sobota, 2 stycznia 2016

Rozdział 26 - 'So You Gotta Fire Up, You Gotta Let Go'



Stanęła pod Dworem Malfoy’ów, który od kilku miesięcy stał pusty. Wprawdzie nikt tam nie mieszkał, jednak dom był zadbany, podobnie jak ogród. Weszła wolnym krokiem na wzgórze, z którego roztaczał się widok na hrabstwo Wiltshire. 

I czekała.

Przyszła wcześniej i otuliła się szczelnie swetrem, który był jak tarcza przez chłodnym wiatrem. Stała. Godzinę. Drugą. Trzecią. 

Wybiła północ.

A ona nadal stała sama.

Nie zjawił się.

To był koniec.

Zostawił ją.

***

Leżała dłuższą chwilę w łóżku, wpatrując się w okno. Była załamana, zdruzgotana, zszokowana. Nie wiedziała jakie uczucie przeważa. Nie mogła uwierzyć, że się nie pojawił, że nie wrócił, że nie przytulił jej. Że nie powiedział, że teraz wszystko będzie dobrze. Ona była gotowa na to by ułożyć sobie z nim życie. On najwyraźniej ułożył to życie z kimś innym. A jej ktoś właśnie na zawsze odebrał drugą połowę. Depresja jaka ją dopadła podczas rocznej przerwy, była niczym w porównaniu do tego co czuła teraz. Pustka, samotność i niepełność. 
- Aurora…- powiedział Harry, który wychylił się zza drzwi. Wysłała mu Patronusa, żeby jak najszybciej do niej przyszedł.
- Nie wrócił…- powiedziała cicho.
- Jesteś pewna, że dobrze wyliczyłaś?
- Harry, chodziłam tam od dwóch tygodni. Zostawił mnie na dobre.
- Tak bardzo mi przykro, A…- powiedział cicho kładąc jej dłoń na ramieniu.- Potrzebujesz czegoś?
- Użyj na mnie Zaklęcia Zapomnienia… Harry, ja nie chcę go pamiętać, bo nie ruszę z własnym życiem. Nie potrafię…- powiedziała cicho.
- A co jeśli wróci? A co jeśli coś się stało?
- Tam jest Eliksir. Zachowaj go. Jak coś to mi go podaj.- szepnęła odwracając się do niego przodem. Jej oczy były czerwone od łez. Wybraniec wyciągnął różdżkę i skierował w jej kierunku. Bardzo mu było żal przyjaciółki. Nie mógł patrzeć na jej cierpienie.
- Obliviate…- szepnął.

***

Znowu stała pod zamkiem w Edynburgu, wiedząc że może nie wyjść z niego żywa. Miała dwa miesiące. Potem był ślub Zabiniego, na którym musiała się pojawić mimo wszystko. Diabeł oczywiście, ją przepuścił. Skruszona przyznała, że Ministerstwo nie gra czysto i od dawna pracowała pod Imperiusem. Kiedy była już na miejscu, nie była taka pewna czy dobrze zrobiła. Chyba jednak za bardzo lubiła swoje życie, a powrót do Śmierciożerców był ogromnym ryzykiem. Drzwi otworzyły się przed nią i stanął w nich sam Carrow.
- Blackstone… Nie wiedziałem, że to o tobie mówił Diabeł.- powiedział z drwiącym uśmieszkiem.
- A widzisz. Musimy porozmawiać. Chcę rozpieprzyć to Ministerstwo za to co mi zrobili. 
- Wspominał, że użyli Imperiusa. Nie wiedziałem, że tak brzydko się bawią…- powiedział przepuszczając ją w drzwiach. Wkroczyła na wielki dziedziniec. 
- Wycwanili się. Wiedzieli, że wiem najwięcej ze wszystkich, dlatego mnie zwerbowali wbrew mojej woli. Matko nawet zaprzyjaźniłam się z Potterem.- splunęła pod nogi.- Obrzydliwe. I ta szlama, Granger. Czuję się brudna.
- Nie dziwię się. Wejdź, moja droga. A co z innymi? Zabini, Malfoy?
- A skąd ja mam to wiedzieć?! Co mnie obchodzi jakiś Malfoy. A Zabini… Nie zdziwiłabym się gdyby też był pod Imperiusem. Za dwa miesiące bierze ślub…
- Przynajmniej z czarownicą czystej krwi?
- Z tego co wiem, to tak. 
- Matka będzie z niego dumna…- prychnął i wpuścił ją do sporego pomieszczenia z długim stołem.- Usiądź.
Zajęła miejsce rozpinając swój czarny płaszcz.
- Czy masz jakieś informacje, które mogłyby nam pomóc w pokonaniu Ministerstwa?
- Cóż… Na ślubie Zabiniego ma się zjawić sporo ważnych osobistości.- powiedziała wpatrując się przed siebie.
- Czyli mamy dwa miesiące na zorganizowanie wszystkiego. Tymczasem mam dla ciebie idealne zadanie. Będziesz przygotowywać młodych.  
Skinęła głową z ironicznym uśmiechem.
- Z przyjemnością…

***

1,5 miesiąca później
- Czy ty w ogóle wiesz, do czego służy różdżka?!- krzyknęła na młodego chłopaka, który stał na przeciwko niej. Nieco przestraszony spojrzał na nią i poczuł jak pcha go na ziemię, a potem z całej siły kopie w twarz.- Ano po to, żeby nie dopuścić do takich sytuacji! Chcesz być poniewierany przez babę?!
- Nie.
- To wstań, do cholery jasnej, bo jesteś żałosny! Ból nie może cię kontrolować! 
Chłopak ze strachem w oczach wstał i popatrzył na nią. Dopasowane czarne ubranie, zimne i nic nie wyrażające oczy, platynowe włosy, wpadające bardziej w biel niż w blond. Była postrachem tego miejsca. Nikt nie chciał mieć z nią treningów, bo zwykle kończyły się one licznymi obrażeniami i zachwianym poczuciem własnej wartości.
- Nie mam całego dnia!- warknęła i od razu zaczęła atakować go przeróżnymi zaklęciami i klątwami. Na początku udawało mu się je odpierać, ale w końcu znowu wylądował na zmieni. Warknęła niezadowolona i odwróciła się odchodząc kawałek.- A więc, jesteś żałosny. Świetnie. Chcesz być Śmierciożercą, a tak szybko jestem w stanie cię rozłożyć na łopatki! Gdzie te czasy, gdy w naszych szeregach stali szaleni ludzie, którzy atakowali bez zastanowienia?!- krzyknęła wznosząc ręce do góry.- A teraz co mamy? Małych, chuderlawych gówniarzy, którzy nawet porządnie nie potrafią się bronić!
Na początku tylko wybrani mieli całe treningi z Aurorą. Dopiero po jakimś czasie Rada doszła do wniosku, że każdy musi przejść ten etap. Był ostatni i właśnie od niego zależało, co będzie się robiło i czy przeżyje się czas przygotowań. A ona gnoiła, znęcała się i przeprowadzała tak ciężkie treningi, że jak ktoś z nich wracał, to ledwo żył.
- Do niczego się nie nadajesz!- warknęła popychając go znowu na podłogę.- Powala cię byle zaklęcie i jęczysz przy najmniejszym bólu. Wiesz ile niektórzy tam na górze wytrzymują podczas tortur bez wydania z siebie najmniejszego dźwięku? Kilka godzin. 
- Mam dość...- wychrypiał.
- Jak masz dość to przyjdzie tu miły pan i to zakończy. Tego chcesz?- nachyliła się nad nim z szalonym uśmiechem.- Jesteś gotowy by umrzeć, czy może jednak powalczysz jeszcze trochę?
Spojrzał na nią z nienawiścią.
- No, to spojrzenie godne Śmierciożercy. Mam kontynuować? Wiesz co się stanie jak odpadniesz? Nie tylko umrzesz, ale też narazisz swoją matkę... Wielu z Rady chętnie się nią...
- ZAMKNIJ SIĘ GŁUPIA WYWŁOKO!- krzyknął i z wściekłością zaczął ją atakować. Odpierała ataki, aż w końcu wylądowała na ścianie. Zaśmiała się głośno, aż włos się jeżył na głowie. To był śmiech człowieka obłąkanego, który nie ma sumienia. 
- Dobrze! Czyli mamusia jest drażliwym tematem. A teraz powiem to raz... Za każdym razem, gdy twój przeciwnik na ciebie spojrzy, wyobraź sobie, że obraża twoją matkę...- warknęła i wyszła z sali z szerokim uśmiechem.





~*~
Następny rozdział: 04.01.2016, godzina: 18:00
Rozdział 27 - 'Epilogue'

2 komentarze:

  1. Kyaaa *-*
    Przeczytałam całe. Na raz. I umieram.
    Te... uczucia. Cholera! Pierwszy raz przy czytaniu bolało mnie serducho :-:
    Kiedy był atak Śmierciożerców... "-Kocham cię." "-Skończ tak histeryzować [...] Ja ciebie też."(czy coś w tym stylu...) Moje serduszko pękało!
    A teraz... Kiedy nie wrócił... Miałam ochotę się tam przenieść i go zamordować. No... Jego i Astorię(tak to się pisało? Ugh... Już późno, ok!). Takim Cruciatusem. Albo dwoma.
    Pozdrawiam :*

    Su♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, dziękuję! Nawet nie wiesz jak mi się miło zrobiło po przeczytaniu Twojego komentarza! Cieszę się, że to co piszę tak silnie na kogoś oddziałuje :)
      Serdecznie zapraszam na kolejny rozdział dzisiaj o 18 :)
      Pozdrawiam :*

      Usuń