czwartek, 28 stycznia 2016

Rozdział 35 - 'The Truth'



Wpadł przez drzwi główne szpitala i niemal biegnąc minął większość sal i doszedł do schodów. Wiedział gdzie ma się kierować i nie miał zamiaru tracić czasu na pogawędki i pytania.

 Musiał ją zobaczyć. 

Musiał wiedzieć, że to prawda. Na końcu jasnego korytarza stał Uzdrowiciel, wpatrujący się w ścianę, która zmieniona była w szybę, dzięki której można było obserwować pacjenta. Podszedł do niego dysząc, jak po przebiegnięciu maratonu. A przecież taki sprint, nie powinien go męczyć.
- Niech pan oddycha, bo jeszcze wyląduje pan w sali obok.- powiedział mężczyzna uśmiechając się lekko.- Niech pan wybaczy, poczekamy na matkę, dobrze? To najbliższa rodzina i jej powinienem udzielać wszelkich informacji.
- Jedno…- powiedział między oddechami.- Żyje?
- Żyje. A teraz… Wdech… Wydech…
Odwrócił się, gdy usłyszał stukot obcasów. Gabrielle, jak zawsze wyglądała zjawiskowo, chociaż ubrana była w bardzo proste i skromne rzeczy. Zdecydowanie nie przypominała nauczycielki z Hogwartu, którą była od kilku miesięcy. Podeszła do nich i dopiero po chwili zauważył, że za nią kroczy Snape. Nieco zmieniony, bo jego czarne włosy były skrócone, zadbane, chociaż jego czarna szata była taka jak zawsze.
- Co z nią?- powiedziała niemal ze łzami w oczach kobieta.
- Nie będę kłamał. Nie jest najlepiej. Wyziębienie, lekkie odwodnienie, wygłodzenie. Do tego zapalenie płuc i wstrząs mózgu. Nie wspomnę o licznych siniakach i skaleczeniach, w niektóre niestety wdała się infekcja. Straciła sporo krwi, a w dodatku przez ostatnie niemal 3 dni nie spała, więc jest wycieńczona. Staramy się ją wyleczyć i podajemy jej sporo eliksirów, dlatego nie możemy zastosować tego który pomoże jej zasnąć, a ona nadal, uparcie tego nie robi. Leży i wpatruje się w ścianę. Jest w stanie katatonii i nie wiem czy, a jeśli tak to kiedy z niej wyjdzie. Fizycznie możemy ją wyleczyć. Kilka dni odpoczynku, pojenia i karmienia, podawania eliksirów i przebywania w cieple i jej ciało wróci do normy. Ale psychicznie… Nie wiem czy jest w stanie z tego wyjść. Nie wiemy co się stało w tamtym miejscu, ale od kiedy pan Potter ją odnalazł powiedziała tylko jedną rzecz: “Na pewno jesteś kolejnym widem”. Od tego czasu milczy. Naprawdę nie lubię przekazywać takich informacji, ale jeśli chodzi o psychikę ludzką, magia nadal sobie nie radzi z naprawianiem niektórych uszkodzeń… Musimy być jednak dobrej myśli…- dodał kładąc dłoń na ramieniu blondyna i odchodząc. Dopiero wtedy cała trójka spojrzała przez szybę na białe, niewielkie pomieszczenie, w którego centrum stało łóżko, a na nim, wśród białej pościeli, leżała blondynka i wpatrywała się w ścianę.
- Idź…- powiedziała cicho jej matka.- Ciebie najbardziej teraz potrzebuje… Przekażemy innym co powiedział lekarz…- dodała i odeszła razem ze Snapem w kierunku sporych rozmiarów pomieszczenia, w którym zrobiono poczekalnię. Pchnął drzwi i wszedł przez nie. Nie odwróciła się, nawet nie mrugnęła. Wolnym krokiem podszedł, podsuwając krzesełko i siadając na nim tuż po tym, jak czule pocałował ją w czoło.
- Tak bardzo się martwiłem…- powiedział cicho, patrząc w jej puste oczy. Złapał jej dłoń i oparł głowę o brzeg łóżka przyciskając ją do twarzy. Była lodowata i sucha. Niemal obca.- Wróć do mnie, A… Jesteś wszystkim co mam. 
Zamknął oczy licząc, że gdy je otworzy, zobaczy na jej ustach szeroki uśmiech, dzięki któremu zrozumie, że wszystko będzie w porządku. Nic takiego się nie stało. Nie ruszyła się nawet o milimetr. Powoli zataczał kółka na jej skórze, bo to zawsze potrafiło ją uspokoić i ukoić nerwy. W tym momencie mógł tam siedzieć całą wieczność. Po prostu nie mogło to tak wyglądać. Była zbyt silna, żeby teraz leżeć bez ruchu, niemal bez życia i patrzeć na białą ścianę. Zdał sobie sprawę, że teraz nawet jęk bólu sprawiłby mu przyjemność, bo wiedział by że tam jest, że żyje i że pewnego dnia wróci do niego. Wiedział też niestety w jakim stanie są rodzice Neville’a Longbottoma, którzy po długich torturach postradali zmysły i najpewniej wyglądali teraz jak Aurora. Drzwi nagle się otworzyły i do pomieszczenia weszła blondwłosa kobieta. Na korytarzu mignęła mu jakaś dziewczyna, ale drzwi bardzo szybko się zatrzasnęły i nie zdążył się jej przyjżeć. Ona za to stała za szybą i wpatrywała się w niego, kiedy rozmawiał z jej matką, jak wstał ustępując jej miejsca i opierając się o ścianę. Był bardzo przystojny, z blond włosami opadającymi niesfornie na twarz, tymi hipnotyzującymi szarymi oczami i kilkudniowym zarostem, ubrany w czarne ubrania. Przyglądała się mu bardzo uważnie, jakby chciała zapamiętać każdy szczegół. Po swojej siostrze szybko przejechała wzrokiem, rejestrując jedynie bardzo jasne włosy. 

