czwartek, 18 lutego 2016

Rozdział 41 - 'She’s Stronger Than You Know' [+18]



Siedziała przy biurku wpatrując się w jego twarz zaszokowana, szukając dowodu na to, że tylko żartuje. Jednak poważny wyraz jego twarzy, skutecznie ostudził jej nadzieje.
- No to są chyba jakieś żarty?!- uniosła się i rzuciła mu wściekłe spojrzenie.
- Aurora, jeszcze dwa dni temu byłaś chora. To tylko kilka dni…
- Ale ja nie chcę siedzieć cały czas tutaj! Potrzebuję jakieś… akcji! Zaczyna mnie to wszystko nudzić!
- Następna akcja jest twoja, tylko się wylecz i odzyskaj siły. A teraz będziesz w rezerwie, ja potrzeba będzie posiłków to…
- Oh, nie wkurzaj mnie bardziej, Young! Wiesz, że wolałabym, żeby posiłki nie były potrzebne! 
- Musisz odzyskać w pełni siły. Nikt nie chce cię narażać.
- Daj spokój. To marna wymówka. Jedźcie! Zostawcie mnie tu samą!
- Przecież jedziemy w…
- Tak jedziecie wszyscy. Ty, Potter, Zabini, Malfoy, moja durna siostra! Tylko nie ja!
- Zostajesz ze swoim starym teamem! 
Oh tak, dawny zespół z którym walczyła jeszcze w Hogwarcie był dobry. Zawsze w Ministerstwie się śmiali, że pomimo iż z początku czwórka auorów jej nie ufała, to wyjątkowo się zgrali i byli najlepszą grupą w historii. Potrafili przewidzieć swoje ruchy, a szybkość, zwinność i umiejętność zauważenia nawet najmniejszych szczegółów, dawała im przewagę nad przeciwnikiem. Zawsze wspierali się i wyciągali nawet z najgorszych tarapatów. I pomimo iż do grupy aurorów dołączył Harry i Blaise, z którymi Aurora często pracowała, to jednak tamten zespół był JEJ. Byli uczniowie Hogwartu zaczęli tworzyć odrębną jednostkę, która już nauczyła się sobie ufać.
- A idź mi stąd i nie wkurzaj mnie!- warknęła wypychając swojego szefa za pomocą zaklęcia z pomieszczenia i trzaskając drzwiami.
- Jak poszło?- spytał blondyn opierając się o ścianę i unosząc brew do góry. Uśmiechał się ironicznie, bo doskonale znał odpowiedź na to pytanie. Właśnie dlatego wysłał go do niej z informacją o ich kilkudniowym wyjeździe do Cardiff.
- Wiesz dobrze jak było. Wściekła się. 
Draco popatrzył na niego z rozbawieniem.
- Kiedyś wybaczy…- powiedział klepiąc go po ramieniu i idąc w stronę windy.
- Jeśli mnie do tego czasu nie zabije.
- Racja… Unikałbym jej przez najbliższy czas.
- A ty? Musisz się z nią spotkać w domu.
- Oh Young, ja mam swoje sposoby żeby ujarzmić rozwścieczoną panterę.
- Niby jakie?- zwątpił mężczyzna patrząc na niego uważnie.
- Nazywa się to sex i jestem prawie w stu procentach pewny, że nie chcesz słuchać o szczegółach.- zaśmiał się głośno gdy drzwi od windy się zamknęły. Popatrzył na zamknięte drzwi do gabinetu Aurory i był w stu procentach przekonany, że dziewczyna właśnie go demoluje.

