastała czarnoskórego chłopaka rozpartego na krześle.
- Stęskniłaś się?- zapytał uśmiechając się szeroko. Wywróciła oczami.
- Niesamowicie.
- Myślałem, że nie ruszysz się dzisiaj z domu…
- Nie wiem gdzie on jest, jeśli o to ci chodzi.- skrzywiła się.
- Czy nie razem nie-poszliście na kolację?
- W ciągu kilkunastu godzin, zdążył mu się humor zmienić o 360 stopni. Blaise, jadę do Edynburga na kilka dni. Miałam go olać i zostawić samego, ale… weź miej na niego oko. Bo on ma jakieś dziwne nastroje. 
- Nie mam pojęcia gdzie on może być…
- To weź się zastanów, jesteś jego przyjacielem! A ja, tak jak zresztą mi wykrzyczał dzisiaj rano, zostawiam go w spokoju.- warknęła i opuściła pomieszczenie, powstrzymując się przez zatrzaśnięciem drzwi. Wsiadła do windy i przemieściła się nią do holu głównego.
- Aurora!- usłyszała nagle. Zamknęła oczy, żeby nie wyglądać na poirytowaną i przyjęła swoją najbardziej uprzejmą maskę.
- Witaj Hermiono…
- Wybacz, nie powiedział mi nic o swoim planie! Gdybym wiedziała, to od razu wybiłabym mu z głowy ten pomysł z kolacją! W każdym razie mam nadzieję, że spędziliście…
- Zostawił mnie.- powiedziała oschle dziewczyna.
- Ohh… Przykro mi. 
- Ta, mi też.
- Może wpadniesz do...
- Wyjeżdżam. Jadę do Edynburga na jakiś czas. A teraz wybacz, ale muszę się przygotować.- powiedziała beznamiętnie i ruszyła w stronę jednego z kominków.

Miała dość wszystkich.

***

Siedziała przy wyspie kuchennej, jedząc makaron i czytając akta sprawy, którą miała się zająć. Przysługiwało jej mieszkanie w centrum miasta i chwila samotności, bo wysyłali ją tam kompletnie samą. Westchnęła głośno, widząc jaki mniej więcej jest rozkład dnia mężczyzny, którego miała obserwować. Znała trochę Edynburg, bo miała okazję pojawiać się w nim już kilka razy, i dobrze wiedziała, że pub w którym przesiaduje to siedlisko Śmierciożerców. Odłożyła naczynia do zlewu, w którym od razu zaczarowana gąbka zaczęła je myć, a sama udała się do sypialni i zaczęła pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Musiała odkopać swoje zapasy Eliksiru Wielosokowego, bo pomyślała, że może jej się przydać, biorąc pod uwagę, że byli wyznawcy Voldemorta nie do końca za nią przepadają. Nie była pewna czy chce to robić, jednak wiedziała, że musi się czymś zająć, bo inaczej źle to się skończy dla jej otoczenia. Była wkurzona i przybita w tym samym czasie, a to w jej przypadku było wyjątkowo złą kombinacją. Zatrzasnęła walizkę i usiadła na łóżku, drapiąc po łebku, czarnego kota. Rozejrzała się po pomieszczeniu i zaczarowała wszystkie możliwe rzeczy, żeby jej rośliny nie uschły podczas nieobecności. 
- I co… powinnam cię zabrać?- powiedziała do zwierzaka, który otarł się o jej nogi i ułożył łeb na jej udzie. Miauknął cicho jakby w odpowiedzi na jej pytanie.- Nie obrazisz się jak zostaniesz sam na kilka dni? - znowu miauknięcie.- Wiem, że ty rozumiesz jak nikt inny.- popatrzyła na tacę i jedzenie, które nadal leżało na podłodze. Zaczarowała miotłę i wyszła, licząc na to, ze jak wróci to wszystko będzie posprzątane. W tym czasie siadła na sofie, podkuliła nogi i obserwowała deszcz spływający po szybie. Nawet nie zauważyła jak po jej twarzy zaczęły lecieć takie same krople. 

Musiała się oczyścić

Nie chciała krzyczeć, denerwować się, rzucać przedmiotami, szlochać głośno i dawać znać wszystkim dookoła, ze jej źle. Po prostu potrzebowała oczyszczenia. Więc pozwoliła by z jej oczu poleciały łzy, a z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk.





~*~
Następny rozdział: 07.12.2015, godzina: 18:00

1 komentarz:

  1. Super rozdział! Jak zawsze niezawodny, nikogo nie potrzebujący Draco! Ten chłopak nigdy się nie nauczy doceniać ludzi. Czekam na więcej! :)

    OdpowiedzUsuń