poniedziałek, 7 grudnia 2015

Rozdział 18 - 'New Day For You'



Edynburg
Stała pod prysznicem, a gorąca woda spływała po jej szczupłym bladym ciele. Powinna zaraz wyjść i udać się na obserwacje jakiegoś czarownika, ale nadal potrzebowała kilku minut na to, żeby doprowadzić się do normalnego stanu. Osuszyła ciało ręcznikiem i ułożyła włosy, po czym skierowała się w stronę łóżka, na którym leżała obcisła, krwistoczerwona sukienka, którą planowała założyć. Kiedy już wsunęła swoje ciało w materiał, szybko zrobiła makijaż, wysuszyła włosy i włożyła czarne szpilki. Przejrzała się w lustrze i niemal nie poznała dziewczyny, która przed nim stała. Zdecydowała, że na razie nie będzie się ukrywać za eliksirem, bo podejrzewała, że niewielu Śmierciożerców będzie na tyle odważnych żeby się tam pokazać. Opuściła niewielką kawalerkę w której została ulokowana i ruszyła pewnym krokiem w stronę baru. Już od progu rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu człowieka, którego miała mieć na oku. Znalazła go w rogu pomieszczenia z ciemnowłosą dziewczyną uwieszoną na ramieniu. On miał nie więcej niż 45 lat, był dość przystojny i należał do czarodziejskiej arystokracji. Z tego co wyczytała był podejrzewany o zabawę czarną magią i potencjalne morderstwo, którego nikt nie był w stanie mu udowodnić. Nałożyła na siebie swoją maskę uwodzicielki i siadła przy barze, zamawiając whisky i kątem oka nadal obserwując mężczyznę. Nie zauważyła nawet jak obok niej usiadł młody, ciemnowłosy mężczyzna, którego twarz okraszona była kilkudniowym zarostem. Miał hipnotyczne spojrzenie i zawadiacki uśmiech. Uniosła jeden kącik ust, udając, że nie zwróciła na niego uwagi. Poza pracą, w której czasami musiała poflirtować z przypadkowymi facetami, raczej tego nie robiła. A raczej zrobiła to tylko jeden raz, kiedy bawiła się z Malfoy’em. Od tamtego czasu odłożyła to swoje oblicze, tylko na specjalne okazje. A i tak używała go rzadko. Wiedziała, że jak nikt inny potrafi okręcić sobie facetów wokół palca, ale przez związek, nie chciała i nie potrzebowała by to robić. Ale teraz…
- Założyłem się z kolegą o to co pijesz…- zaczął głębokim głosem.
- I jak? Wygrałeś?
- On postawił na wino. Ja przeczuwałem, że jesteś za ostra na wino.- uśmiechnął się łobuzersko.
- Cóż… Dzisiaj akurat miałam ochotę na whisky. Ale gustuję też w winach…- szepnęła nachylając się lekko nad nim.
- Widzę, że to mój szczęśliwy dzień.
- Jesteś tego taki pewny?- uśmiechnęła się łobuzersko i lekko odwróciła rękę, na której nadal widać było, mocno wyblakły już Mroczny Znak.
- Tego się nie spodziewałem.
Odwróciła wzrok w jego stronę i popatrzyła w jego zielone oczy, swoimi lodowato błękitnymi.
- Nadal uważasz, że to twój szczęśliwy dzień?
- Tak…- nachylił się nad nią, a ich wargi dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Widziała jak mężczyzna, którego obserwuje, wychodzi z baru.
- To czekaj na kolejny…