***

Siedzieli w niewielkim przedziale, w drodze do stolicy Walii. Zabini od razu usnął, Camille i Nova - uzdrowicielka, która miała im pomóc w razie potrzeby - siedziały w przedziale obok. Tylko Malfoy, Potter i Gregory nie wiedzieli czym się zajać. Zdecydowali się na podróż pociągiem, bo nagła teleportacja kilku czarowników, mogła być podejrzana dla ludzi, których mieli wyłapać. Mafia. Czarownicy, którzy zagrażali spokojowi i bezpieczeństwu innych.
- I co, ujarzmiłeś rozwścieczoną panterę?- zakpił Gregory, nie wierząc w skuteczność metod Malfoy’a. Widział biuro Aurory po jej wyjściu. Jakby co najmniej wpadł tam huragan i powywracał wszystkie rzeczy, wyrzucił śmieci z kosza i porozrzucał książki. 
- Oczywiście. Nawet kilka razy…- zaśmiał się blondyn, na co Gregory wydał z siebie głośny jęk.
- Jak ty to robisz? Kiedy Annabelle się na mnie wścieka to lepiej wynieść się z domu, z miasta, kraju, a najlepiej z tej planety i Układu Słonecznego…
- Widzisz…- zaczął blondyn ale przerwał mu Harry.
- No spójrz na niego. Nawet Aurora nie jest w stanie oprzeć się tym niebieskim oczom i arystokratycznym manierom!- zaśmiał się głośno obrywając przy tym silne uderzenie od blondyna.
- To pewnie przez nadmiar pieniędzy w Gringocie.- dodał Blaise nie otwierając oczu.
- Ty spij i się nie mieszaj…- powiedział Malfoy, wyciągając przed siebie nogi i zaplatając dłonie na wysokości brzucha.- Sekretem jest to, że to najpierw ty musisz dać coś od siebie… Rozumiesz?- poruszył wymownie brwiami, na co Harry wybuchnął głośnym śmiechem, Blaise otworzył oczy, a Gregory spojrzał na niego zaszokowany.
- Niestety rozumiem. Nie wierzę, że właśnie odbywamy taką rozmowę.
- Sam zacząłeś.- odpyskował uśmiechając się szeroko.
- Przecież on już w szkole potrafił sobie owinąć każdą wokół palca. Aurora nawet nie zdaje sobie sprawy, że gdy on jest na dole, tak naprawdę jest górą. To bardzo sprytnie wymyślona manipulacja.- zaśmiał się Zabini. Draco wzruszył ramionami z łobuzerskim uśmiechem.
- Ja myślę, Blaise że ona doskonale o tym wie.- dodał Harry.
- Naprawdę chcecie rozmawiać o naszym życiu… seksualnym?
- Wasze życie to nasze życie, myślicie że nie wiemy o co chodzi gdy nagle znikacie ze spotkań? Mam nadzieję, że chociaż zdążacie do domu…
Blondyn spojrzał na nich z jeszcze szerszym uśmiechem.
- Jesteście jak para napalonych nastolatków.

***

Blondynka siedziała przy stole z głową opartą na prawej dłoni. Lewą trzymała na kolanie Malfoy’a, co chwilę przesuwając ją coraz wyżej. Wpatrywała się w rudowłosą przyjaciółką, która siedziała na przeciwko niej. Udawała, że słucha, ale dochodziło do niej co drugie słowo. Draco zdawał się wyjątkowo skupiony na rozmowie z Blaisem, ale jego myśli skupione były w okolicach krocza, do którego zbliżała się jej dłoń. W końcu poczuła, że łapie ją i powstrzymuje. Wiedziała, że gdyby teraz nie zakończyła to pewnie skończyłoby się wielką niezręcznością. Spojrzała na zegarek.
- Oh, nawet nie zauważyłam jak jest późno…- faktycznie było już grubo po drugiej w nocy.
- Tak, powinniśmy się zbierać…- dodał Draco i wstał, pospiesznie zarzucając na siebie kurtkę i pomagając ją ubrać blondynce. Ich przyjaciele stali, rozumiejąc o co tak naprawdę chodzi. Już od dłuższego czasu obserwowali jak para rzucała sobie pełne pożądania spojrzenia. Kiedy tylko wyszli z ich budynku, poczuła jak przyciska ją do ściany i namiętnie całuje. Równie mocno oddała pocałunek, wplatając palce w jego włosy. To była chłodna październikowa noc, jednak para nie przejmowała się temperaturą dookoła nich. Ich ciała były rozgrzane, a każdy dotyk niemal palił skórę. Zatrzymali się między dwoma budynkami i zupełnie zatracili w pożądaniu. Podsunął jej sukienkę do góry, złapał za uda i uniósł do góry.
- Myślałam, że to się nigdy nie skończy.- jęknęła gdy przygryzł jej wargę. Dyszała głośno, gdy rozsunął jej kurtkę i opuścił nieco ramiączko sukienki, odsłaniając porcelanową skórę. Przejechał wargami po wystających kościach obojczykowych, a z jej ust wydobył się głośny jęk.

Złączone ciała.
Głośne krzyki, których nikt nie słyszał.
Mrok, rozproszony dzięki jednej lampie nad ich głowami.
Jej paznokcie wbijające się w jego skórę.
Nieobecny wzrok.
Szybkie ruchy.
Wyszeptana prośba.
Para wydobywająca się ust.
Skóra wrażliwa na każdą pieszczotę.
Wykrzyczane w ekstazie imię.
Ciało wygięte w łuk, oparte o ceglaną ścianę.