- Jak z nią?- spytała Gabrielle siadając przy córce.
- Nie reaguje na nic.- odparł, stając w miejscu w które się wpatrywała. 
- A jakby wyciągnąć wspomnienia? Usunąć je.
- Musi zeznać. To nie jest po prostu porwanie. Te osoby znęcały się nad nią psychicznie, najpewniej torturowały ją w okrutny sposób, dlatego się zamknęła. 
- A jakby wyciągnąć i zobaczyć w Myślodsiewni? Severus opowiadał mi o niej…
Blondyn się zamyślił.
- Ale tylko ona może to zrobić. To znaczy, nikt nie może wyciągnąć wspomnienia, poza nią. 
Kobieta opuściła ręce zrezygnowana.
- Po prostu sama musi chcieć wyjść z tego stanu…- szepnął wpatrując się w jej twarz.- Najgorsze jest to, że nie śpi. Musi w końcu usnąć, a tego nie robi…
- Co tam się wydarzyło…- powiedziała kobieta głaszcząc jej policzek.- Muszę wrócić do szkoły, ale informuj mnie nawet o najmniejszych zmianach.
- Oczywiście…
Blondynka podeszła do niego i objęła mocno.
- Jesteś jedyną osobą, która może ją z tego wyciągnąć…- szepnęła i opuściła pomieszczenie. Podszedł do łóżka i siadł na jego skraju, po czym oparł się o zagłówek i ułożył głowę dziewczyny na swoim torsie i objął, czule głaskając jej ramię. Nie mógł uwierzyć w to, że po chwili jej oddech stał się równomierny, a oczy się zamknęły. Usnęła. Sam miał ochotę do niej dołączyć, bo przez ostatnie kilka dni nie miał okazji pożądnie się wyspać. Kiedy jego powieki powoli opadały, do sali wszedł Uzdrowiciel.
- No, no, no…- powiedział patrząc w ich kierunku.- Jest pan cudotwórcą.
- Skądże.
- Przyniosłem jej porcję eliksiru, ale skoro w końcu udało się ją uśpić, to można jej go podać później.- uśmiechnął się i nie wchodził w głąb sali, tylko nacisnął klamkę.- Będzie panu niewygodnie…
- Nie ma problemu.
- Jest pan jak łapacz snów. Odbiera pan te koszmary, które nie pozwalały jej usnąć.- stwierdził mężczyzna i wyszedł. Nie objęła go, nie ruszyła się ani o milimetr, bezwładnie pozwoliła się ułożyć, ale przynajmniej jedno się zmieniło. Usnęła.