***

Pchnął ją na łóżko, na którym usiadła i popatrzyła na niego przygryzając dolną wargę. Kiedy nachylił się nad nią, momentalnie rozerwała jego koszulę, aż guziki rozsypały się po podłodze. Zdarł z niej sukienkę i nachylił się, żeby ją namiętnie pocałować. Ich wargi złączyły się w zachłannym, niemal brutalnym pocałunku. Przesunął ją wyżej, żeby leżała całym ciałem na łóżku i rozpoczął wędrówkę swoich ust od linii żuchwy, przez piersi, brzuch, aż do ud. W końcu natrafił na skąpy materiał jej bielizny. Ręką namacała włącznik lampki. Kiedy światło rozbłysnęło, zamiast chłopaka z baru, zobaczyła łobuzerski uśmiech Malfoy’a, który przygwoździł ją do łóżka, uniemożliwiając jakikolwiek ruch i zaczął całować z taką pasją, z jaką dawno jej nie całował.
- Tak bardzo cię kocham, A.- wyszeptał między pocałunkami.- Nie możesz mnie opuścić…
Obudziła się głośno oddychając. Usiadła i próbowała uspokoić oddech i nerwy. Już od kilku dni podobne sny nie dawały jej spać. Dotychczas śniła mało,albo wcale, a teraz nagle blondyn pojawiał się w nich każdej nocy i każdej nocy prosił, żeby go nie opuszczała. Upiła łyk wody ze szklanki, która stała na półce obok jej łóżka. Miała totalny mętlik w głowie i każdego dnia zastanawiała się co się dzieje w Londynie. Musiała skończyć to zadanie i jak najszybciej wracać. 

Miała bardzo złe przeczucie.

***

Tym razem siedziała przy barze i sączyła kolejny kieliszek wina. Po kilku dniach obserwacji, przesiadywaniu przed jego mieszkaniem i śledzeniu go podczas wieczornych spacerów, była pewna w 100% że uprawia czarną magię. Potrzebowała jeszcze dowodu morderstwa, a to nie było proste. Rozważała podanie mu eliksiru, ale zauważyła, że bardzo pilnuje swoich drinków. W końcu ruszyła w jego stronę, będąc gotową niemal na wszystko. Mroczny Znak ukryła pod rękawem cienkiej, czarne narzutki. Tego dnia wróciła do swojego ulubionego koloru, dlatego od stóp do głów była ubrana na czarno. Stanęła przy jego stoliku, którego tym razem nie dzielił z żadną piękną kobietą.
- Obserwowałem cię, a teraz to ty stoisz przy moim stoliku…- powiedział rozkładając ręce na oparciu kanapy.
- Też cię obserwowałam…
- To widzę, że jesteś konkretną kobietą, która nie boi się zrobić pierwszy krok… Lubię takie.- zrobił jej miejsce obok siebie. Usiadła i przyjrzała mu się uważnie.- Myślę, że ten wieczór skończy się u mnie.
- Naprawdę?- spytała nachylając się nad nim i zbliżając swoją twarz do jego.
- Co robisz w życiu?
- Pracuję na zlecenie. To tu, to tam. To nie jest takie ważne… A ty co robisz?
- Alchemia…
- Ah… Fascynujące! Opowiedz mi coś o tym!- powiedziała z uwodzicielskim uśmiechem i oparła głowę na dłoni.