Wyprostowała odrzuconą do tyłu głowę, przygryzła wargę i popatrzyła mu prosto w oczy. Zaśmiała się cicho, opierając swoje czoło o jego, zarzucając mu dłonie na ramiona i głaszcząc jego kark. Żadne się nie odzywało. Słowa nie były potrzebne. Zakrył jej nagie piersi i znowu czule ją pocałował. Odsunęła się od niego i zaśmiała głośno. Dołączył do niej, ukrywając twarz w jej szyi. Na ich ciała spadły pierwsze krople zimnego deszczu. Blondynka mogła przysiąść, że słyszała syczenie gdy dotykały ich skóry. 
- Jesteśmy nienormalni…- wyszeptała wpatrując się w jego błyszczące oczy.
- Jesteśmy ciekawi.

***

Siedział w pokoju hotelowym i wyglądał przez okno na rozświetlone światłami miasto. Dopił Ognistą i rozpiął guziki w swojej koszuli.
- Wychodzimy!- krzyknął Zabini wchodząc bez pukania.
- Gdzie?
- Dostaliśmy cynk, że nasz obiekt bawi się w jednym z clubów. Idziemy na obserwację. Ogarnij się, Malfoy. Wychodzimy za 30 minut.- dodał z szerokim uśmiechem. Kiedy godzinę później siedział przy jednym ze stolików nie mógł uwierzyć w to co widzi.
- Przecież to dzieciak.- powiedział cicho.- To na pewno boss?
- Pewniak. Też myślałem, że będzie starszy.- odparł Harry wypijając zawartość swojego kieliszka. Oni dwaj siedzieli w środku, a Zabini i Young na zewnątrz.- Skoro już mamy tyle siedzieć… Może kolejne zwierzenia?- zaśmiał się Wybraniec i zamówił kolejną kolejkę.
- Jakieś specjalne zamówienia?- ironizował Draco. 
- Czy ja wiem… Co dobrego zrobiłeś dla Zakonu?
Zamyślił się na chwilę.
- Zniszczyłem pierścień. Pewnie się nie spodziewałeś…- powiedział upijając łyk trunku.
- Nie!
- Pod koniec szóstego roku, Dumbledore zaprosił mnie do siebie. Był bardzo osłabiony i bał się, że nie da rady tego zrobić. I spytał, czy ja mogę.
- Zrobiłeś to za pomocą miecza?- zdziwił się czarnowłosy. Skinął na potwierdzenie.- Ha! Widzisz Malfoy, powinieneś wylądować w Gryffindorze!
Blondyn zaśmiał się głośno.
- Ron zniszczył medalion, Hermiona czarę, twój kumpel diadem, ja dziennik, Neville zabił Nagini, a Voldemort mnie.
- Diadem zniszczyła Aurora.- powiedział cicho.- Ogień nie zniszczył go. Uszkodził, tak, ale nie zniszczył. Aurora weszła do Pokoju Życzeń chwilę później i upewniła się, że ta część duszy Voldemorta też przestał istnieć. Poza tym to ona wysłała wam miecz wtedy w lesie, a Snape nakierował za pomocą Patronusa.
- I uratowała moje życie w lesie. 
- Aha…- potwierdził Malfoy wrzucając do ust kilka orzeszków.
- Byliście na ślubie Billa i Fleur w Norze? Byliście wtedy razem ze Śmierciożercami?
Skinął głową wpatrując się w jakiś punkt przed sobą.
- Miało mnie tam nie być. Ale nie mogłem jej puścić samej…

***

Wylądowali koło Nory i ukryli się za budynkiem. Wiedziała, że część Śmierciożerców już jest dookoła domu i tylko czeka na znak.
- Nie powinno cię tu być!- warknęła wychylając się i patrząc jak ludzie świętują pod ogromnym namiotem.
- Ciebie też…- wysyczał.
- Potter musi wyjść z tego cało. A oni na to nie pozwolą. Czekaj tu!
Kiedy wysłannicy Czarnego Pana zaatakowali, przywdziała kaptur i skoczyła między nich, obserwując jak Harry i jego przyjaciele rzucają się do ucieczki. Zniknęła wśród ludzi, a on stał i wpatrywał się jak Śmierciożercy torturują i zabijają innych ludzi. W końcu zobaczył ją, stała na wprost Kingsleya. Pokazała mu coś i po chwili wylądowała kilka metrów od niego, leżąc na plecach. Był wściekły, chciał czarodzieja ukarać za jej ból, ale kiedy nachylił się nad nią powstrzymała go.
- To część planu...- powiedziała cicho.- Zabierz mnie do domu...
Przenieśli się tam, a ona usiadła spokojnie na sofie w jego pokoju.
- Czemu mnie powstrzymałaś?! 
- Draco, oni musieli myśleć, że jestem z nimi...- wyszeptała. Nie rozumiał skąd u niej taka nagła ochota na chronienie Pottera i walkę przeciwko Czarnemu Panu.- Nic mi nie jest.- dodała z uśmiechem.

***

- Czyli nie jesteś taki zły...- powiedział Harry.
- Potter, ja nie jestem zbawicielem, bohaterem ani nikim takim. Ratowałem swój tyłek, kiedy uświadomiłem sobie, że w razie upadku Voldemorta, nie chcę być po złej stronie. Poza tym... była Aurora. Ona zawsze wierzyła, że nie jestem zepsuty. Wszystko co robiłem to dla niej... I dla matki.
- Widziałeś co się wydarzyło wtedy w Preston?
- Widziałem... Zobaczyłem te wspomnienia. 
- Jak było źle?
- Zgnębiły ją psychicznie. Jakieś głosy, wspomnienia, widma ludzi. Nie dziwię się, że była w takim stanie kiedy ją znaleźliście. Każdy by się załamał widząc że zabijał ludzi. 
- Ale ona...
- Oczywiście, że nie. Ale pojawił się głosik z tyłu głowy, że jej zabrali te wspomnienia. Że nie o wszystkim wie. Ale to nieprawda. Aurora nigdy nikogo nie zabiła. Oprócz podarowania ojcu zawału.
- Ona przeszła za wiele...
- Zdecydowanie. Nikt z nas nie jest w stanie pojąć wymiaru jej własnej tragedii...- powiedział cicho dopijając Ognistą.- Jest silniejsza niż myśli... Wiesz... Kiedyś obudziłem się w środku nocy... To było w trakcie wakacji między piątym, a szóstym rokiem. A jej nie było...

***

Otworzył oczy i rozejrzał się po ciemnym pokoju. Był w łóżku sam. Tylko nie mógł pojąć dlaczego. Uniósł się na łokciach i popatrzył dookoła. Zauważył ją nagle i ze zdziwieniem stwierdził, że dziewczyna leży na podłodze. Wstał i podszedł do niej, nachylając się nad nią i zauważając, że śpi. Dotknął jej ramienia, chcąc ją przenieść na łóżko, ale obudziła się.
- Aurora... Co ty wyprawiasz, do cholery?- zapytał zdenerwowany.
- Byłam dzisiaj zła... Muszę zostać ukarana...- wyszeptała nie patrząc na niego. Zmarszczył brwi nie rozumiejąc co mówi.- Torturowałam cię. Teraz muszę ponieść karę...
- Wracaj do łóżka i się nie wygłupiaj. Śpisz na podłodze! Co to za kara?
- Masz rację... Powinnam zejść do piwnicy... Tu jest zbyt wygodnie.
- Co ty pieprzysz?!- wpatrywał się ze zdenerwowaniem na jej załzawione oczy.
- Tata nie byłby zadowolony wiedząc, że...
- Aurora, twojego ojca tu nie ma. Ale jestem tu ja i zaczynam się zastanawiać czy ci nie odbiło. Dlaczego śpisz na podłodze?
- Mówiłam ci... Muszę zostać ukarana.
- Śpiąc na podłodze?
- Tu i tak jest wygodnie. W piwnicy na gołej ziemi nie było...- szepnęła, pozwalając mu się podnieść i zaprowadzić do łóżka.
- Czy twój ojciec...
- Kiedy byłam w jego mniemaniu niegrzeczna, kazał mi iść do piwnicy, zamykał mnie tam, spałam na ziemi i niemal nie dostawałam jedzenia...
- Twój ojciec to popaprany skurwiel... Przestań to rozpamiętywać. Przy mnie już nigdy nie będziesz spać na podłodze... Będziesz zawsze przy mnie...





Następny rozdział: 22.02.2016, o godzinie: 18:00
Rozdział 42 - 'Unpredictable'

1 komentarz:

  1. Awwww... Czemu Draco musi być taki słooodki? :-:' Nawet nie można się na niego nigdy wkurzyć xD
    Nie mam siły na dłuższe komentowanie, wybacz :'(
    Ale ślę jak zwykle duuuużo weny i ciepełko :*

    Su♥

    OdpowiedzUsuń