***

Wolnym krokiem szła po korytarzu i schodami zeszła do lochów. Przekroczyła obraz, prowadzący do dormitorium Ślizgonów. Zawsze sprawdzali czy wszyscy są w swoich sypialniach. Wkroczyła do salonu i zobaczyła dwóch uczniów rozpartych na sofie. Jeden z nich zdecydowanie przekroczył granicę i był już bardzo pijany i na wpół przytomny. 
- A co tu się dzieje?- warknęła.
- My…- zaczął czarnoskóry.
- My co?!- krzyknęła podchodząc do blondyna.- Przecież on jest kompletnie pijany! Skąd wyście mieli tyle alkoholu?!
- Przemyt…- odparł nieco speszony Blaise.
- Aurora…- szepnął blondyn otwierając lekko oczy.
- Nie ciesz się tak.- powiedziała zdenerwowana i odsunęła się od niego.- A co gdyby wpadłby Snape? Albo inny auror?! Już byście byli w drodze do domu! Czy wyście rozum postradali?! Niepoważni jesteście?! Ile macie lat?! Zachowanie godne nastoletnich gówniarzy, którzy pierwszy raz alkohol widzieli…
Oparła ręce na biodrach.
- Tak myślałem, że to ty…
- Ja co?
- Że to przez ciebie Draco wariuje.
- Zabini, na Merlina, sam jest sobie winien, dobra?! Nie ma prawa się upijać, tak jak ty nie masz prawa mówić, że to przeze mnie!- krzyknęła. Pomogła wstać blondynowi i zaprowadziła go do sypialni. 
- A, kotku chodź… Nie gniewaj się…- mówił, chociaż ledwo był w stanie się wysłowić poprawnie. Zaledwie wczoraj obściskiwał się z jakąś lafiryndą, a teraz, prosił żeby się nie gniewała. Położyła go na łóżku, jednak on pociągnął ją na siebie. Upadła, czując jego ciało tuż przy swoim.- Już ja sprawię, że zapomnisz, żeby się na mnie gniewać… Wiem co lubisz…
Poczuła jego dłoń na swoim biodrze, potem między nogami. Uderzyła go w twarz.
- Świnia z ciebie!- krzyknęła wyrywając się i wstając. Poprawiła ubranie.
- Wytrzeźwiej!- warknęła wychodząc z jego sypialni. Zabiła wzrokiem czarnoskórego.
- Też bym żałował, gdybym zrobił to co on. 
- Słucham?!- spytała będąc niemal przy drzwiach.
- Jeśli potrzebujesz pocieszenia, to zapraszam… To ja w tym związku…- wskazał na siebie i drzwi sypialni Malfoy’a.- Jestem kwintesencją zajebistości!- uśmiechnął się łobuzersko. Wywróciła teatralnie oczami i opuściła dormitorium.


***


- Kręgosłup mi siada od tych niewygodnych pozycji.- powiedział niezadowolony blondyn, kiedy trzy dni później szedł obok Harry’ego, w kierunku sali Aurory.
- Nadal bez zmian?
- Nie. Śpi tylko wtedy kiedy tam jestem, ale na Merlina nie mogę być tam ciągle. Muszę chodzić do pracy i chociaż na chwilę się oderwać, bo siedzenie w tej sali mnie najzwyczajniej w świecie dołuje. 
- Podobno przesłuchali Parkinson…
- Taaaa… To ona przyniosła mi różdżkę Aurory, więc na nią padły podejrzenia. Wiesz co powiedziała? Że faktycznie brała w tym udział, ale że to Astoria rzuciła na nią Imperiusa! Jak to możliwe, że ta mała mopsica, zawsze unika kary?!- warknął zdenerwowany.- Nie patrz tak na mnie, Potter. Nie jesteśmy przyjaciółmi nagle…
Czarnowłosy zaśmiał się głośno.
- Wiem, Malfoy.
Blondyn nagle sie zatrzymał i Harry dopiero po chwili się zorientował, że idzie sam. Odwrócił się w jego kierunku.
- Co jest?
- Wiedziałem… Wiedziałem, że to ona działa przeciwko Voldemortowi. Nie wiedziałem, że Czarny Pan się dowiedział, ale tuż przed Bitwą zniknęła. Nie widziałem jej kilka dni. Czułem się tak jak dzisiaj… Niepewnie. Nie wiedziałem co się z nią stało. Bałem się, że ją zabił. Albo skrzywdził. Albo gdzieś zamknął. Wtedy kiedy wróciłem do szkoły, szukałem jej. Wiedziałem, że się tam pojawi. Walka po waszej stronie…- powiedział Draco patrząc na Pottera.- To dla niej. Chociaż tyle mogłem zrobić po tym ile zrobiła ona.
- Skąd wiedziałeś?
- Domyślałem się. Zauważyłem, że znika i nawet Voldemort nie wiedział gdzie jest. Kilka razy widziałem ją w szkole. Czasem bywała dziwnie zamyślona…- wzruszył ramionami.
- Czyli kontaktowała się z Zakonem?
-  Cóż, nie tylko ona… Oj, nie patrz takimi oczami na mnie, Potter. Dumbledore wezwał mnie na początku szóstego roku, tuż po tym jak Snape mu doniósł o tym co mam zrobić. Rozmawiał ze mną… Długo… Miał już wtedy na sobie ten cholerny pierścień, więc wiedział, że umrze, ale nie mogę brać tego pod uwagę. Powiedział, że nie mogę przekroczyć tej granicy i, że Snape to zrobi. 
- Więc, Aurora bywała w szkole?
- Raz, wiedziałem o tym, że się tam pojawiła… Ale na samym początku widziałem ją raz, jak gdzieś przemykała korytarzami…


***


Stał przed Szafką Zniknięć i wpatrywał się w nią intensywnie. Przed chwilą wsadził do niej niewielkich rozmiarów słowika, który siedział na jednym ze szkolnych okien. Koniec roku zbliżał się wielkimi krokami, a on był coraz bardziej przerażony tym co miało się wydarzyć. Musiał idealnie odegrać swoją rolę. Równocześnie nie chciał, żeby człowiek, który okazał mu miłosierdzie, zginął. Usłyszał hałas z szafki i otworzył drzwiczki. W środku z ptaszkiem na ręce stała blondynka. Ubrana w czarne spodnie, bluzkę, a na to narzucony dopasowany płaszcz. Uśmiechnęła się łobuzersko wyskakując z środka i niemal się na niego rzuciła. Przygwoździła go do wolnego skrawka ściany i pocałowała namiętnie.
- Nie mam dużo czasu, zanim się zorientują, że tu jestem.- szepnęła całując jego szyję.
- Coś ty robiła na Nokturnie?!
- Przenieśli ją do twojego domu.- powiedziała cicho, zaciskając pięści na jego szacie i przyciągając do siebie.- Kręcisz mnie w tym szkolnym mundurku.- zaśmiała się cicho.
- Dostanie ci się za przyjście tutaj.
- Nieważne. Po prostu musiałam…- powiedziała, czując jak w końcu obejmuje ją i przyciska do siebie.- Nawet 5 minut, warte jest każdych tortur, Draco…- szepnęła głaszcząc go po twarzy.
- Jesteś nienormalna…


***


- Najpierw, kiedy to nie ja zabiłem Dumbledore’a, Carrow i Bellatrix mnie torturowali i prawie zabili.- wyznał siadając na jednym z krzeseł.- To Aurora wpadła i ich poustawiała. Voldemort nie chciał mnie zabić, ale musiałem zapłacić za niepowodzenie. Zlecił Dołohovowi tortury mojej matki. Nic o tym nie wiedziałem, dopóki pewnego dnia nie wróciłem od Zabiniego, a ona leżała ledwo żywa na podłodze. Nie wiedziałem w tym momencie czy gorszy był on czy Carrow.

***


Wszedł do wielkiej posiadłości, która powinna być pusta. Usłyszał jednak głośny śmiech w salonie, więc pospiesznie wbiegł na piętro i zobaczył swoją matkę, leżącą na podłodze, i stojącego nad nią Dołohova. Wiedział, że ten torturował ją od dłuższego czasu. Zapewne użył swojego popisowego zaklęcia, które znacznie osłabiało ofiarę i mogło doprowadzić do śmierci. 
- Draco…- szepnęła kobieta.- Wyjdź…
Zacisnął dłoń na różdżce, jednak nic nie zdążył zrobić, bo nagle mężczyzna przeleciał przez całe pomieszczenie. Odwrócił się i zobaczył wściekłą blondynkę.
- Jak śmiesz?!- warknęła w kierunku Śmierciożercy i pospiesznie do niego podchodząc, kopnęła z całej siły w twarz.- Przekroczyłeś granicę, Dołohov! Wynocha, zanim się wścieknę!- krzyknęła i odwróciła się w stronę Malfoy’ów. Draco pomagał wstać matce, która ledwo trzymała się na nogach.- Wybacz, nie wiedziałam…- powiedziała podchodząc do Narcyzy.
- To nie twoja wina…- odparła kobieta patrząc w jej oczy.
- Przesadził… Nie ukrywam, że słyszałam co nakazał mu Voldemort, ale… nie miało to się skończyć aż tak…- dodała i pomogła jej położyć się na łóżku.- Odpoczywaj…
Wyszła z pomieszczenia i zamknęła za sobą drzwi.
- Jak mogłaś?!- warknął blondyn przyciskając ją do ściany.
- Draco, ciszej…
- Żadne ciszej, wiedziałaś, że będą torturować moją matkę!
- I co miałam zrobić, Malfoy?! Nie wiesz jak jest?! Nie znasz ich?!
Patrzył na nią z wściekłością.
- Może mi jeszcze powiesz, że to moja wina?!
- Daj mi spokój…- powiedział cicho. Odepchnęła go od siebie z całej siły.
- Ależ oczywiście, że dam, jaśnie panie! Ja uniżony sługa, robię niewystarczająco dużo, żeby uratować twoją arystokratyczną dupę!


***


- Draco, ja…- powiedział Harry patrząc na jego spuszczoną głowę.- Przykro mi. Wiedzieliśmy, że to niełatwe życie, ale nie że to tak wygląda..
- A co myślałeś? Że życie wśród Śmierciożerców jest usłane różami? Bałem się, że cokolwiek źle zrobię to oberwie moja matka. Ona była dla mnie wszystkim, dopóki nie pojawiła się Aurora i nie zajęła miejsca obok niej. Ojciec, który wymaga od ciebie nie wiadomo czego.  Uczy cię jak traktować innych, jak zamykać się na emocje. Dlatego taki byłem. I za to przepraszam.
Harry otworzył szeroko oczy, nie wierząc w to co słyszy.
- Byłem dupkiem. To nie tak, że nagle się zmienię, i Merlin wie co jeszcze… Ale czuję, że w końcu powinienem… Wiele zrobiłeś dla nas, dla mnie… Nie musiałeś. Dziękuję. I przepraszam.






Następny rozdział: 01.02.2016, godzina: 18:00
Rozdział 36 - 'I Knew You Were Trouble'

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz