poniedziałek, 12 października 2015

Rozdział 5 - 'This Is The Story Of My Life'



To był chłodny, jesienny dzień. Wszyscy czekali na nadchodzące święta, chwilową przerwę w nauce i Bal Bożonarodzeniowy.


Wszyscy, oprócz niej. 


Stała wpatrzona w wody jeziora, które błyszczały dzięki ostatnim promieniom słonecznym tego dnia. Miała na sobie gruby, szary sweter, którym szczelnie otuliła swoje ciało i założyła ręce na piersi. Miała w planie pozostać w Hogwarcie i dotrzymać towarzystwa Snape’owi, nawet jeśli tego nie chciał, oraz skupić się na rozszyfrowywaniu listów od ojca. Już ponad półtora miesiąca nie rozmawiała z Draco i cała ta sytuacja zaczynała ją przerastać. Przyzwyczajona do jego obecności, kiepsko radziła sobie bez osoby, która dokładnie wiedziała jak się czuje i jaka jest jej przeszłość. 

Bardzo g o potrzebowała.

Nadal trudno jej było się uporać z tym co robiła w imię Voldemorta i chociaż nigdy bezpośrednio nikogo nie zabiła, to często się sobą brzydziła, wspominając jak torturowała ludzi albo nasyłała na nich Nagini, Poczuła czyjąś obecność, ale nie odwróciła się do osoby która stała w niedalekiej odległości.
- Nie gryzę…- powiedziała cicho i zobaczyła, że czarnowłosy chłopak staje obok niej. Popatrzył na nią uważnie. Chociaż usilnie próbowała to ukryć, to on dostrzegł, że na jej twarzy maluje się zmęczenie i smutek.- Wszyscy cię przede mną przestrzegają, co?- zaśmiała się głośno.
- Coś w tym stylu… Posłuchaj ja... Widziałem cię...
- O, naprawdę? Gdzie?
- Po raz pierwszy w domu Malfoy’ów. Akurat weszłaś jak Glizdogon nas sprowadzał do lochu. A potem jeszcze w lesie. Gdy Voldemort chciał mnie zabić… Stałaś za drzewem. Rzuciłaś jakieś zaklęcie. Jak cię zobaczyłem wtedy na peronie to wiedziałem, że gdzieś już widziałem twoją twarz. 
- Spostrzegawczy jesteś. Stałam tam i faktycznie rzuciłam zaklęcie. Musiałam mieć pewność, że przeżyjesz.
- To ty…
- Aha…- powiedziała wyciągając z kieszeni opakowanie fasolek. Podsunęła mu pod nos i zachęcająco nim potrząsnęła. Kiedy pokręcił przecząco głową, wzruszyła ramionami i sama wyciągnęła kilka sztuk i wrzuciła do ust.
- Myślałem, że to dzięki poświęceniu mojej matki…- szepnął i ruszył za dziewczyną, która zaczęła iść wzdłuż jeziora.
- Też. To faktycznie bardzo potężna magia, jednak czasem to nie wystarcza. Czasami lepiej nie ryzykować… Liczyłam na ciebie… W przeciwnym razie byłabym pewnie martwa.- uśmiechnęła się serdecznie.- Wszystkim się wydaje, ze wiedzą jak to jest… Od dziecka wiedzieć kim się będzie w przyszłości. Żyć pod opieką ojca tyrana, który ładuje ci do głowy określone poglądy i znęca się nad tobą. A potem żyć pod opieką osoby, która nie okazuje żadnych pozytywnych uczuć.- zaśmiała się cicho.- Dumbledore oddał mnie pod opiekę Snape’a. Wierz mi, da się przyzwyczaić do jego osobowości.- dodała cicho. 
- I Snape mimo wszystko wprowadził cię do świata Voldemorta? 
- Nie miał wyjścia. Mój ojciec od samego początku to planował. Śmierciożercy mnie znali, czekali aż będę gotowa, żeby stanąć obok nich. Gdyby tego nie zrobił, pewnie już dawno by go pozbawili życia. 
- Zabiłaś kogoś?- zapytał nagle.
- Nie bezpośrednio…

***

Szybkim krokiem przemierzała leśną dróżkę, która prowadziła do małego domu, oddalonego od innych o kilkaset kilometrów. Taki był urok Syberii, że jeśli ktoś chciał się ukryć, to nie musiał się bardzo wysilać. Wieczór był zimny, wiatr rozwiewał jej czarną szatę, a kaptur rzucał cień na twarz, ukrytą pod przerażającą maską. Niebo co chwila przecinały ogromne pioruny, a ciszę zakłócały głośne grzmoty. Kolory były wyblakłe i wszędzie takie same. Jednym ruchem różdżki ściągnęła z twarzy maskę, która odsłoniła jej zimne jak lód oczy. Między jej nogami sunął ogromny wąż, który syczał głośno. Kolejnym ruchem dłoni otworzyła drzwi i wkroczyła do niewielkiej chatki.
- Gdzie to jest?!- spytała wystraszonego mężczyznę, który siedział przed kominkiem ze szklanką w dłoni.
- Wiedziałem, że prędzej czy później kogoś przyśle…- odparł głębokim głosem. Był niskim i mocno zarośniętym człowiekiem, naznaczonym Mrocznym Znakiem. Pomieszczenie było niewielkie i słabo umeblowane. Jedynym źródłem ciepła był ogień trzeszczący w kominku.
- Oto jestem. A teraz, gdzie to jest?
- Jaką mam pewność, że nie zabijesz mnie potem?
- Nie masz żadnej pewności. Gdzie to jest?- ponowiła pytanie z nieukrywaną wściekłością. W cale nie chciała tam być. Wolałaby siedzieć w swoim mieszkaniu, a nie szlajać się po paskudnych domach, paskudnych ludzi. 


Nie chciała być w środku tego wszystkiego. Chciała być normalną nastolatką.

- W drugim pokoju.
Spiorunowała go wzrokiem, dając do zrozumienia, że lepiej, jeśli nie będzie próbował uciec. Przeszła do zagraconego i zakurzonego pokoju. Zakryła dłonią, ukrytą w czarnej rękawiczce, twarz żeby nie wdychać zapachu stęchlizny.
- Że też Czarny Pan wysyła do takich zadań dziecko…- prychnął.
- Najwyraźniej ufa mi bardziej niż tobie…- odpyskowała.
Schyliła się i chwyciła szkatułkę po czym wróciła do pomieszczenia. Zobaczyła jak wąż kąsa mężczyznę po raz kolejny i wypełza z pomieszczenia. Podeszła do Śmierciożercy i schyliła się nad jego ciałem.
- Jak zobaczyłem węża to wiedziałem jak to się skończy…- powiedział cicho.- Zostaw mnie… Moje życie i tak od dawna nie przypominało życia.
- Myślisz, że mnie to obchodzi?- warknęła z odrazą w oczach, wyprostowała się i opuściła dom, zostawiając mężczyznę na śmierć. Dopiero na zewnątrz wypuściła powietrze z płuc. Nie chciała tego robić. 


Obchodziło ją.

Nie chciała go zabijać. Voldemort zaplanował to za nią. Wiedział, że nie będzie w stanie pozbawić go życia, dlatego wysłał z nią Nagini. Westchnęła głośno i przycisnęła szkatułkę do boku. Na jej twarzy znowu pojawiła się maska, a wąż czekał aż zabierze go do domu.


***

- Mógł mi ufać, ale wiedział, że nie jestem gotowa na zabicie kogoś. 
- A jednak Malfoy’owi kazał zabić Dumbledora.- zauważył Harry.
- Voldemort nie ufał Lucjuszowi. Po porażce w Departamencie Tajemnic... Chciał zabić Draco.  Podsunęłam mu inny pomysł, bo to nie było sprawiedliwe, żeby ginął za swojego ojca. Czarny Pan chciał pozbyć się Dumbledora, nie obchodziło go kto to zrobi. Stanęło na Draco, bo chciał pokazać Malfoy’wi, że kiepsko wyszkolił syna. Że jest słaby i nie zdolny do bycia Śmierciożercą. 
- A nie był?
- Harry, on miał piętnaście lat jak go naznaczyli. Kto w tym wieku jest gotowy na to, żeby zabijać? Był wredny, arogancki i nie okazywał żadnych przyjacielskich zamiarów w stosunku do większości ludzi, ale to tylko dziecko, które wychowane było przez ojca tyrana, który wpychał mu do głowy same głupoty. Mi Voldemort ufał, dlatego wysyłał mnie do sprawdzania horkruksów, dlatego odnajdywałam Śmierciozerców. 
- Sprawdzałaś horkruksy?
- Tak…
- Wiedziałaś, że jeden był falsyfikatem?
- Tak, sama go tam zostawiłam.- uśmiechnęła się szeroko.
- R. A. B.?
- Rose Aurora Blackstone. Dla zmyłki… Wiedziałam, że brat Syriusza próbował go ukraść i poległ. Wykorzystałam ten fakt. Żałuję, że nie zdążyłam Dumbledorowi o tym powiedzieć. Żałuję też, że Syriusz nie zdążył ci przekazać medalionu. Zostawiłam go tam, bo tylko to mi przyszło do głowy po tym jak go ukradłam. Dzień później twój ojciec chrzestny był już martwy. Wiedziałam, że tam nikt go nie będzie szukał. Niestety, tuż po tym musiałam się odsunąć od Zakonu, bo Czarny Pan zaczął podejrzewać, że ktoś zdradza. Nie chodziło o zabrane horkruksy, bo nawet  nie zauważył, że zostały zabrane. Po prostu czuł, że Zakon wie o jego planach. Musiałam uważać... Diadem ukryłam w Pokoju Życzeń, licząc że go szybko odnajdziesz. Po śmierci dyrektora miałam problem, z przekazywaniem informacji na temat tych przedmiotów. Jedyny, którego nie znalazłam to Czara… Nad nim opiekę sprawowała Bellatrix. Cieszę się jednak, że ci się udało. Nie chodzi tylko o to, że zabiłeś tego potwora, ale dałeś mi szansę na normalne życie. Dziękuję…
Harry uśmiechnął się nieznacznie i popatrzył na miejsce gdzie jezioro łączyło się z górami. Blondynka stała obok niego i patrzyła na ten sam punkt.
- Pomagałaś mi od dawna, a ja nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy.
- Harry, zrobiłam kilka rzeczy, za które mogłam stracić życie. Chciałam pozbyć się tego człowieka, bo przynosił innym ludziom tylko ból, strach i śmierć. Ale to ty byłeś silny i go powstrzymałeś. Wszystkie osoby, które w jakikolwiek sposób ci pomogły, wysyłały tylko wskazówki. Dziennik został zniszczony zanim zaczęłam się w tym wszystkim babrać, pierścień oddałam Dumbledorowi, diadem schowałam w szkole, tuż pod twoim nosem, na oczach córki Roweny, medalion dałam twojemu ojcowi chrzestnemu. Moje plany pokrzyżowała jego śmierć. O położeniu czary nie miałam pojęcia. Ciebie mogłam uchronić przed śmiercią, a Nagini… to było najbardziej skomplikowane bo ten przeklęty gad nie odstępował Voldemorta na krok. Nie wiesz ile razy chciałam go zabić jak byłam z nim sam na sam. Ale wtedy sama bym zginęła, a nie chciałam umierać tak młodo.- uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco i ściągnęła z szyi naszyjnik.- To należy do ciebie.- podała mu Kamień Wskrzeszenia.- Śledziłam cię wtedy i zabrałam go z ziemi po tym jak go upuściłeś. To był taki bonus ode mnie i Dumbledora.

***

Kroczyła po bocznej uliczce, a jej szata Śmierciożercy zmieniła się w obcisłe, czarne spodnie, czarne buty na obcasie, czarną koszulkę i skórzaną kurtkę. Wyszła na główną ulicę i przekroczyła ją szybko, po czym weszła do małego baru. Śmierdziało w nim alkoholem, potem, brudem i papierosami. Skrzywiła się i mrugnęła kilka razy, przyzwyczajając oczy do mroku jaki panował w środku. Doszła do samego końca niewielkiego pomieszczenia, odprowadzona wzrokiem każdego mężczyzny i siadła na przeciwko jednego z nich. Jego twarz przecięta była kilkoma bliznami, a blond włosy zmierzwione. Miał na sobie czarny garnitur i gdyby nie miejsce w jakim się spotkali to można by przypuszczać, że jest porządnym człowiekiem.


Ale i tak go nienawidziła.

- Wybrałeś obrzydliwe miejsce na spotkanie…- jęknęła patrząc mu w oczy.
- Myślałem, że Śmierciożercy lubią takie obskurne knajpy.
- Jestem nadal dziewczyną. Nie lubię takich miejsc. Masz to o co cię prosiłam?
- Rzeczowa jesteś. Pięknie wyglądasz. Wydoroślałaś…
- Ostatni raz widziałeś mnie jak miałam prawie jedenaście lat, a teraz mam prawie szesnaście. To chyba dość normalna rzecz, że się zmieniłam. Powinnam nadmienić w jakich warunkach żyję i kto w nim zagościł?
- Nie musisz być nieuprzejma.- odparł głębokim głosem, grzebiąc w jednej z wewnętrznych kieszeni.
- A ty byłeś uprzejmy jak rzucałeś na mnie kolejne zaklęcia?! Dawaj to po co tu przyszłam i skończmy to bezsensowne spotkanie.
Mężczyzna podał jej pierścień i popatrzył na nią beznamiętnym wzrokiem.
- Przypominasz mi swoją matkę. Nie byłaby zadowolona z tego kim się stałaś…- zaśmiał się gorzko.
- Nie waż się o niej mówić! Stałam się tym kimś przez ciebie.- warknęła łapiąc go za szyję i zaciskając długie palce na jego szczęce. Mężczyzna patrzył na nią i wyciągnął plik kartek z kieszeni.
- Przekażesz to Voldemortowi? To moja szansa na odzyskanie jego zaufania.
- Może powinnam mu powiedzieć gdzie cię znaleźć?- spytała z przerażającym, ironicznym uśmiechem i zabrała kartki z jego dłoni.
- Wydałabyś własnego ojca? Upadłabyś tak nisko?
- Nie jesteś moim ojcem…- powiedziała cicho i zostawiła go w tym miejscu, wychodząc na pustą ulicę. Z nieba leciał deszcz, a wiatr rozwiewał jej włosy dookoła twarzy. Patrzyła na pierścień, wiedząc jaki kamień go zdobi. Pokusa żeby go założyć była ogromna, jednak za bardzo bała się, co się wydarzy, jeśli wsunie go na palec.

***

- Twój ojciec ukradł Pierścień?
- Mój ojciec wierzył, że pewnego dnia to będzie jego przepustka do powrotu do łask Czarnego Pana. Odebrałam mu go i oddałam Dumbledorowi. Ten zapatrzony w siebie człowiek nie zauważył, że go okłamuję mówiąc, że przekażę jak to zabrał pierścień i go strzegł. Voldemortowi powiedziałam, że jest na swoim miejscu. Odradzałam dyrektorowi zakładanie go... Nie posłuchał. Po zniszczeniu horkruksa, włożył kamień do Znicza. Chciał ci to zostawić, bo wiedział, że zobaczenie rodziny da ci siłę, żeby to skończyć. Voldemort oczywiście poczuł, że kawałek jego duszy został zniszczony. Był wściekły. Pamiętam, że torturował mnie kilka godzin.
- Nie przestał ci wtedy ufać?
- Powiedziałam, że nie mogłam wiedzieć, że pierścień był podrobiony. Tylko Voldemort mógł wyczuć cząstkę swojej duszy w danym przedmiocie. Weszłam, znalazłam pierścień. A przynajmniej tak powiedziałam. Voldemort domyślił się, że o jego położeniu wiedziało kilka osób i że mogli go wykraść. I odpuścił.
Harry wpatrywał się w jej twarz z zaskoczeniem. Nie mógł uwierzyć, że ta tajemnicza dziewczyna właśnie ujawniła mu bardzo wiele rzeczy, o których prawdopodobnie wiedziało niewiele osób. Pokazała ludzką twarz, której nie mógł dostrzec przez ostatnie miesiące. Teraz wiatr rozwiewał jej jasne włosy dookoła twarzy, a niebieskie oczy wpatrywały się w jakiś punkt przed nią. Była niesamowicie piękną dziewczyną. A teraz zamiast obojętności i pustki, na jej twarzy pojawił się smutek pomieszany z nostalgią.
- Co?- spytała.- Nie tego się spodziewałeś?
- Nie wiedziałem czego się spodziewać… Chyba nie miałem żadnych oczekiwań.
- Po wojnie miałam rozprawę… Kingsley wiedział, że jestem szansą na wyłapanie Śmierciożerców, bo ich znałam. Wcielił mnie do oddziałów aurorów. Nadal większość z nich mi nie ufa, ale mnie to niespecjalnie interesuje. Pracuję, żeby niedługo móc żyć w poczuciu bezpieczeństwa.  Wracajmy do zamku, robi się coraz zimnej, a ty nie możesz się rozchorować. Spotkania z aurorami są zbyt ważne na tym etapie.- uśmiechnęła się, idąc w stronę zamku.- Moja matka była pół-wilą…- odezwała się nagle.
- Przyznam, że nie dziwi mnie to.- uśmiechnął się szeroko. Odwróciła na niego wzrok i zaśmiała się głośno. Wtedy usłyszała drwiący głos i zauważyła, że ktoś potrącił Harry’ego.
- Patrz jak łazisz, Potter!- warknął Malfoy, stojąc wśród swoich przyjaciół i zabijając wzrokiem najpierw jego, potem ją.
- Oh, pani auror zaprzyjaźniła się z tym kto zabił Czarnego Pana… Jak nisko upadłaś…- warknęła czarnowłosa dziewczyna obejmując blondyna. Aurora zaśmiała się ironicznie i spojrzała na Notta, który patrzył na nią z nieukrywaną satysfakcją. 
- I mówi to ktoś kto nawet nie został naznaczony Mrocznym Znakiem... Mam nadzieję, ze w końcu odnajdziesz swój mózg… Albo nauczysz się go używać… A ty Nott… Następnym razem użyj tępego noża. Bardziej boli.- powiedziała i pociągnęła Harry’ego za sobą. Chłopak popatrzył na nią pytająco.- Wiem, że nas wtedy widziałeś… Nie patrz tak na mnie… Ludzie się rozstają.- powiedziała cicho i puściła jego ramię. Wiedziała, że bardziej zastanawiało go co powiedziała do Theodora, ale nie mogła nikomu powiedzieć o swoich podejrzeniach.- Zostaję na święta w szkole, jeśli będziesz potrzebował porozmawiać, czy coś, to wiesz gdzie mnie znaleźć…- powiedziała cicho i odeszła, zostawiając go na środku korytarza.


Potrzebowała samotności.


3 komentarze:

  1. Świetny rozdział! Fajnie wplotłaś Rose w historie książkową, a z R.A.B mistrzostwo. Malfoy znowu obudził swoją wredną naturę, ale mam nadzieję, że jeszcze się zejdą :)

    Czekam na next.
    Buziaki :*
    www.the-evil-daughter.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mnie zaciekawiłaś.
    Wredna strona Malfoy'a to to, co lubię najbardziej. Dobrze, że nie zrobiłaś z niego słodkiego kochasia.
    Wspomnienia niesamowite, wstrząsające..
    Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję, że będzie równie wspaniały, jak ten.
    PS. Harry, Harry, Harry.. fasolek się nie odmawia! ;)
    Nie mogę nie pochwalić Twojego szablonu. Jest magiczny!
    itisnotourloveaiff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Co za idiota z tego Draco, czy on się w końcu opamięta?

    OdpowiedzUsuń