czwartek, 17 marca 2016

Rozdział 47 - 'He Knew'



Otworzył drzwi z grobową miną.
- Cześć.- powiedział i wpuścił przyjaciół do środka.
- I jak?- spytał Blaise patrząc wyczekująco na przyjaciela.
- Jak, jak... Nijak.- warknął blondyn pomagając Emily z płaszczem i odwieszając go na stojak.- Najpierw się zgodziła, było pięknie i idealnie. Ale potem stwierdziła, że to najgorszy pomysł na świecie i wyszła.
- Słucham?!- powiedział głośno Harry patrząc na niego.
- No co się dziwisz? To Aurora, nigdy nie zrozumiesz...
- Czy uzasadniła to?- wtrąciła się Hermiona.
- Tak, stwierdziła że z małżeństwa nie da się wymiksować jak coś pójdzie nie tak. A my uwielbiamy do tego doprowadzać. Dodała, że oboje raczej nie jesteśmy na to gotowi...- weszli do salonu i wszyscy zajęli jakieś dogodne miejsce.
- Hej, bardzo mi przykro...- powiedziała Annabell kładąc mu rękę na ramieniu.
- Ta, mi też. Ok, czekajcie przyniosę tylko...
- Nie, siadaj my to zrobimy!- krzyknęła Emily popychając go na sofę, obok swojego męża. Wszystkie trzy wyszły do pomieszczenia obok.

- Matko, ale mnie wystraszyłyście!- krzyknęła Aurora podskakując i odwracając się w ich kierunku. 
- Ale... przecież... Ciebie nie ma...- jąkała się Hermiona.
- Jestem...- powiedziała zaskoczona blondynka i po chwili dotarło do niej o co chodzi.- Co ten idiota powiedział?- spytała zakładając ręce na biodra.
- Że wyszłaś...- zaśmiała się rudowłosa czarownica i podeszła do niej.- Nie wierzyłam, że mogłabyś coś takiego powiedzieć...
- A co niby powiedziałam?
- Że to nie ma sensu, bo nie będziecie mogli uciec jak coś się spieprzy.
- W zasadzie to powiedziałam...- zaśmiała się cicho.- Chciałam go zestresować jeszcze bardziej. Siadajcie. Niech panowie sami się sobą zajmą. Czyli wszyscy wiedzieli?
- Ta, przyznał się jak wracaliśmy z Hogwartu. Ale nic więcej, więc jak to zrobił?!- zapytała podekscytowana Hermiona.
- Cóż, w nocy o północy.- zaśmiała się Aurora stawiając przed nimi kieliszki z winem i ciasto.- Nie wiem jakim cudem, ale w nocy widoczna była zorza polarna... Byliśmy na tarasie, a on był tak zestresowany, że nie był w stanie nic powiedzieć...- zawiesiła nagle głos.- Jesteś skończonym palantem...- powiedziała, a sekundę później Draco wszedł do jadalni i pocałował ją w czubek głowy.
- I kto to mówi... Chwaliła się już?- położył dłonie na oparciu jej krzesła i nachylił się lekko.- Ja tam schodzę na zawał, a ona... 'No nie wiem... to nie najlepszy pomysł... Pozabijamy się... Nie uciekniemy jak coś się stanie... Bla bla bla...'- zaczął naśladować jej głos. Zaśmiała się głośno, kładąc dłoń na jego i zaciskając ją mocno. 
- No ale przecież to prawda...
- Tak, tak... Tłumacz swoje podłe zachowanie. 
Zaśmiał się serdecznie i zabierając butelkę Ognistej, wyszedł z pomieszczenia. Pokręciła głową i  podrapała się po głowie lewą ręką.
- No najważniejsze, pokazuj pierścionek!
Wyciągnęła w ich kierunku lewą dłoń, z pięknym pierścionkiem. Spory, niebieski diament, oprawiony był w platynę, która od połowy była uzupełniona białymi i różowymi kamieniami. 
- No, nie ograniczał się...
- Usłyszałam kiedyś, że da mi coś dużego, żeby żaden facet się do mnie nie zbliżył...- zaśmiała się cicho.
- Jak dla mnie on jest idealny. Nie wygląda jak ogromny i kompletnie nie pasujący do twojej szczupłej dłoni. Nie spodziewałam się, że Malfoy ma taki dobry gust...- powiedziała Hermiona z szerokim uśmiechem.
- To arystokrata, Hermiono. On się z dobrym gustem urodził...- wybuchnęła głośnym śmiechem Annabell. 


***

Stała z rękami opartymi o barierki i wpatrywała się w las w oddali. Wszyscy siedzieli w salonie, śmiali się i pili, ale ona musiała na chwilę wyjść, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Udawanie najszczęśliwszej na świecie zaczęło ją męczyć i potrzebowała chwili dla siebie. 


Chwili, żeby uspokoić swoje emocje.

- Co tak uciekłaś?- spytała Hermiona otulając się swetrem i dołączając do niej.
- Oh... Za dużo... Wszystkiego...- zaśmiała się cicho, jednak uśmiech nie sięgnął jej oczu. Spojrzała zamyślona na nocny krajobraz.- Alkohol musi mi trochę wyparować.
- Nieprawda... Aurora, jesteśmy tu we dwie, bądź ze mną szczera.
- Skąd wiesz?
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Chyba mam szósty zmysł jeśli chodzi o innych ludzi. Nikt tego nie zauważył, ale ja tak... Jesteś...
- Przerażona, Hermiono. I to nie chodzi o typowy strach...- weszła do szklarni i usiadła na jednej z ławek ukrytych wśród roślin. Przetarła dłońmi zmęczoną twarz.- Mówiąc, że nie jestem pewna czy to najlepszy pomysł, ja nie droczyłam się... Ja mówiłam poważnie, ale jak zobaczyłam jaki jest zestresowany, nie mogłam...- zawiesiła głos powstrzymując płacz.- Jesteśmy tacy pokręceni... Co chwilę coś się dzieje, co chwilę uciekamy, chowamy się przed sobą...
- Wiesz, w małżeństwie trzeba stawiać temu czoło. Ucieczka to z reguły definitywne rozstanie.
- I właśnie tego się boję... Tego, że nie potrafimy się nie ranić... Że tacy już jesteśmy i że może faktycznie małżeństwo to nie jest najlepszy pomysł na jaki mogliśmy wpaść. Może powinno być tak jak jest... 
- Czy ty nie stwarzasz sobie problemu? Nie szukasz wymówki? Wiem, ja też byłam przerażona... Wierz mi, nie było nam łatwo. Za ten związek zapłaciliśmy przyjaźnią, która rozpadła się w mgnieniu oka. Baliśmy się, że może to idiotyczny pomysł... Że to nie na miejscu. Ujmę to tak: jeśli wy się nie pobierzecie to przestanę wierzyć w instytucję małżeństwa. Przeszliście tyle, że to aż nienormalne, że dwójce ludzi dzieje się tak wiele złego. Wszystko przetrwaliście, nadal jesteście razem i nadal się kochacie...- dziewczyna przytuliła blondynkę do siebie.- Nie wierzyłam, że kiedykolwiek powiem to o Malfoy'u, ale on przeszedł ogromną zmianę, dzięki tobie. Będzie trudno, zawsze jest, bo wspólne życie tym się charakteryzuje: wspólnym stawianiu czoła przeciwnością losu...
Blondynka podniosła na nią wzrok. 
- Hermiono, to że on był wredny to nic... Wierz mi, ja byłam gorsza...
- Słucham?
- Widzisz... Pewnie sama przyczyniłam się do jego paskudnego zachowania. Szczególnie na piątym roku. Tuż przed jego rozpoczęciem... Oh... On tego nie pamięta... Boję się, że to wyjdzie kiedyś...
- O czym ty mówisz?
- Dopiero się poznaliśmy... Przybyłam pewnego dnia do jego posiadłości strasznie wściekła. Jakiś Śmierciożerca mnie sponiewierał i czułam się... źle. I napatoczył się Draco. Najechałam na niego bez powodu. Krzyczałam, że był, jest i będzie tylko tchórzem, który nigdy nie będzie w stanie zrobić nic pożytecznego. Że jest pasożytem, który nie wiadomo jakim cudem nadal żyje. Że Czarny Pan powinien się go pozbyć, bo ja już teraz potrafię powiedzieć, że jest skończonym nieudacznikiem. Że jest słabym i nierozgarniętym gówniarzem, który żył w bogatej rodzinie i zawsze miał to czego  zapragnął. Wysyczałam, że jest żałosny i tylko marnuje świeże powietrze... I że współczuję jego przyszłej żonie. O ile dożyje.- skończyła i popatrzyła na swoje splecione dłonie.- Nadal uważasz, że określenie szlama jest bolesne? Oberwało mu się za nic. Jakiś czas później wymazałam mu to wspomnienie, bo mieliśmy razem pracować, ale ja nadal słyszę te słowa w mojej głowie.
Podniosła wzrok i spojrzała na przyjaciółkę. Obawiała się, że zobaczy w nich obrzydzenie, ale Hermiona patrzyła na nią ze współczuciem.
- Miałaś 15 lat. Oczywiście to co powiedziałaś było bardzo okrutne, ale byłaś wychowana w takim świecie, wprowadzona do takiego środowiska... Dorastałaś... Myślę, że powinnaś z nim porozmawiać... Bo kiedyś możesz mieć potrzebę, żeby ściągnąć z niego Klątwę Zapomnienia i wtedy to wyjdzie i będzie tylko gorzej... To cię tak dobija? Dlatego jesteś taka przerażona ślubem?
- Tak... Czuję się winna...
- Przetrwacie to... A teraz chodź, bo zaczną nas szukać.
Zeszły do salonu, gdzie Hermiona od razu siadła obok Harry'ego z szerokim uśmiechem i coś szepnęła mu na ucho. Aurora zajęła miejsce obok Draco, który nagle zaczął się dziwnie zachowywać. Nie patrzył na nią i widziała, że jego zachowanie jest mechaniczne i wymuszone. Położyła mu dłoń na przedramieniu, ale nie zareagował. Jednak kiedy spojrzał jej w oczy doszło do niej co się stało. 


On wiedział.

***

Weszła do salonu, obserwując jak blondyn siedzi w fotelu ze szklanką Ognistej i wpatruje się w ogień, który rzucał cienie na jego twarz. W całym pomieszczeniu było ciemno i tylko pomarańcz ognia rozświetlał mrok.
- Słyszałeś...- stwierdziła siadając obok niego. Nie odpowiedział, upił jedynie łyk alkoholu.- Nic nie powiesz?
Nadal milczał. Podniosła się i ruszyła w stronę schodów.
- Siadaj!- warknął nie znoszącym sprzeciwu głosem.- Koniec z uciekaniem, wychodzeniem i unikaniem problemów.
- To ty się nie odzywasz... Uznałam, że nie chcesz rozmawiać.
- Próbuję się uspokoić, żeby nie powiedzieć kilku rzeczy za dużo...- powiedział patrząc na nią z wściekłością. Usiadła i splotła dłonie na kolanach.- Chciałaś mi o tym powiedzieć?
- Chciałam... Tylko nie wiedziałam jak.
- Po prostu?
- Draco, to nie jest proste przyjść i powiedzieć: Hej, parę lat temu byłam taka wściekła, że nazwałam cię tchórzem i żałosnym, nic nie wartym śmieciem. Jak ci minął dzień, skarbie?- spytała uśmiechając się sztucznie.- Oh, powinnam dodać, że stwierdziłam, że współczuję twojej przyszłej żonie. Ups, to chyba ja. 
Westchnął głośno, odstawił szklankę i wyciągnął rękę, robiąc jej miejsce obok siebie. Spojrzała najpierw nieufnie, po czym wsunęła się pod nią i zwinęła w kłębek jak kot, układając głowę na jego torsie.
- Wiesz, że tak nie myślę...
- Wiem... Ale to nie zmienia faktu, że miałaś rację.- nie odwrócił wzroku od trzaskającego w kominku ognia.
- Nie miałam. Byłam gówniarą, która widziała cie drugi raz w życiu, a której w twarz, i to dosłownie, napluł jakiś chory psychicznie dziad. Musiałam się wyżyć, a na twoje nieszczęście byłeś pierwszą osobą, jaką spotkałam. Powiedziałam to co pewnie zabolałoby większość ludzi. Nigdy, się nie wstydziłam tego że jestem z tobą. Nigdy się ciebie nie wstydziłam.- szepnęła kręcąc się lekko i starając się dopasować idealnie do jego ciała.- Jestem dumna z ciebie i tego jak bardzo się zmieniłeś, że dałeś radę zerwać z tą beznadziejną przeszłością. To dla mnie zaszczyt, że chcesz spędzić ze mną resztę swojego życia. Nawet jeśli mnie to cholernie przeraża.
- Nie musimy brać ślubu jutro...
- Lato... Jak będzie ciepło i będziemy mogli się pobrać na dworze...
- Czego tylko będziesz chciała...- pocałował ją w czubek głowy.
- Ciebie... Tylko ty mi będziesz potrzebny...

***

Śmiała się głośno, gdy całował jej szyję. 
- To na zapas. Jutro wracasz do Hogwartu i zdążę się za tobą stęsknić...- powiedział zaciskając palce na jej nadgarstkach. Leżeli na dywanie przed kominkiem od kilku godzin i nie mogli się sobą nasycić. Zaśmiała się gdy zsunął się powoli, całując jej brzuch. Jęknęła głośno, gdy zsunął się jeszcze niżej. 
- Oh Merlinie...- powiedziała cicho, zaciskając dłonie na kocu, który leżał pod nią.
Warknął niezadowolony, gdy po domu rozniosło się donośne pukanie do drzwi. Podniósł się i popatrzył na jej twarz w wysokości jej ud. Wsunęła dłoń w jego włosy.
- No wolałabym cię teraz zmusić do kontynuowania... Ale...- powiedziała podnosząc się powoli.
- Może się ubierzesz?- spytał, patrząc na jej nagie ciało.
- E tam... Po co.- zaśmiała się i narzuciła na siebie jego koszulę. Przekrzywił głowę.
- Jak ona podsunie się do góry...
- To co? Dostanę karę?- spytała nieznacznie podsuwając biały materiał do góry i odsłaniając to co tak usilnie próbowała ukryć przed gościem. Ruszyła schodami na dół domu. Otworzyła drzwi i spojrzała na niewysokiego, starszego mężczyznę.
- Przepraszam... Nie chciałem przeszkadzać...- powiedział nieco zmieszany.
- Nie, nie. Proszę się nie martwić. Słucham...
- Pani Aurora Blackstone?
- Tak...- wpuściła go do środka.
- Postaram się załatwić to szybko. Trzy dni temu zmarł pan Felix Flamel. W swoim testamencie zapisał pani...- powiedział i wyczarował przed nią stos książek.- Te oto książki i notatki. Oraz list. Przyjmuje pani te przedmioty?
- Ja... Jestem w szoku, ale tak.
- Świetnie. Proszę tylko tu podpisać i już mnie nie ma.
Złożyła podpis na kawałku pergaminu i po chwili mężczyzna opuścił jej dom. Przeniosła książki do biblioteki i wróciła do salonu. Draco siedział rozparty na sofie, ze spodniami wciągniętymi na biodra i wpatrywał się w kominek. Stanęła przed nim, zasłaniając mu widok. Podniósł wzrok na jej twarz.
- Dostałam księgi i notatki Flamela.- powiedziała z satysfakcją. 
- Masz zamiar je przestudiować?
- Oczywiście, że tak! Jak dobrze pójdzie to się będziesz ze mną męczył długie lata!- zaśmiała się siadając mu na kolanach.





Następny rozdział: 24.03.2016, godzina: 18:00
Rozdział 48 - 'Shots'

1 komentarz:

  1. Wiesz, że jestem fanką Twoich opowiadań, bo o tym Ci już pisałam. Bardzo się cieszę, że tej dwójce zaczyna się układać, a ich zaręczyny były idealne. Mam nadzieję, że odkryją jak stworzyć eliksir życia i będą żyć ze sobą nieco dłużej niż powinni. Zdecydowanie na to zasługują!
    Pozdrawiam! :) :*

    Feel like prey...

    OdpowiedzUsuń