***

- Chodźmy do mnie…- szepnął całując jej smukłą szyję. Odwróciła się w jego kierunku, a w jej oczach błysnęła jakaś niewypowiedziana groźba. Wstała i wyciągnęła w jego kierunku dłoń, prowadząc go do wyjścia z baru, w którym zapach alkoholu mieszał się z zapachem seksu. Widziała, że gdzieś z boku ludzie oddają się prostym namiętnością, zaspokajając swoje żądze. Szła wolnym krokiem, kołysząc biodrami. Wyszli na chłodne, nocne powietrze, które nieco ostudziło ich rozgrzane ciała. Pociągnął ją w stronę zaułka i przycisnął do ściany.
- Nie wiem czy wytrzymam…- szepnął wpijając się w jej usta.
- Chyba będziesz musiał. Nie lubię brudnych ulic. Odbierają przyjemność…- powiedziała odpychając go od siebie. 
- Dobrze więc.- ruszył w głąb uliczki i stanął nagle wyciągając dłoń w jej kierunku.- Przeniesiemy się do mnie.
Jej ubranie nagle się zmieniło. Z sukienki nagle zrobiły się czarne spodnie i koszulka, ukryte pod czarną peleryną. Wyciągnęła różdżkę i wycelowała w jego plecy.
- A teraz powiedz mi… Tę kobietę zabiłeś przed seksem, czy po?- spytała, czekając na jego reakcję. Odwrócił się napięcie widząc ją w gotowości do ataku.
- Słucham?! Nikogo nie zabiłem!- krzyknął szukając swojej różdżki.
- Zastanów się jeszcze raz. Bardzo dobrze. Daję ci szansę.
- Jesteś aurorem! 
- Bingo!- warknęła podchodząc do niego. W końcu dobył swojej różdżki i wycelował w nią.- A teraz lepiej się przyznaj… Bo zrobi się nieprzyjemnie.
- A nawet jeśli? I tak mnie nie złapiesz… Jesteś tylko słabą kobietą. Nic mi nie zrobisz…- mówił szybko. Zaczął rzucać w nią kolejne zaklęcia, które skutecznie odpierała.
- Crucio…- powiedziała cicho. Padł na kolana z bólu i krzyknął głośno.- A teraz? Zabiłeś ją?
- Nie!
Wzmocniła zaklęcie.
- Nadal jej nie zabiłeś?
- Nie!
Jeszcze mocniej.
- A teraz?
- No dobrze! Już dobrze! Zabiłem ją, w porządku?! Zdenerwowałem się, poniosło mnie!- krzyknął.
- Łżesz… Ale to już nie moja sprawa…- powiedziała, a kiedy podniósł wzrok, zobaczył obok niej dwóch mężczyzn. Ruszyli w jego stronę, a on tuż przed tym jak wytrącili mu różdżkę z dłoni, zdążył uderzyć w blondynkę zaklęciem, przez które uderzyła głową w ścianę. Nie straciła przytomności, jednak poczuła, że po twarzy spływa ciepła krew. 
- Zabierzcie go!- warknęła do pozostałych aurorów i podniosła się z ziemi patrząc jak znikają. Otrzepała się i poczuła, że wokół niej zrobiło się zimniej. Z ust wylatywała mgiełka, a ona sama poczuła niepokój. Spojrzała na ulicę główną, na którą miała wyjść i zauważyła trzech Dementorów. Unosili się kilka metrów nad ziemią i powoli zbliżali się w jej kierunku. Odeszła kilka korków w głąb i zaczęła skupiać się na jakiś szczęśliwych wspomnieniach. Liczyła, że tym razem jej umiejętności jej nie zawiodą, bo trzech Dementorów mogło ją wykończyć w kilka minut. Wyciągnęła różdżkę w górę i wypowiedziała formułę zaklęcia, które miało jej uratować życie. Przymknęła oczy, widząc jak z różdżki wydobywał się biało-niebieskie światło, które uformowało się w dostojną panterę. Zdziwiła się, że jej Patronus przyjął jakąś formę. 

Pantera.

Odsunęła się jeszcze kawałek, widząc jak czarne stwory cofają się i uciekają.

***

Była już kilka razy w Edynburgu, ale nigdy nie miała czasu na to, żeby zwiedzić miasto. Teraz też teoretycznie powinna wracać do Londynu, ale postanowiła poświęcić trochę czasu na to, żeby zobaczyć miasto. Ukryła pod włosami rozcięcie na czole, którego nie mogła wyleczyć, ku swojemu niezadowoleniu. Szła wolnym krokiem ulicami miasta, napawając się klimatem tego miejsca. Otuliła się grubym swetrem i szalikiem i podziwiała niesamowitą zabudowę i architekturę. Była jedną z nielicznych osób na ulicy, ponieważ pogoda zdecydowanie nie zachęcała do wyjścia z ciepłego domu. Między budynkami przelatywał zimny wiatr, niebo było zasłonięte przez ciemne chmury, z których lada chwila mógł spaść deszcz. O dziwo, mimo iż ostatnio bardzo doceniała słoneczne dni, do tego miejsca pasowała ponura aura tajemniczość, jaką nadawała pogoda. Miała wrażenie, że wszystko dookoła niej jest czarno-biało-szare. Chłonęła klimat tego miejsca i zapachy jakie wydobywały się z lokalnych piekarni i sklepów, które zupełnie nie pasowały do nastroju dzisiejszego dnia. Były zbyt ciepłe i pozytywne. Tego dnia próbowała wtopić się w tutejszych mugoli i miała na sobie zupełnie normalne, czarne ubranie. Na wzniesieniu majaczył zarys zamku, ukryty za woalem mgły. Był imponujący i nieco przerażający.
- Zamknęli go jakiś czas temu.- powiedział nagle jakiś mężczyzna, stając obok niej. Widać że był dość stary i chodził nieco przygarbiony, ale uśmiechał się serdecznie. Dopiero kiedy się odezwał, uświadomiła sobie że zatrzymała się i wpatrywała w budynek.
- Naprawdę? Czyli nie ma szans, żebym go zobaczyła od środka?- powiedziała zawiedziona, gdyż liczyła, że uda jej się wejść i obejrzeć wnętrza.
- Oh, niestety. Kilka miesięcy temu wydano oświadczenie, że zamek zostaje zamknięty dla turystów i miejscowych. Teraz nikt się tam nie zapuszcza. W nocy święcą się światła i kręcą się wokół niego dziwne postaci w czarnych pelerynach i dziwnych maskach. 
- To dziwne…- powiedziała cicho.
- Miejsce jest pilnie strzeżone teraz. Nikt tam nie wejdzie… Pewnie kupił je jakiś prywatny przedsiębiorca o dziwnych pomysłach, dlatego ochroniarze są tak dziwnie ubrani.- zaśmiał się cicho.- W każdym razie. I tak od zawsze uważałem, że największe wrażenie robi z zewnątrz. 
Spojrzała jak odchodzi i nagle znika w gęstej mgle. Otrząsnęła się i znowu spojrzała na ogromny budynek. Aktualnie nie widziała nikogo, kto kręcił się wokół tego miejsca, ale wolała nie ryzykować, bycia przyłapaną przez tajemniczych ludzi. Odwróciła się i ruszyła w stronę cmentarza Gretfriars Kirkyard, który chciała zobaczyć przed wyjazdem. Już zdążyła obejrzeć opactwo Holyrood Abbey i teoretycznie mogła wracać do Londynu. Ale ponieważ cmentarz o którym tyle się nasłuchała, był po drodze do jej tymczasowego mieszkania, postanowiła zajrzeć. Stojąc między grobami, zaczęła się zastanawiać, dlaczego nigdy nie odwiedziła grobu swojej matki. Ojciec nigdy nie powiedział jej gdzie została pochowana. Myślała, że w miasteczku w którym mieszkali, ale była na tamtejszym cmentarzu i nie znalazła miejsca jej pochówku. Poza tym, kiedy trzymała w dłoni Kamień Wskrzeszenia, ona nigdy się nie pojawiła.
- Nie śledzę pani…- usłyszała nagle i odwróciła się w stronę mężczyzny, który rozmawiał z nią pod zamkiem. Uśmiechnęła się przelotnie, dając mu do zrozumienia, że nie podejrzewała go o to.- To dziwne i niesamowite miejsce.
- Prawda. Można wyczuć tutaj aurę… 
- Niesamowite rzeczy dzieją się na tym cmentarzu. Mugolom oczywiście. Czarodzieje z reguły wyczuwają tutaj czarną magię.- powiedział patrząc jej prosto w oczy. A więc wiedział…-  Bywam zbyt często w tym miejscu, ale cóż mam począć. Mało kto odwiedza to miejsce. Mugole się boją, czarodzieje przez te złe siły je omijają… Nikt nie sprząta grobów, nikt o nie nie dba. A szkoda. Nie każdy zasługuje na to, żeby go zapomnieć… Pomoże mi panienka?- powiedział staruszek.
- Oczywiście, że tak. Tylko dlaczego tyle tutaj złych mocy?
- Wielu czarnoksiężników zostało tu pochowanych. Razem z różdżkami. Ta ziemia przesiąknęła ich mocą. A ponieważ nie potrafią odejść… Teraz odganiają stąd ludzi. Felix Flamel.
- Flamel? Czy pan…?
- Tak. Jestem synem Nicolasa Flamela, o którym nikt nie wie. Rodzice nie chcieli żeby ludzie wiedzieli, bo zaczęliby oczekiwać, że mam więcej Eliksiru Życia. Oczywiście mam jeszcze mały zapas. Ale chcę go wykorzystać, żeby zakończyć swoje sprawy przed śmiercią. Ojciec i matka spoczywają na tym cmentarzu. Końca swojego życia doczekali w Edynburgu, mieście, które bardzo kochali. 
Uśmiechnęła się pod nosem.
- Śmieszna sprawa. Moja matka wielokrotnie powtarzała ojcu, że robi źle przedłużając tak bardzo swoje życie. Był taki uparty. A ona nie potrafiła go zostawić… Po tylu stuleciach razem po prostu nie mogli odejść od siebie. Bardzo go kochała, chociaż często ją krzywdził. Ojciec był… trudnym człowiekiem. Trzeba było mieć do niego cierpliwość…- powiedział odgarniając liście z jednego z grobów i odsłaniając napis.- Ale miłość powoduje, że jesteśmy w stanie wiele znieść. On nie potrafił żyć bez niej, a ona bez niego. Kiedy przestali brać Eliksir Życia, oboje postanowili odejść razem. Zażyli truciznę… Romantyczne, prawda?- mówił mężczyzna, wyczarowując wieniec pod kamieniem nagrobnym.
- Tak…
- Moja matka zrobiłaby dla niego wszystko. Czasem ją ranił, ale… który mężczyzna tego nie robi? Czasem to wynikało z tego, że chciał dla niej lepiej, a on się bał, że nie jest w stanie jej dać tego… lepiej. Zawsze patrzyłem na nich z podziwem. Taka miłość… A panienka? Jest zakochana?
- Ja… Hmmm… Sama nie wiem. Wprawdzie jest ktoś…- odpowiedziała i popatrzyła w jego stare, zielone oczy.
- Takie rzeczy się wie! Czy ten ktoś panią kocha?
- Zdarza się, że mnie rani…- powiedziała cicho kiedy złapał ją pod rękę i poprowadził do wyjścia z cmentarza.- Odpycha od siebie. A ja pewnie i tak wrócę…
- Musi panienka odróżnić prawdziwą miłość, a coś co panienkę niszczy…- uśmiechnął się pokrzepiająco.- Jeśli to panienkę przytłacza, a powroty to najzwyklejsze przyzwyczajenie to nie warto w to brnąć. Ale jeśli te powroty są spowodowane tym, że nie czujemy się… pełni bez drugiej osoby, to jest miłość.
Popatrzyła mu w oczy.

I już wiedziała.

- Chyba już wiesz co powinnaś zrobić…- uśmiechnął się szeroko. 
- Chyba… 
- Czasem warto zaryzykować. Ja raz nie zaryzykowałem. Kobieta, którą kochałem odtrąciła mnie. Była w ciąży z innym i zamiast mi powiedzieć, zraniła mnie, wyrzuciła za drzwi… A ja zamiast wrócić i powiedzieć jej co czuję, że ją kocham, że pomogę ze wszystkim… Odszedłem. Popełniła samobójstwo, dręczona swoimi demonami. Teraz tego bardzo żałuję. Nigdy nie pokochałem nikogo tak jak jej. Nie potrafiłem. To była… ta jedyna. Mógłbym odstawić Eliksir i odejść… Ale zbyt wiele niedokończonych spraw jest w moim życiu. 
- Rozumiem...- uśmiechnęła się odprowadzając go pod drzwi domu.
- Aurora… Pasuje do panienki to imię…- powiedział nagle, szukając kluczy w kieszeni.
- Jak…?- zdziwiła się, bo nie podawała mu swojego imienia.
- Będziesz zapowiedzią nowego dnia, dla mężczyzny którego kochasz. Tak… Po mroku w jego życiu, ty będziesz nowym dniem.- uśmiechnął się. Stała zaskoczona, patrząc jak wchodzi do niewielkiego domku.- Do widzenia Auroro… Mam nadzieję, że wybaczysz temu mężczyźnie… I zaznasz w życiu dużo miłości.- uśmiechnął się i zamknął za sobą drzwi.




~*~
Następny rozdział: 10.12.2015, godzina: 18:00

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz